Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Przestańcie psuć ulice Ursynowa i Warszawy!

01-11-2017 18:29 | Autor: Bogusław Lasocki (Projekt Ursynów)
Ursynów ze swoimi zielonymi płucami – Lasem Kabackim – w świadomości mieszkańców miał być miejscem zdrowego środowiska i czystego powietrza. Jednakże marzenia lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych stopniowo przytłaczała proza realiów. Gwałtowny rozwój infrastruktury Ursynowa i równie intensywna rozbudowa mieszkaniowa niska w okolicznych miejscowościach, powodowały w konsekwencji coraz większą emisję szkodliwych substancji, głównie różnorodnych spalin – samochodowych oraz pochodzących z instalacji ogrzewczych, spalających odpady i inne paliwa zazwyczaj najtańsze, a więc najgorszej jakości.

Do niedawna problem spalin na Ursynowie był stosunkowo mało zauważalny, ale ostatnie zimy – ze względu na nasilenie się sytuacji smogowych – spowodowały rosnący niepokój mieszkańców. Ogłaszane alarmy smogowe i zalecenia niewychodzenia dzieci, osób chorych i starszych z domu, stanowiły wyraźny długofalowy sygnał ostrzegawczy o istniejącym zagrożeniu. Nic więc dziwnego, że informacje o dodatkowym "zasileniu" spalinami Ursynowa z wyrzutni spalin tunelu POW wywołały gwałtowne reakcje i protesty mieszkańców, tym bardziej, że lokalizacja wyrzutni zaplanowana jest w bezpośredniej bliskości gęstej zabudowy mieszkalnej.

Dominującym źródłem zanieczyszczenia powietrza na Ursynowie i potencjalnym źródłem smogu są spaliny pochodzące z domów ogrzewanych samodzielnie, zlokalizowanych na obrzeżach lub w pobliskich miejscowościach. Natomiast, wbrew intuicyjnym oczekiwaniom, spaliny pochodzące bezpośrednio z rur wydechowych samochodów są źródłem mniej niż 10% wszystkich szkodliwych emisji.

Wśród szkodliwych substancji zawartych w spalinach zdecydowanie wyróżniają się różnorodne pyły o znikomych rozmiarach cząstek, tak zwane pyły zawieszone. Wyróżnia się dwie grupy pyłów: PM10 – o średnicy cząstek poniżej 10 mikrometrów oraz PM2,5 o średnicy poniżej 2,5 mikrometra. Zgodnie z informacjami specjalistów (np. Inżynieria Ekologiczna nr 30, 2012), cząstki o wymiarach większych od 10 mm zatrzymują się w górnych odcinkach dróg oddechowych, skąd są następnie wydalane. Jednakże mniejsze cząstki PM10 mogą się kumulować w górnych odcinkach dróg oddechowych, a cząstki PM2.5 dostają się nawet do najgłębszych partii płuc, skąd nie mogą być wydalone. Pyły te przenikają bezpośrednio do krwi. Pyły PM10, a szczególnie PM2,5, powodują liczne choroby układu oddechowego, takie jak: astma, chroniczny bronchit, prowadzą także do osłabienia czynności płuc, przyczyniając się nawet do przedwczesnej śmierci. Istnieje wiele prac jednoznacznie potwierdzających, że zanieczyszczenie powietrza pyłami jest czynnikiem wzmagającym objawy przewlekłej obturacyjnej choroby płuc. Do pyłów szczególnie szkodliwych dla zdrowia należą cząstki zawierające związki metali ciężkich (przede wszystkim arsenu, ołowiu, kadmu, niklu i rtęci), z których wiele ma właściwości mutagenne lub kancerogenne. Bardzo toksyczne są również cząstki zawierające ciężkie węglowodory pierścieniowe, będące związkami kancerogennymi.

Zgodnie z informacją przedstawioną w "Inżynierii Ekologicznej" nr 50 z 2016 r., aż 50% emisji pyłu PM2,5 i PM10 pochodzi ze spalania paliw w sektorze komunalno - bytowym (głównie ogrzewanie budynków), a tylko 9% (PM10) i 13% (PM2,5) emisji wytwarza transport drogowy i komunikacja. Są to wartości średnie, więc jest oczywiste, że w przypadku centrów wielkich miast transport drogowy generuje więcej od średniej ilości cząstek zawieszonych. Zjawisku temu warto przyjrzeć się dokładniej. Źródłami cząstek stałych emitowanych przez pojazdy samochodowe są przede wszystkim:

- silniki spalinowe emitujące cząstki stałe wraz ze spalinami,

- węzły trybologiczne w pojeździe,

- ogumienie kół jezdnych i materiał nawierzchni jezdnej, ścierane w wyniku współpracy,

- materiały innych części pojazdu, ulegających zużyciu,

- pył wzniecany z nawierzchni jezdnej przez poruszające się po niej pojazdy.

Zgodnie z informacją Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Warszawie (wywiad dla Polskiego Radia dn. 5.11.2015), samo miasto emituje ok. 40 proc. stężenia pyłu PM10, na co składa się emisja z domów ogrzewanych samodzielnie, ośrodków przemysłowych i komunikacji samochodowej. W tych  największy 40-procentowy udział mają właśnie samochody, ale tylko 7 % (z tych 40%) pyłu to tzw. "emisja z rury", kolejne kilkanaście procent pochodzi ze ścierania opon i klocków hamulcowych, a ok. 80 %. to tzw. pylenie wtórne, czyli podnoszenie się pyłu z powierzchni ulic przez ruch samochodów. To zjawisko nasila się, m.in. kiedy długo nie pada deszcz.

Natomiast jednym z istotnych czynników decydujących o emisji i koncentracji lokalnej cząstek stałych są warunki ruchu pojazdów, a przede wszystkim prędkość i przyspieszenie lub hamowania (szczególnie w momencie tracenia przyczepności kół, czyli tzw. poślizgu). 

Widać więc wyraźnie, że w godzinach szczytu i na zakorkowanych ulicach emisja szkodliwych substancji musi być większa niż w przypadku swobodnego przejazdu samochodów. I nie chodzi tu o spaliny. Nawet jeśli większość silników wymieniono by na elektryczne, to i tak szkodliwa emisja z samochodów zmniejszyłaby się zaledwie o 7% (a globalnie mniej niż 3%), gdyż główne źródła – ścieranie opon (hamowanie, przyspieszanie), tarcie mechaniczne i pylenie wtórne pozostałoby na podobnym poziomie!!!

Co w tej sytuacji można zrobić? Trzeba usprawnić przejazdy samochodów, ograniczyć potrzebę hamowania, umożliwiając płynność ruchu. Utopia w Warszawie, utopia na Ursynowie? Nie do końca. Liczby samochodów nie da się zmniejszyć wbrew naiwnym oczekiwaniom niektórych urzędników i aktywistów. Ulice też nie są z gumy. Pozostaje więc ponowne przyjrzenie się i zweryfikowanie polityki  komunikacyjnej władz miasta. Realizowaną od wielu lat nadbudową jest "uspokajanie ruchu" samochodów poprzez zwężanie ulic i wręcz ograniczanie przepustowości. Przykładami mogą  być odcinki ul. Koszykowej, Świętokrzyskiej, Mokotowskiej, a na Ursynowie ul. Płaskowickiej, Cynamonowa, Dereniowa. Od dawna wiadomo, że wystarczy tylko krótki odcinek z przewężeniem  spowodowanym np. przez zepsuty autobus czy kolizję samochodów, by ulica na długim odcinku stała się trudno przejezdna. Kierowcy, oczywiście, szybko przenoszą się na łatwiej przejezdne ulice, a przynajmniej szersze. Na skutek tego mamy prawie ciągle zatłoczone, a nawet zakorkowane ul. Marszałkowską, Al. Jerozolimskie, odcinki ul. Płaskowickiej. I właśnie tam generowane są olbrzymie ilości pyłów zawieszonych i innych toksycznych substancji. Zamiast ułatwić przepływ samochodów głównymi ulicami poprzez stworzenie jakby "bajpasów" komunikacyjnych i skierowanie ruchu poprzez boczne ulice, "miasto" konsekwentnie ogranicza przepustowość bocznych ulic i planuje kolejne radosne przedsięwzięcia. Jednym z wielu planów jest m. in. zwężenie jezdni i ograniczenie ruchu al. Jana Pawła II. Odciążeniem będzie Marszałkowska, Towarowa? Przecież już teraz są najczęściej bardzo trudno przejezdne, zwłaszcza w godzinach szczytu!

Dla Ursynowa jest również prezent. Wedle aktualnych planów Urzędu Miasta po uruchomieniu zjazdów z POW na Ursynów, ulica Płaskowickiej pozostanie nadal na kilku odcinkach jednojezdniowa dla każdego kierunku. Oznacza to, że jednojezdniowy odcinek Płaskowickiej od ul. Roentgena do Puławskiej – obecnie ciągle zakorkowany – będzie musiał obsłużyć jeszcze dodatkowy ruch związany z POW, a nieco wcześniej z przedłużonej tam ul. Gandhi. Przy okazji ul. Gandhi stanie się swoistym 'bajpasem' dla Ciszewskiego i Pileckiego, również zagrożonym niedrożnością komunikacyjną.

Również jednojezdniowy dla obu kierunków odcinek Płaskowickiej pozostanie w rejonie skrzyżowania z ul. Cynamonową. Zamiast odciążyć ul. Rosoła, która lada moment przejmie znaczną część ruchu z Wilanowa i wschodniego zjazdu z POW oraz z ul. Nowokabackiej czyli tranzyt z Konstancina i części powiatu piaseczyńskiego, ul. Płaskowickiej i komunikacyjnie zniszczona ul. Cynamonowa pozostaną mało użyteczne. Już teraz ulicą Rosoła właściwie o każdej porze dnia przejeżdża bardzo wiele samochodów. Po uruchomieniu drogowych inwestycji ursynowskich, bez poszerzenia Płaskowickiej – również ul. Rosoła stanie się swoistym generatorem spalin i pyłów zawieszonych PM10 i PM2,5. To kolejny przykład szkodliwej polityki "miasta", której konsekwencje – w tym przypadku powstawanie zatłoczonych arterii komunikacyjnych emitujących wielkie ilości szkodliwych spalin – będą się tylko pogłębiać.

Ursynów ma zresztą sporo szczęścia do niechcianych prezentów. Wyrzutnie spalin z tunelu Południowej  Obwodnicy Warszawy, "zasilające" dzielnicę toksynami ze 120 tysięcy samochodów na dobę, dałyby się jakoś przełknąć, gdyby wyposażono je w filtry. Niestety, ostatnie decyzje wojewody mazowieckiego, nie uwzględniają żądań mieszkańców Ursynowa i oddalają możliwość wyposażenia POW w filtry spalin już w momencie uruchomienia ruchu na tej tranzytowej trasie. Mamy więc teraz sytuację dosyć nieciekawą: nie dość, że Ursynów będzie zatruwany spalinami z POW, to na dodatek otrzyma kolejną dawkę spalin z zakorkowanych głównych ciągów komunikacyjnych: ul. Rosoła, al. KEN, Płaskowickiej. Wszyscy wiemy, jak wygląda Dolinka Służewiecka w godzinach szczytu – każda z trzypasmowych jezdni równo zapełniona samochodami. To tam zapewne powstaje ogromna ilość PM10 i PM2,5, która przy odpowiednich kierunkach wiatrów podtruwa Ursynów. Takie generowanie szkodliwych spalin to bliska perspektywa również dla ciągów komunikacyjnych Ursynowa. Tu żadne filtry nie pomogą. Potrzebne jest inne, nowatorskie spojrzenie. Jednak obawiam się, że kreatywność w tym zakresie przekracza  możliwości władz miasta.

I jeszcze jeden prezent – nie dla wszystkich ursynowian wymarzony – pasy rowerowe malowane na jezdniach. Temat tylko pozornie niezwiązany ze spalinami. Żeby wymalować takie pasy, potrzeba było zniszczyć bardzo ważne komunikacyjnie ul. Cynamonową i Dereniową. Stworzono karykatury ulic, bardziej przypominające osiedlowe ciągi pieszo - jezdne w miejsce ważnych i wygodnych tras  komunikacyjnych dla samochodów. To w imię bezpieczeństwa pieszych i rzesz rowerzystów marzących, żeby właśnie tamtędy się przemieszczać. Owszem, wybudowano azyle dla pieszych, nowe przejścia, wysepki, wymalowano pasy rowerowe. Większość samochodów przeniosła się na ul. Rosoła i KEN. Tzw. radykalni rowerzyści mówią „to dobrze, nastąpiło uspokojenie ruchu, tak chcieliśmy, jest bezpiecznie”. Ale czy naprawdę? Piesi, owszem korzystają z dodatkowych przejść, ale tylko wtedy, gdy przypadkiem wypadną na ich drodze. Za to wysepki ze znakami świetnie pełnią nowe funkcje – umożliwiają przeczekanie aż przejadą samochody i można już bezpiecznie iść dalej poza pasami. Równie smutno, aż śmiesznie, wygląda wykorzystanie, a właściwie brak wykorzystania pasów rowerowych. Pasy te na ul. Cynamonowej, przebudowanej kosztem setek tysięcy złotych, zazwyczaj świecą pustkami. W konsekwencji interpelacji radnego Kamila Orła z "Projektu Ursynów", Urząd Dzielnicy zlecił wykonanie wstępnych badań dotyczących wykorzystania pasów rowerowych na ul. Cynamonowej i Dereniowej. Badania te, mimo charakteru zaledwie tzw. fokusowego, wykazały, że z pasów rowerowych korzysta nie więcej niż 40% wszystkich rowerzystów, przy czym w przypadku ul. Cynamonowej w badanych okresach było to zaledwie 30%. Reszta nadal jeździ chodnikami. Nikt nie zrobił badań wstępnych przed rozpoczęciem przebudowy ul. Cynamonowej i "na wiarę" przyjęto entuzjastyczny projekt z Budżetu Partycypacyjnego, ingerujący w infrastrukturę komunikacyjna dzielnicy. Nie uwzględniono, że lada moment uruchomiona będzie budowa POW i ul. Cynamonowa stanie się bardzo ważnym kanałem komunikacyjnym na czas budowy.

A związek malowanych pasów rowerowych na Cynamonowej i Dereniowej ze spalinami? Jest, bardzo duży, choć odsunięty w czasie. Właśnie te ulice mogłyby między innymi odciążyć przepełnione już wkrótce ul. Rosoła czy al. KEN, ułatwiając poprawę płynności ruchu, a więc i ograniczenie emisji szkodliwych PM10 i PM2,5.

Faktycznie, filtry na POW (jeśli będą!!!) nie wystarczą. Konieczna jest weryfikacja oraz zmiana strategii i polityki komunikacyjnej władz miasta. Wybory na szczęście już za rok.

Wróć