Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Przestępstwa nie takie drobne

20-09-2017 20:44 | Autor: Mirosław Miroński
W ostatnich latach jesteśmy bombardowani doniesieniach o korupcji na wielką skalę, o karuzelach podatkowych, o nadużyciach przy tzw. reprywatyzacji i zwrocie majątku. Słyszymy przy tym o liczbach mogących przyprawić o zawrót głowy. Padają kwoty kilkunastu miliardów złotych. To pokazuje, z jak wielką patologią mamy do czynienia. Jak ogromne pieniądze wyciekają z budżetu państwa, a następnie trafiają do kieszeni nieuczciwych osób i całych grup trudniących się przestępczym procederem. Właściwie lepiej mówić o kontach i rachunkach bankowych, bo takie sumy w żadnej kieszeni by się nie zmieściły.

Dla przeciętnego obywatela, który stara się zarobić na życie uczciwą pracą, otrzymującego comiesięczne wynagrodzenie, liczby z dziewięcioma zerami lub większe są trudne do wyobrażenia. Owszem, robią wrażenie, jednak trudno odnieść je do przeciętnego domowego budżetu, czy przeliczyć np. na litr benzyny, czy mleka. Łatwiej wyobrazić sobie hipotetyczną ilość szkół, szpitali, czy kilometrów dróg, które mogłyby powstać, gdyby pieniądze te trafiły do skarbu państwa.

Jeszcze większy szok wywołują liczby dotyczące strat, jakie w wyniku przestępczej działalności poniosło państwo polskie w ostatnich latach. Słyszymy więc o 250 mld złotych. I co? Wydaje się, że to rzeczywiście dużo, ale to wciąż abstrakcyjna kwota. Jedynie nieliczni mieli kiedykolwiek do czynienia z podobnymi sumami, a nawet jeśli, nie dotyczyły one zapewne ich własnych pieniędzy. Wielkie liczby pokazujące wysokość strat z tytułu VAT, czy dzikiej prywatyzacji, pozostają poza naszym zasięgiem. Szybko się z nimi oswajamy, przechodzimy nad nimi do porządku. Przecież i tak nie mamy bezpośredniego wpływu na ich odzyskanie, chętnie więc pozostawiamy cały problem instytucjom powołanym do zwalczania przestępstw gospodarczych. Instytucje te mają odpowiednią wiedzę i odpowiednie środki. Zresztą, strata, nawet wielka, nie wydaje się szczególnie dotkliwa, jeśli nas nie dotyczy.

Tymczasem znacznie bardziej dotkliwe są dla nas inne przestępstwa – kradzieże, które dotykają nas bezpośrednio. Chodzi o kradzieże określane jako drobne lub o niskiej szkodliwości, choć prawdę mówiąc trudno je uznać za drobne, bo z naszego punktu widzenia są bardzo szkodliwe. Dla zwykłych obywateli są dotkliwe o wiele bardziej niż wielomiliardowe przekręty, w wyniku których ubożeje całe państwo. Drobne kradzieże, akty wandalizmu, naruszenia nietykalności osobistej etc. dotyczą konkretnych osób, rodzin, środowisk. To my, zwykli ludzie, zostajemy poszkodowani.

Ci jednak, których spotkało coś podobnego, wiedzą, że utrata mienia, czy inne przestępstwa i wykroczenia to nic przyjemnego.

Oczywiście nikomu nie życzę, by przekonał się o tym osobiście. Wiążą się z tym przeżycia przykre i traumatyczne. Przestępstwa drobne są jednak najczęstsze. Burzą nasz spokój i poczucie sprawiedliwości. Zakłócają normalne życie, powodują, że nie czujemy się bezpieczni. Jeśli stajemy się ofiarami, zwykle staramy się szukać pomocy policji. Tu jednak czeka nas spore rozczarowanie, którego skutkiem jest całkowita utrata zaufania do tej służby.

Każdy, kto kiedykolwiek miał okazję widzieć komisariat, może dojść do przekonania, że jest to miejsce, w którym przede wszystkim zadbano o bezpieczeństwo funkcjonariuszy. Budynek zwykle przypomina warownię przygotowaną na jakiś zmasowany atak nieprzyjaciela. Kto miałby być tym nieprzyjacielem? Być może jest nim obywatel? Możemy odnieść takie wrażenie idąc tam z najprostszą sprawą Wstępna rozmowa z funkcjonariuszami (zwykle jest ich kilku) odbywa się poprzez solidne kraty i na sporą odległość. Choć komisariat to nie miejsce, w którym można oczekiwać przejawów kurtuazji, spodziewamy się lepszego przyjęcia.

Większym szokiem niż widok okratowanego okienka, przez które musimy wykrzyczeć to, z czym się akurat zgłaszamy, jest bariera innego rodzaju. Jest nią ogólne nastawienie funkcjonariuszy do „petenta”, który swoją sprawą (np. zgłoszeniem kradzieży) zakłóca ich spokój. Szybko okazuje się, że jest ona ważna jedynie dla nas. Od samego początku funkcjonariusze dają nam do zrozumienia, że kradzież to rzecz błaha, dość powszechna, a widoki na jej pomyślne rozwiązanie, czyli znalezienie sprawcy oraz skradzionej nam rzeczy są żadne. Nawet przy założeniu, że któryś z funkcjonariuszy chciałby się nią zająć. Cały wysiłek zmierza więc do tego, by nas od zniechęcić, odwieść od działania, a sprawę jak najszybciej umorzyć. Oczywiście, poszkodowany dostaje „wyczerpujące” uzasadnienie, które brzmi – „sprawę umorzono, z powodu niewykrycia sprawcy”.

Niedawno mojej przyjaciółce skradziono rower. Wiedziony silną potrzebą sprawiedliwości zgłosiłem ów fakt na komisariacie w Wilanowie. Dotąd żyłem w naiwnym przekonaniu, że warszawska policja to służba, która w sposób niezauważalny na co dzień, a mimo to skuteczny, dba o bezpieczeństwo obywatela, a nawet o jego mienie. Rozczarowanie nastąpiło bardzo szybko. W sprawie wspomnianej kradzieży roweru nie zostały podjęte żadne czynności mogące doprowadzić do jego odzyskania. Powtarzam: żadne. Już po tygodniu, wliczając w to dni wolne, odpisano jak wyżej – „sprawa umorzona, z powodu niewykrycia sprawcy”. I tyle.

Odciski palców, monitoring, zeznania świadków? Nic z tych rzeczy. Tak dzieje się tylko w filmach. Policja ograniczyła się jedynie do wpisania kradzieży na listę popełnionych przestępstw. Właściwie, wcale mnie to nie dziwi. Kto z nas, będąc na miejscu funkcjonariuszy z komisariatu przy ul. Okrężnej, zajmowałby się takimi sprawami? Przecież nikt nie płaci im dodatkowo za wykonywanie pracy, do której są powołani. I tak dostaną swoją pensję, a może nawet premię, jeśli przestępczość spadnie. Czasem wystarczy nieco „pomanipulować” statystykami, a do opinii publicznej trafi komunikat o spadku liczby przestępstw. Wystarczy uznać część z nich za wykroczenia. Wprawdzie ich liczba trochę wzrośnie, ale słupki dotyczące przestępstw zmaleją.

Wiele słyszeliśmy o niedoinwestowaniu policji, o niskich płacach itp. Jestem głęboko przekonany (podobnie jak wielu obywateli), że żadne pieniądze nie wpłyną na poprawę pracy tej formacji ani nie poprawią jej skuteczności. Przyczyna leży zupełnie gdzie indziej. Najpierw należy sprawić, żeby funkcjonariuszom „chciało się chcieć”. Do tego potrzebna jest dogłębna reforma obejmująca zmianę systemu pracy, ale też właściwy dobór kadr oraz zmiana prawa tak, aby skutecznie chroniło obywatela. W przeciwnym razie, będziemy pozbawieni ochrony i bezkarnie okradani.

Warto zdać sobie z tego sprawę. Rzeczywistość nie przypomina tej, którą znamy z przygód Sherlocka Holmesa

Wróć