Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Rośliny inwazyjne na Ursynowie

02-11-2022 20:38 | Autor: Bogusław Lasocki
Na ursynowskich półdzikich obrzeżach spotykamy często miejsca pokryte bujną roślinnością, sięgającą nawet kilkumetrowej wysokości. Zachwycamy się intensywnymi przyrostami, podziwiamy intensywną zieleń liści czy piękne, intensywnie pachnące kwiatostany. Niestety, znaczna część tych roślin ma charakter inwazyjny, stanowiąc zagrożenie nie tylko dla rodzimych roślin pól i łąk, ale nawet drobnych zwierząt.

Piękne i groźne

Bujne złociste łany, tak licznie występujące na nieużytkach Zielonego Ursynowa czy obrzeżach Lasu Kabackiego to nawłoć kanadyjska. Wspaniałe gęste zakrzaczenia, sięgające nawet 3 metrów wysokości z pięknymi zielonymi liśćmi i baldachami białych kwiatostanów na szczytach łodyg to rdestowce. Szczególnie obficie występują w rejonie Skarpy Ursynowskiej. Coraz liczniej spotykany jest chmiel zwyczajny, obrastający nie tylko siatkowe płoty domostw niskiej zabudowy, ale również krzewy i drzewa w wielu enklawach Skarpy Ursynowskiej i Lasu Kabackiego. Inwazja trwa i rozwija się.

O roślinach inwazyjnych rozmawiam z dr hab. Ewą Zaraś z Katedry Ochrony Środowiska i Dendrologii SGGW, którą spotkałem w Ursynowskim Centrum Kultury „Alternatywy” podczas niedawnego Festiwalu Nowe Oświecenie.

- Żeby cokolwiek zrobić z tymi roślinami, musimy je dobrze poznać – mówi dr hab. Ewa Zaraś. - Sposób rozprzestrzeniania się - tu już bardzo dużo wiemy. Musimy poznać w pełni biologię, ale musimy też poznać same rośliny. I dopiero wtedy może zaprojektować odpowiednie przeciwdziałania. Jednak nasuwa się tu pytanie, czy na pewno możemy sobie pozwolić na takie stuprocentowe wyrugowanie tych roślin z naszego otoczenia. Zapewniają one bioróżnorodność, poza tym mają szereg właściwości zdrowotnych. Dlatego musimy kontrolować rozwój ich populacji. Z punktu widzenia szaty roślinnej jest to duży problem. Choćby na przykład rdestowiec. Pojawia się jedna piękna kępa, potem druga piękna kępa, stopniowo kolejne. Rozrastając się, bardzo szybko kępy zaczynają się łączyć. Gdzieś po drodze pojawiają się inne kępy i wkrótce okazuje się, że mamy potężną wielką przestrzeń, która jest opanowana tylko przez rdestowca, albo przez nawłoć kanadyjską czy kolczurkę trójklapową. Próby walki z intruzami dają mierne wyniki, tym bardziej że chcemy unikać stosowania chemii – wyjaśnia dr hab. Ewa Zaraś.

Spacerując latem czy wczesną jesienią uliczkami osiedla SGGW, tuż przy ul. Nowoursynowskiej, zauważymy na parkanach bujnie rosnące pnącza z dorodnymi, zielonymi liśćmi i licznymi żółto zielonymi szyszeczkami. To widok radosny dla każdego piwosza, ale chmiel rosnący w środku miasta i okolicznych rezerwatowych terenach nie napawa optymizmem.

Chmiel zwyczajny na polach ursynowskich pojawił się nie wiadomo skąd. W warunkach uprawowych rozmnażany jest wegetatywnie poprzez sadzonkowanie. Natomiast w warunkach naturalnych z wiatrem przenoszone są wysuszone, lekkie szyszki, wypełnione dojrzałymi nasionami. Jest to roślina wyjątkowo trudna do zwalczenia. Bardzo plenna, silnia witalnie, potrafi niezwykle bujnie rosnąć dając nawet kilkanaście metrów rocznego przyrostu pędów. Jeśli nie ma po czym pnąć się do góry, wypuszcza pędy płożące się po ziemi. Dla chmielu nie ma znaczenia czy spotka krzew, czy małe lub większe drzewo. Natychmiast wspina się do góry oplatając bardzo mocnymi pędami łodygi i gałęzie, wypuszczając jednocześnie liczne liście o dużej powierzchni. Jako bylina nad ziemią zamiera na zimę, ale wiosną się odradza. I po tych starych pędach, jak po rusztowaniu z ubiegłego roku jeszcze szybciej się wspina. To wszystko dzieje się na drzewach, które po pewnym czasie mają problem z utrzymaniem tej masy obumarłego i nowo rozwijającego się chmielu, nie są w stanie również wygrać wojny o światło z okrywą z liści chmielu. Tak więc również chmiel może stwarzać poważne zagrożenie.

– Pytanie, skąd te rośliny się u nas wzięły – rozważa dr hab. Ewa Zaraś. – Niektóre zostały przywleczone w sposób nieświadomy – nasiona czasem przyczepiają się gdzieś do samochodu, czasem przenoszą ptaki lub inne zwierzęta. Często same się rozsiewają, gdy mają bardzo dużo drobnych nasionek. Tych historii roślinnych dróg przybycia jest bardzo wiele. Niektóre zostały sprowadzone jako rośliny ozdobne, chociażby kolczurka czy rdestowce. Posiadają bardzo ładne kwiatostany, bywają faktycznie piękne. Nawet gdy jesienią zrzucą liście na ziemię, to dalej mamy dekoracyjne pędy. A pod ziemią funkcjonuje potężny system korzeniowy, który daje ogromną masę odrostów. To świat, którego my nie widzimy, nie znamy, ale który bardzo intensywnie funkcjonuje. Stanowi specyficzny mózg korzeniowy i zarazem wielką bombę witalności, gotową przeniknąć do „świata zewnętrznego” czyli na powierzchnię ziemi. No i wyrastają nam rdestowce i te wszystkie inne rośliny, o których potem będziemy mówić, że tak się rozpychają łokciami wypierając inne rodzime. Niektóre z nich produkują tylko ogromne ilości nasion, niektóre mają tylko odrosty korzeniowe, ale to wystarczy, by skutecznie rozwijały się i pogłębiały swoją dominację – wyjaśnia dr hab. Ewa Zaraś.

Faktycznie, tu w Europie, teren jest dziewiczy dla agresywnych roślin pochodzących z innych kontynentów. Przypłynęły do nas statkami, dalej transportem lądowym, czasem z produktami rolnymi czy przy okazji przewozu produktów przemysłowych. Intensywnie rosnące, przyzwyczajone do dużych zmian pogodowych i termicznych, w nowych warunkach odnalazły swój raj. Miejscowe rośliny nie mają przy nich szans na skuteczne konkurowanie. Dobrze dostosowane do względnie stabilnych warunków, nie posiadają mechanizmów szybkiej adaptacji do nowych uwarunkowań, bo nie było takiej potrzeby. Gdy jednak rozpoczęły się zmiany klimatyczne, wyraźnie pozostały w tyle za przybyszami. Nierówna walka trwa.

Pożyteczne ziele truje glebę

Piękne złote łany na nieuprawianych polach to zazwyczaj nawłoć kanadyjska. Nasza rodzima nawłoć pospolita, będąca zresztą cennym zielem leczniczym, jest przez przybysza bardzo skutecznie wypierana.

Rozprzestrzenia się za pomocą lekkich nasion rozsiewanych na znaczne odległości, a następnie rozrasta się na zajętych siedliskach za pomocą kłączy. Rozprzestrzenianie gatunku związane jest ze szlakami komunikacyjnymi: drogami i liniami kolejowymi. Nawłoci sprzyja także dostępność siedlisk, gdzie nieregularne koszenie i wydeptywanie ograniczają wzrost gatunków rodzimych. Sadzona jest również celowo w ogrodach przydomowych, a przez pszczelarzy uważana za dobre źródło późnego pożytku. Nawłoć kanadyjska tworzy gęste połacie i hamuje kiełkowanie i wzrost innych gatunków. Skutecznie odciąga owady zapylające od gatunków rodzimych.

Przewagę uzyskuje dzięki efektywnemu rozmnażaniu się – poprzez szybki rozrost kłączy i duże ilości nasion, kiełkujących niejednocześnie. Wydziela również związki chemiczne zatruwające glebę i hamujące wzrost innych roślin. Czyli po prostu: pożyteczny szkodnik.

Dywan badyli zagłuszy wszystko

Rdestowiec japoński, zwany również ostrokończystym, jest kolejnym negatywnym bohaterem inwazyjnym. Bardzo rozpowszechniony w Polsce południowej i zachodniej, w Kampinosie. W rejonie Ursynowa najłatwiejszy do obejrzenia przy ulicy Arbuzowej i licznych rejonach Skarpy Ursynowskiej, z roku na rok występuje coraz liczniej.

Uważany jest za gatunek niezwykle niebezpieczny, gdyż zagraża sąsiadującym roślinom. Zabierając im światło i miejsce, znacznie hamuje ich rozwój. Suche łodygi z poprzednich lat bardzo trudno ulegają rozkładowi, tworząc grubą warstwę nie przepuszczającą światła, uniemożliwiając kiełkowanie innym roślinom. W celu zwalczania inwazji tych roślin w rejonie Skarpy testowana jest metoda tak zwanego siatkowania. Polega ona na eliminacji rośliny z powierzchni ziemi, następnie przykryciu powierzchni specjalną siatką, która zatrzyma odrastanie rdestowca z podziemnych kłączy. Niestety, sukcesu na razie nie widać. Silne pędy w wielu miejscach podnoszą siatkę do góry i skutecznie przebijają się przez jej oczka.

Z drugiej strony, mimo swej szkodliwej natury, rdestowiec kryje w sobie cenne właściwości. Zawiera substancje wspomagające hamowanie procesów autoagresji immunologicznej, wspierając zmagania się z reumatyzmem, atopowym zapaleniem skóry, łuszczycą, bielactwem, artretyzmem czy cukrzycą. Nie zmienia to fakt, że bilans strat i zagrożeń jest dużo wyższy korzyści.

Konkluzja wydaje się pesymistyczna. Obcy zwyciężą?

Wróć