Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Radziwiłłowie znowu rządzą

27-11-2019 21:09 | Autor: Maciej Petruczenko
Bodaj od czasu, gdy dzisiejszy poseł do Parlamentu Europejskiego Leszek Miller sprawował funkcję premiera, Ursynów nie miał tak mocnej reprezentacji w sferach rządowo-samorządowych. Oto bowiem Rafał Trzaskowski pozostaje już kilkanaście miesięcy prezydentem Warszawy, zaś Konstanty Radziwiłł został właśnie powołany przez obecnego prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawieckiego na stanowisko wojewody mazowieckiego.

Wygodne to fuchy dla obu naszych prominentnych sąsiadów, ponieważ łatwo dojechać metrem z Ursynowa na plac Bankowy i nie mieć tam problemu z parkowaniem. Przy okazji można często napotkać w metrze dwukrotnego mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą Tomasza Majewskiego, który jako wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki ma trochę dłuższą drogę do pracy, wysiadając przy placu Wilsona.

Fakt, że Miller, Trzaskowski i Radziwiłł reprezentują różne orientacje polityczne (lewicę, centrum, prawicę), nie jest rzeczą złą, bo – jak powiada pewien doświadczony życiowo pijaczek – dobrze mieć wtyczkę w każdej bandzie. Coś wie na ten temat rodzina obecnego europosła Ryszarda Czarneckiego, współczesnego Leonarda da Vinci, człowieka, który jest zdolny do wszystkiego i którego wszędzie go potrzebowali i potrzebują: w ruchu studenckim, dziennikarstwie, prawoznawstwie, zarządzaniu kulturą, piłką nożną, wyścigami żużlowymi, siatkówką lub sprawami olimpijskimi; w publicystyce katolickiej, w „Gazecie Finansowej”, w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym, Akcji Wyborczej Solidarność, w Samoobronie, w krajach Trzeciego Świata, w radiu Polonia i telewizji Polsat, w rządach Hanny Suchockiej i Jerzego Buzka, a już najbardziej w partii „Prawo i Sprawiedliwość”, której jest jakby nieoficjalnym rzecznikiem, potrafiąc zręcznie wytłumaczyć sens każdego manewru tego ugrupowania. Czarnecki może się też pochwalić jedynym w Polsce teściem sprowadzonym z Kosmosu i synem, który – zapewne całkiem przypadkowo – znalazł zatrudnienie w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Powiedzieć o Ryszardzie Wielkim – Człowiek-Orkiestra, to jakby nic nie powiedzieć.

Ku memu ogromnemu zdumieniu w ślady Czarneckiego idzie najwyraźniej wspomniany Konstanty Radziwiłł, którego zdążyłem poznać jako cenionego medyka z prywatną praktyką, walczącego o sprawy środowiska zawodowego długoletniego szefa Naczelnej Izby Lekarskiej. Ten nasz sąsiad przeszedł wszelkie szczeble kariery medycznej, od lekarza stażysty do ministra zdrowia w rządach Beaty Szydło i Mateusza Mazowieckiego, mając po drodze etap czysto polityczny – zasiadanie w Senacie. W tym roku, będąc już członkiem PiS, przepadł najpierw w wyborach do Parlamentu Europejskiego, a potem do Senatu, więc można się domyślać, że partia rzuciła go na stanowisko wojewody mazowieckiego, traktując to jako nagrodę pocieszenia i będzie miała na tej pozycji swojego zaufanego człowieka. A to o tyle ważne, że wojewoda jest przedstawicielem rządu, a nie samorządu.

Klęsce wyborczej pana Konstantego trudno się dziwić, bowiem społeczeństwo do tej pory go przeklina za nieudaną reformę służby zdrowia. Reforma doprowadziła do głębokiego kryzysu w tej niesłychanie ważnej dla każdego obywatela dziedzinie. W szpitalach zamykane są całe oddziały, lekarze uciekają z poszczególnych placówek jak szczury z tonącego okrętu, a na dodatek pokrętne przepisy sprawiają, że np. Szpitala Południowego na Ursynowie nie będzie można od razu uruchomić w normalnym trybie, bo nie ma go jeszcze w totalnie już skompromitowanej radziwiłłowskiej „sieci”, poprzez którą zapewnia się finansowanie.

Internauci słusznie zauważyli, że Konstanty Radziwiłł, dawny obrońca interesów służby zdrowia i pacjentów, przeszedł teraz na drugą stronę barykady, siejąc po tej pierwszej spustoszenie. Nie sądzę zatem, żeby z taką legitymacją został powitany w urzędzie wojewody postawieniem Łuku Triumfalnego. Można natomiast przewidywać, że jako partyjny namiestnik przy placu Bankowym będzie się ścierał z prezydentem Rafałem Trzaskowskim, tak samo jako dotychczasowy wojewoda Zdzisław Sipiera.

Ten ostatni udowodnił, że wciąż aktualne jest staropolskie powiedzenie: co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie. I dlatego ob. Sipiera ogłosił pewnego dnia niezbyt precyzyjnymi słowy, że „plac Piłsudskiego zostanie przeniesiony z miasta stołecznego Warszawy do wojewody mazowieckiego”. – Otrzymałem od ministra infrastruktury i budownictwa Andrzeja Adamczyka decyzję przekazującą plac Piłsudskiego do dyspozycji wojewody, jako skarbu państwa – podkreślił posłuszny wykonawca polecenia partyjnego. W efekcie tego najwyraźniej „wrogiego przejęcia” – w tym najbardziej teraz prestiżowym miejscu stolicy stanął pomnik Lecha Kaczyńskiego, człowieka skądinąd wielce zasłużonego – nie dla Warszawy jednak, lecz dla Gdańska. No cóż, można było pod skrzydłami samorządu zakłócić zabytkową zabudowę szklanym biurowcem Metropolitan, to można też pod kuratelą rządową stawiać tam, co się tylko chce.

Idąc dalej wspomnianym tokiem rozumowania rząd może polecić swojemu nowemu namiestnikowi Konstantemu Radziwiłłowi wyłączenie całej dzielnicy Ursynów spod kompetencji burmistrza Roberta Kempy i prezydenta Trzaskowskiego, uznając eksterytorialność tego rejonu z samorządowego punktu widzenia. Już przecież mieliśmy tak brutalną akcję resortu spraw wewnętrznych, czyli wyrzucenie na bruk tysiąca sportowców Gwardii i zamknięcie na głucho stadionu przy Racławickiej. Bo czy sport w Warszawie jest rządowi do czegokolwiek potrzebny?

Wspominam o tym z goryczą, po cichu licząc, że Konstanty Radziwiłł okaże się jednak na swym nowym urzędzie człowiekiem na miarę siedemnastowiecznego wojewody wileńskiego Janusza Radziwiłła, który wprawdzie próbował zaprzedać Szwedom Koronę i Litwę i został (może niesłusznie) uznany za zdrajcę, ale gospodarzem był ponoć dobrym – na miarę czasu.

Wróć