Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Ruchomy chodnik ożywiłby plac Defilad

04-12-2019 20:23 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
Odległość pomiędzy stacja metra „Centrum” a dworcem PKP Warszawa-Centralna wynosi 300 metrów. Obiekty te łączy szeroka na około 7 metrów aleja spacerowa. Pokryta jest ona betonowymi płytami chodnikowymi, obramowanymi brukiem z granitowej kostki. W wyniku użytkowania kostka zapada się głębiej niż płyty chodnikowe, toteż aleja (miejscami) przypomina tarkę do prania (kto jeszcze pamięta, jak wygląda taki sprzęt). Stworzenie tam ruchomego chodnika byłoby istotną dla Warszawy innowacją techniczną.

Alejka – położona równolegle do Alei Jerozolimskich – jest oddalona od jej północnego (czyli najbliższego) chodnika o ok. 50 m. Odległość od skraju zabudowy Pałacu Kultury i Nauki wynosi ok. 100 m. Szlak pomiędzy stacją metra „Centrum”, a dworcem Warszawa-Centralna, każdego dnia, przemierzają tysiące podróżnych, w tym wielu z bagażami. Tędy też wiedzie droga ze stacji metra do centrum handlowego „Złote Tarasy”. Ludzie maszerują opisaną trasą niezależnie od pory dnia i pory roku, niezależnie od pogody, bo mało kto na tym dystansie korzysta z tramwaju lub autobusu. Znaczną grupę stanowią także podróżni, którzy „busikami” dojechali do Placu Defilad, z zamiarem dalszej podróży koleją z dworca Warszawa-Centralna. Inną grupę stanowią niektórzy podróżni korzystający ze stacji PKP Warszawa-Śródmieście.

W wielu ośrodkach uniwersyteckich na całym świecie od lat trwają badania nad czynnikami sprzyjającymi rozwoju metropolii, które – zdaniem naukowców – odgrywają szczególną rolę w organizacji przestrzeni globalnej. Wielu z nich, np. Manuel Castells, uważa, że los gospodarczy kraju zależy od osiągnięć metropolii. Profesor Antoni Kukliński nazywa metropolie ośrodkami węzłowymi tworzenia i dyfuzji decyzji, informacji, finansów oraz osiągnięć nauki i kultury w skali globu. Profesor Wojciech Cellary (ale także inni) uważa natomiast, iż przyszłością ludzkości jest kreatywność, skupiona prawie w całości w metropoliach. „Od kreatywności będzie zależeć zatem miejsce człowieka w społeczeństwie informacyjnym. […] Na rynku pracy ludzka wiedza i inteligencja będą w cenie tylko o tyle, o ile staną się podstawą kreatywności”.

Liczba ludzi kreatywnych jest jednak ograniczona, toteż kreatywni specjaliści są „towarem” szczególnie cennym i poszukiwanym. W dzisiejszych czasach łatwiej wybudować fabrykę, niż ściągnąć kreatywnych specjalistów. Saskia Sassen stawia tezę, że „Renomowana firma z branży księgowości może obsługiwać klientów na odległość, ale charakter jej usług wymaga bliskości innych specjalistów, od pracowników do programistów. Co więcej, wiadomo, że wielu nowych profesjonalistów o wysokich dochodach przyciągają udogodnienia i style życia oferowane przez wielkie ośrodki miejskie”. Podobną tezę postawili szwedzcy badacze: Alexander Bard i Jan Söderqvist, pisząc, że miasta i regiony przegrają, jeśli nie będą w stanie zaproponować wystarczająco ponętnego stylu życia i inspirującego środowiska kulturalnego. To sprawia, że aby ściągnąć do miasta ludzi naprawdę kreatywnych, nie wystarczy im dobrze zapłacić, ale trzeba im zaimponować środowiskiem miejskim.

Czy Warszawa dysponuje takim środowiskiem? Jak nasze miasto – pod tym względem – wypada w porównaniu z Berlinem, Pragą, Budapesztem czy Wiedniem? Czy mamy zabytki, dzieła sztuki, architekturę, urbanistykę, lub rozwiązania techniczne mogące zaimponować światowcom?

W obecnym świecie (koniec drugiej dekady XXI wieku) procesy globalizacji są mocno zaawansowane; język angielski stał się językiem powszechnie używanym na całym globie, szczególnie tam, gdzie techniki informacyjne weszły do powszechnego użytku, a to ułatwia przemieszczanie się pracowników. Przemiany polityczne po 1989 r. oraz powszechność i taniość komunikacji lotniczej spowodowały, że przepływ ludności stał się znaczne łatwiejszy, a na obszarze Unii Europejskiej – dla obywateli jej krajów członkowskich granice już nie istnieją. Wszystkie wymienione i wiele innych czynników sprawiła, że walka Warszawy o zajęcie miejsca wśród najważniejszych metropolii Unii Europejskiej, jest, a raczej będzie bardzo trudna. Dlatego też – moim zdaniem – Warszawa powinna bardziej odważnie podchodzić do wszelkich nowinek technicznych. Dotychczasowa praktyka wskazuje bowiem na wielki konserwatyzm w podejściu do tego zagadnienia. Pierwszą linię metra (raczej jej połowę) uruchomiono w Warszawie o ponad 130 lat później, niż w Londynie (1863 r.) i prawie sto lat później niż w Budapeszcie (1896 r.). Nie chcę wdawać się w dywagacje o cechach Madziarów, wolę bowiem podać inny przykład podatności Węgrów na różnego rodzaju innowacje w dziedzinie techniki. Oto w okresie 1839 - 1849 (będąc w austriackiej niewoli) Węgrzy wybudowali w Budapeszcie stały – istniejący do dnia dzisiejszego – Most Łańcuchowy przez Dunaj. Nasz, warszawski, pierwszy most wiszący (podwieszony) powstał 150 lat później, gdy konstrukcje tego typu stały się „chlebem powszednim” w technice światowej. Istotne jest, że Węgrzy zdecydowali się na nowatorską wówczas w Europie kontynentalnej konstrukcję łańcuchową. Podjęli ryzyko wybudowania pierwszego na kontynencie mostu o takiej konstrukcji. Podobne, chociaż może nie tak drastyczne, różnice występują w wielu innych zakresach miejskiej techniki w Warszawie. Jeżeli – z przyczyn wynikających z naszej historii – nie mamy zabytków mogących konkurować z podobnymi u naszych sąsiadów, to – moim zdaniem – powinniśmy pokusić się o imponujące rozwiązania inżynieryjne, a chociażby niezwykłe w tej części świata.

Proponuję np. zastanowić się nad zbudowaniem zadaszonego, ruchomego (dwukierunkowego) chodnika pomiędzy stacją metra „Centrum” a dworcem PKP Warszawa Centralna. Chodnik taki miałby długość około 300 metrów, a dach nad nim ok. 10 metrów szerokości. Gdyby dach ten pokryć ogniwami fotowoltaicznymi, mielibyśmy blisko 3 tys. metrów kwadratowych baterii słonecznych. Istotne jest to, że dach rozciągnięty na linii wschód-zachód mógłby mieć najbardziej korzystne nachylenie w kierunku południowym. W instalacji tego typu należy uwzględnić fakt znacznej różnicy mocy uzyskiwanej z ogniwa w ciągu doby, ale także w ciągu roku, gdyż w grudniu i styczniu produkcja energii spada niemalże do zera. Ta cecha ogniw fotowoltaicznych powoduje, że dla sprawnego funkcjonowania proponowanej instalacji, niezbędne byłoby także podłączenie jej do miejskiej sieci elektroenergetycznej. W chwili obecnej dostępnych jest na rynku już kilka kolejnych generacji ogniw fotowoltaicznych, charakteryzujących się m. in. różną sprawnością, ale także ceną.

Można założyć, że energia elektryczna, produkowana przez baterie słoneczne nad ruchomym chodnikiem, zaspokoiłaby znaczną część zapotrzebowania urządzenia na energię. Tego typu inwestycja, to nie tylko „gadżet miejski”, ale także pokaz korzyści z wykorzystania energii odnawialnej. Są to korzyści ekologiczne, ekonomiczne i społeczne.

Polska, zgodnie z założeniami „Krajowego Planu Działania w zakresie energii ze źródeł odnawialnych”, przyjętego przez Radę Ministrów 7 grudnia 2010 r., do roku 2020 – zobowiązała się, że do 2020 r. 15,5% energii końcowej brutto pochodzić będzie ze źródeł odnawialnych, co ma (miało) w istotny sposób ograniczyć emisję CO2 do atmosfery. Tak więc uruchomienie w stolicy instalacji obrazującej korzyści z zastosowania energii odnawialnej, ma niebagatelne znaczenie edukacyjne. Chodniki ruchome o podobnej długości istnieją i działają na wielu lotniskach. Jest tam oczywiście ruch znacznie większy niż pomiędzy wymienionymi miejscami, ale znaczenie propagandowe i edukacyjne naszego chodnika byłoby – moim zdaniem – większe.

Czy to ma sens? Widziałem w Pekinie w parku przy Starym Pałacu Letnim tzw. Długi Korytarz, którym jest zadaszona aleja spacerowa o długości 700 metrów. Jest to jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc w stolicy Chin. Zważywszy, iż istnieją na świecie sprawdzone (produkowane od wielu dziesięcioleci) konstrukcje ruchomych chodników, pozostałoby zaprojektować system zasilania w energię elektryczną; częściowo ze źródeł odnawialnych (energia słoneczna), częściowo z sieci. Zważywszy, że aleja przechodzi skrajem terenów parkowych przed Pałacem Kultury i Nauki, należałoby kompozycyjnie zintegrować „zadaszoną galerię” z otoczeniem; być może formując w tej części miasta nowe centrum gastronomiczne i rekreacyjne. Miejsce znajduje się w samym środku Warszawy, jest dobrze nasłonecznione i graniczy z terenem parkowym. Trudno przewidzieć w jakim stopniu byliby usatysfakcjonowani mieszkańcy stolicy, ale ci z nich, którzy chociażby od czasu do czasu przemierzają przestrzeń od dworca do stacji metra, niewątpliwie byliby zadowoleni.

Wróć