Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Prawniczo-medialny wielobój

15-07-2020 21:20 | Autor: Maciej Petruczenko
Rozmawiamy z dr Barbarą Mąkosą-Stępkowską, dobrym duchem Ursynowa.

MACIEJ PETRUCZENKO: Jest pani doktor jedną z najciekawszych postaci Ursynowa jako osoba łącząca od lat wielu pracę naukową z funkcjami dziennikarskimi i urzędniczymi. Wprost trudno sobie wyobrazić, że ktoś tak aktywny na różnych polach ma przejść na emeryturę...

BARBARA MĄKOSA-STĘPKOWSKA: No cóż, na każdego przychodzi czas,, jakkolwiek ja akurat nie kończę pracy zawodowej całkowicie, bo w ograniczonym wymiarze godzin, będę kontynuować funkcję wykładowcy prawa na Wydziale Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego. Żegnam się natomiast ze stanowiskiem naczelnika Wydziału Organizacyjnego w Urzędzie Dzielnicy Ursynów, w którym byłam również rzecznikiem prasowym. Pozostaję jednak nadal wskazanym na tę kadencję przez Zarząd Dzielnicy członkiem Ursynowskiej Rady Seniorów.

Z mojego punktu widzenia jawi się pani bynajmniej nie w roli emerytki, lecz młodej prezenterki pierwszego w Polsce studia telewizji kablowej, które powstało w roku 1988 na Ursynowie pod nazwą Ursynat...

To już dawne, ale bardzo interesujące czasy. Inicjatorem tamtej pionierskiej kablówki był dziennikarz „Życia Warszawy”, wielce zasłużony dla Ursynowa i pełen inicjatyw Andrzej Ibis-Wróblewski, równocześnie pomysłodawca pierwszej w całym kraju sublokalnej i całkowicie niezależnej gazety – czyli tygodnika „Pasmo”, docierającego początkowo do wszystkich mieszkań na Ursynowie. Jeśli chodzi o studio Ursynat, to dobrze pamiętam, że nad stroną techniczną przekazu czuwał inżynier z TVP – Wacław Tylawski. Zorganizowano konkurs, mający wyłonić prezenterów studia i ja się zgłosiłam jako jedna z kandydatek, przychodząc na ów swoisty egzamin wraz z mężem (on jako oddany nauce biochemik nie aspirował do roli prezentera, ale był ciekaw jak zakończy się ta moja przygoda). Jury miało nie byle jaki skład, bo wraz z Ibisem zasiadali w nim znani w całym kraju spikerzy TVP – Edyta Wojtczak i Jan Suzin, którzy też zapowiadali pierwszy program ursynowskiej kablówki. W trakcie konkursu redaktor Ibis-Wróblewski zadał mi pytanie, mające przypuszczalnie sprawdzić, jak mógłby się zachować na wizji człowiek wytrącony z równowagi. Udawał gburowatego pasażera autobusu, który innym przeszkadza wysiąść. Na moje pytanie, czy pan wysiada, on odpowiedział: – A co to panią obchodzi? Ostatecznie moja replika brzmiała : – Wobec tego, wysiądźmy razem! I ta reakcja pewnie się spodobała, bo zostałam przyjęta, a razem ze mną będąca świeżo po szkole teatralnej Jolanta Pieńkowska, która przyszła z małym dzieckiem przy piersi. Kim jest dzisiaj Jolanta, nie muszę chyba wyjaśniać, bo z czasem stała się gwiazdą Telewizji Polskiej, a potem TVN.

Tamta pionierska telewizja kablowa była ewenementem, choćby dlatego, że przełamywała państwowy monopol nadawania...

Tym większa była satysfakcja z naszej pracy. Studio mieściło się najpierw przy ul. Marco Polo, a potem przy ul. Meander. Opoką tej naszej kablówki była od początku zapewniająca aparaturę sieć Porion.

Ja z kolei przypominam sobie, że bodaj w roku 1992, gdy byłem już redaktorem naczelnym „Pasma”, a pani szefowała Ursynatowi, urządziliśmy kolejny konkurs na prezenterów tego studia. W jury znalazła się między innymi Alicja Resich-Modlińska, a jedną z osób zakwalifikowanych okazała się studentka SGGW Katarzyna Wełpa...

Kasia Wełpa była osobą nie tylko bardzo uzdolnioną, ale również bardzo miłą i przez wiele lat pozostawałyśmy w kontakcie, choć z dawnego zespołu Ursynat każdy w końcu poszedł w swoją stronę. Do dziś utrzymuję też kontakt z operatorem Jackiem Zielińskim i na Facebooku – z Bartoszem Kuberą.

Czy po latach pracy na różnych frontach czuje się pani doktor przede wszystkim prawnikiem, urzędnikiem czy raczej dziennikarzem...?

Prawnikiem jestem po prostu z wykształcenia, chociaż nigdy nie pracowałam czynnie w tym zawodzie. Przyjęto mnie wprawdzie na aplikację sędziowską, ale okazało się, że nie mogę jej łączyć z pracą w Polskiej Akademii Nauk. Nie ukrywam zresztą, że studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim zaczęłam z myślą o przyszłym wykonywaniu zawodu dziennikarza, co wtedy bezpośrednio po maturze nie było możliwe. Prawo wydawało mi się najsolidniejszą podstawą wykształcenia spośród kierunków humanistycznych. Na studiach okazało się, że prawo mnie naprawdę „wciągnęło” . Wybrałam seminarium z kryminologii, bo zawsze interesowały mnie zagadnienia psychologiczne, a to seminarium było najbliższe tym zainteresowaniom. Wśród moich koleżanek i kolegów na studiach prawniczych byli między innymi późniejsi profesorowie – Monika Płatek (dzisiaj moja Przyjaciółka) i Krzysztof Rączka – późniejszy dziekan Wydziału Prawa i sędzia Sądu Najwyższego oraz trochę starsi koledzy – wybitni sędziowie – między innymi Stanisław Zabłocki, wybitni adwokaci – Anna Gajewska-Kraczkowska, Henryk Szulejewski, misjonarze – kolega z mojej grupy studenckiej – Janusz Antoni Markowski, a nawet premierzy, bo pamiętam również z czasów studiów Włodzimierza Cimoszewicza, który udzielał się na studiach także jako dziennikarz.

Specjalizcja kryminologiczna musiała wiązać się z jakimiś praktykami...

Przygotowując pracę magisterską „Psychopatia, jako czynnik kryminogenny” , spędziłam trzy tygodnie w Oleśnicy, badając losy skazanych w zakładzie karnym dla osób z odchyleniami od normy psychicznej ”, co było ciekawym doświadczeniem. Bo w tym sensie mogę powiedzieć, że „byłam w więzieniu”. Moja praca doktorska z kolei została napisana w Instytucie Nauk Prawnych PAN, pod kierunkiem wybitnego autorytetu prawniczego – prof. Leszka Kubickiego. Dotyczyła jeszcze prawa karnego („Przestępstwa nieumyślne przeciwko życiu i zdrowiu i ich sprawcy”), choć wtedy już zaczęłam się przekwalifikowywać na prawo mediów, bo dostałam etat na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW.

Kiedy mój promotor pracy doktorskiej został ministrem sprawiedliwości, zaproponował mi pracę w ministerstwie i następne prawie 10 lat pracowałam na stanowisku dyrektora Biura Informacji, pełniąc też funkcję rzecznika prasowego. Stałam się w ten sposób następczynią popularnego rzecznika – mecenasa Andrzeja Cubały, który miał kancelarię prawną na Ursynowie. Miałam okazję pracować z 9 ministrami sprawiedliwości – pierwszym był prof. Leszek Kubicki, a potem między innymi pani premier Hanna Suchocka, sędzia Barbara Piwnik, pan senator Grzegorz Kurczuk, dzięki któremu miałam okazję przyglądać się pracy Komisji Śledczej w sprawie Rywina, bo Minister Kurczuk był jednym ze świadków w tej sprawie. Pracowałam również z ministrem sprawiedliwości Lechem Kaczyńskim i krócej – z ministrem Zbigniewem Ziobrą, bo w trakcie jego kadencji odeszłam z Ministerstwa Sprawiedliwości. W okresie, gdy szefem resortu był Lech Kaczyński, miał on dodatkowo asystentkę prasową, nawiasem mówiąc, moją byłą studentkę.

Od 2008 roku była pani naczelnikiem w Urzędzie Dzielnicy Ursynów i z tym wiążą się chyba same miłe wspomnienia...

Oczywiście, tym bardziej, że wykonywałam tę pracę w miejscu tak bliskim memu sercu i wcześniej czasem przemykała mi taka myśl, że chciałabym być rzecznikiem na Ursynowie, gdzie (po Muranowie, gdzie spędziłam dzieciństwo i wczesną młodość), „osiadłam” na długo i skąd już nigdzie się nie ruszę, bo w tej Dzielnicy mieszka się najlepiej.

Rozumiem jednak, że praca na innych polach również nie była i nadal nie jest dla pani udręką...

Oczywiście, wspomnę tylko, że na noszącym w różnych okresach mniej lub bardziej rozbudowane nazwy Wydziale Dziennikarstwa UW wykładam prawo już od 1989 roku. To szmat czasu. Do dziś jestem docentem w Katedrze Prawa Mediów. Zdążyłam poznać wielu studentów, którzy porobili kariery dziennikarskie w zawodzie. Przekonałam się, że przez wiele lat studenci zapytani o wybitnych polskich dziennikarzy wymieniali „na jednym oddechu” Monikę Olejnik i Tomasza Lisa , co nas –wykładowców – trochę złościło, bo zapominali o Wańkowiczu i Kapuścińskim. Prawdą jest jednak, że gdybyśmy zapytali o wybitnych absolwentów Wydziału Dziennikarstwa UW, to tych wybitnych dziennikarzy byłoby bardzo wielu. Oczywiście Monika Olejnik i Tomasz Lis również „otarli się” o nasz Wydział, ale lista wybitnych jest znacznie dłuższa. Absolwentem Wydziału Dziennikarstwa UW jest również jeden z obecnych zastępców Burmistrza – pan Jakub Berent.

Zdaje się, że pracę naukową cała pani rodzina ma we krwi...

Pewnie można tak powiedzieć, bo mąż jest dr. hab. w zakresie biochemii, a syn to doktor biotechnologii. Uważam, że są to dziedziny, w których można mówić o prawdziwej nauce, bo tam spędza się lata na badaniach, w laboratoriach itp. Ja jednak teraz nie myślę już o żadnej pracy naukowej. W związku z emeryturą mam inne plany. Może wreszcie porządnie się wyśpię, ale przede wszystkim będę mogła cieszyć się swoimi wnukami, bo czuję wielki niedosyt takich kontaktów.

A mogę zapytać na koniec, jakie hobby ma pani doktor?

To bez wątpienia gra w tenisa i pływanie. Kiedyś nawet ścigałam się z szefową UCSiR-u Renatą Popek w rodzinnych mistrzostwach Ursynowa w pływaniu. Obecnie ograniczam się już tylko do tenisa, grywając z mężem dwa razy w tygodniu na ursynowskich kortach.

Życzę wobec tego, by teraz czasu na realizowanie tenisowego hobby było jeszcze więcej.

– Bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że może kiedyś uda mi się zagrać w tenisa z Panem Redaktorem, choć wiem, że Pan preferuje piłkę nożną, a w tej dziedzinie nie mam żadnych szans.

Na szczęście w tenisa też grywam i chętnie się stawię na korcie.

Wróć