Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Prawda rzucona na tacę

15-05-2019 22:03 | Autor: Tadeusz Porębski
Jak Polska długa i szeroka, wrze po wyemitowaniu w Internecie dokumentu braci Tomasza i Marka Sekielskich, zatytułowanego "Tylko nie mów nikomu". Kilka dni wcześniej podjąłem w swoim cotygodniowym felietonie ten przez lata niewygodny dla mediów oraz polityków temat i natychmiast dostałem po łbie. Już nazajutrz zarzucono mi prosto w oczy, że "zmieszałem z błotem święty Kościół katolicki". A ja na to, że nasz liczący ponad 2 tysiące lat Kościół nie może być święty, ponieważ ma zbyt wiele brudu pod paznokciami.

Średniowieczna Inkwizycja, utworzona w XIII wieku w celu wyszukiwania, nawracania i karania heretyków w oparciu o postanowienia ujęte m. in. w bullach papieskich, budziła przez kilka wieków paniczny strach w ludziach. Co bardzo ciekawe, bulle nie wspominały nic o karze śmierci. W przypadku potwierdzenia zarzutu herezji winnego należało wezwać do nawrócenia, a w razie odmowy oddać władzy świeckiej, która dopiero wtedy mogła wymierzyć stosowną karę. Czyli, Kościół katolicki wskazywał ofiarę, ale umywał ręce, zlecając likwidację delikwenta oskarżonego o herezję władzom świeckim, które posłusznie wykonywały polecenia biskupów – inkwizytorów.

Bulle papieskie nakazywały natomiast... bezwzględne konfiskowanie majątku skazanych heretyków. I chyba tu leży pies pogrzebany. Kanon "De haereticis", uchwalony przez biskupów na Soborze Laterańskim IV w 1215 roku, nakazywał ekskomunikę tych, którzy odmówią przyjęcia zasad wiary katolickiej, oraz przekazywanie ich w ręce władz świeckich, by te wymierzały karę. Kanon nie określał jednak rodzaju kary, ale w każdym przypadku pociągała ona za sobą konfiskatę całego mienia. Podejrzanych, którzy nie zdołali się oczyścić w ciągu roku, ekskomunikowano i traktowano jako prawomocnie skazanych heretyków. Osoby mające jakiekolwiek powiązania z heretykami mogły zostać aresztowane i ukarane jako wspólnicy zbrodni herezji. To były setki tysięcy, a być może nawet miliony majątków skonfiskowanych przez Kościół katolicki. Dodać do tego ściągane Świętopietrze, czyli podatek wnoszony przez różne państwa na rzecz papiestwa z racji jego zwierzchnictwa nad danymi ziemiami i mamy odpowiedź na pytanie, skąd tak gigantyczne bogactwo tej wielkiej instytucji, która przecież nic nie produkuje. Żaden Kościół nie jest tak bogaty jak Kościół rzymskokatolicki.

Bogactwo, wygodne życie za darmo oraz władza przyciągały do Kościoła różnych ludzi, także skrzywionych psychicznie. Molestowanie i gwałty w parafiach nie zaczęły się w wieku XX czy XIX, to zjawisko trwa od kilkuset lat, tyle że w przeszłości choćby napomknięcie o nim mogło kosztować życie. Im mniejsza społeczność, tym większa władza miejscowego proboszcza. To on niepodzielnie sprawował rząd dusz. Wraz z upływem czasu i nadejściem rewolucji technicznej władza ta stopniowo malała, ponieważ większości społeczeństwa otworzyło się okno na świat w postaci prasy, radia, telewizji, Internetu, a ostatnio portali społecznościowych. Mówi się, że internety wiedzą wszystko i jest to prawda. To dzięki globalnemu przepływowi informacji ujawniono m. in. skandale pedofilskie w łonie Kościoła katolickiego od Irlandii poczynając, poprzez Dominikanę, Chile, USA i Australię, na Polsce kończąc. Ostatnio Puszka Pandory została całkowicie otwarta, co zaowocowało nad Wisłą gigantycznym wstrząsem społecznym.

Jednak większa część polskich hierarchów – mimo niepodważalnych dowodów przestępstw popełnianych przez księży na bezbronnych dzieciach – idzie "w zaparte". I to jest najgorsze. Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź pogardliwie potraktował dziennikarza, informując tym samym społeczeństwo, że ma film Sekielskich i cały problem kościelnej pedofilii w głębokim poważaniu. W tym momencie ujawniła się niezmierzona pycha kościelnego dostojnika oraz jego pogarda dla prawa i osób pokrzywdzonych przez księży. Jeden z satyrycznych tygodników nadał Głódziowi ksywę "Flaszka", bynajmniej nie dlatego, że "arcy" uwielbia maślankę bądź kefir. Jego krwistoczerwone, nalane oblicze zdaje się potwierdzać, że nie jest to wynik spożywania litrami napojów wytwarzanych z krowiego mleka.

Znaczna część nieszczęść w Średniowieczu wiązała się z fundamentalizmem religijnym. Dzisiaj fundamentalizm jeszcze przybrał na sile za sprawą radykalnych odłamów islamu. Do nas jeszcze nie dotarł, ale prawie cała zachodnia Europa ma z tym zjawiskiem coraz większy problem. Jesteśmy krajem ultrakatolickim i może dlatego odpornym na ekspansję islamu. Ale, jak napisałem w poprzednim felietonie, ludzie chcą w coś wierzyć, muszą w coś wierzyć, więc jeśli Kościół katolicki utraci swoją dominującą pozycję w naszym społeczeństwie, islam dotrze także nad Wisłę. A może Kościół ją utracić, jeśli w łonie tej instytucji nie nastąpią radykalne zmiany i duchowego przewodnictwa nie przejmą hierarchowie w typie Mirosława Milewskiego, najmłodszego biskupa w Polsce, arcypasterza z Płocka. Nie zawahał się pójść do studia telewizyjnego i zmierzyć z bardzo niewygodnym problemem. I wygrał. Jako jedyny hierarcha kościelny podziękował braciom Sekielskim (expressis verbis) za nakręcenie tego jeżącego włosy na głowie dokumentu. Im dłużej wsłuchiwałem się w słowa młodego biskupa i wpatrywałem w jego mądrą twarz, tym bardziej wierzyłem, że Kościół katolicki w Polsce zostanie zreformowany i szybko odzyska zaufanie społeczeństwa, mocno ostatnio nadszarpnięte przez pedofilów w sutannach i chroniących ich starych kołtunów we fioletach.

A Polacy, jak to Polacy, znowu podzieleni. Podział w polityce trwa od lat i nic nie zapowiada pojednania. Afera pedofilska w naszym Kościele znów podzieliła ludzi. Jedni wierzą w fakty i są wściekli na zboczonych kapłanów, a przy okazji na cały Kościół katolicki. Inni uważają aferę za dętą, szytą grubymi nićmi i skrojoną specjalnie na miarę nadchodzących wyborów. Coraz częściej dumam, co w nas Polakach siedzi, że tak łatwo zacietrzewiamy się, dzielimy i walczymy ze sobą. Wadliwe geny? To możliwe, bo nasze geny to prawdziwy genetyczny koktajl. Najeżdżali nas, palili i gwałcili Mongołowie, Tatarzy, Turcy, Szwedzi, Ukraińcy, Rosjanie (Sowieci), Niemcy i Bóg wie kto jeszcze. Czy biologicznych korzeni Polaków faktycznie należy poszukiwać na dworze Mieszka I lub u Piasta Kołodzieja i jego żony Rzepichy?

Wziąłem się za lekturę, bo w szkole uczyli tego po łebkach. I co się okazuje? Analizy mitochondrialnego DNA pobranego ze szczątków 43 osób żyjących na ziemiach polskich w okresie wpływów rzymskich i we wczesnym średniowieczu wskazują na ciągłość genetyczną w przypadku niektórych linii. Szczątki pochodziły z dwóch stanowisk identyfikowanych z kulturą wielbarską i przeworską. Kultury te wiążą się z germańskimi ludami Gotów i Wandalów. Goci przybyli ponoć na nasze północne terytoria na trzech statkach ze Skandynawii i założyli tam swoje osady. Ze względu na zimny klimat w IV wieku opuścili niegościnne ziemie i powędrowali na południe Europy. Na ich miejscu ponoć pojawili się Słowianie.

Zastanawia nazwa "Słowianie", bo rdzeń tego słowa we wszystkich językach powstałych z późnej łaciny oznacza niewolnika (po angielsku slave, po francusku esclave, po niemiecku sklave, po włosku schiavo, po hiszpańsku esclavo, po portugalsku escravo). Jak pisze Bogusław Jeznach w swoim eseju, "w późnym okresie rzymskim Słowianie stanowili główne źródło zaopatrzenia imperium w niewolników i słowo etnonim "slavus", "sclavus", urobione od naszego "Słowianin", stało się dla zachodniej Europy synonimem niewolnika. Przedtem, w klasycznej epoce rzymskiej, niewolnik nazywał się "servus", o czym wiedzą wszyscy, którzy się łaciny uczyli. Od słowa "servus" poszły wszystkie dzisiejsze nazwy serwisów, service, czyli usługiwanie, obsługiwanie, serwowanie (dań). Stare powitanie „Serwus!”, które do dziś przetrwało, to nic innego jak archaiczna deklaracja w rodzaju „sługa i podnóżek, jaśnie pana wysokości”. Ciekawa teoria.

Natomiast zdaniem naukowców duńskich, wielu Polaków ma ciemne włosy i oczy dlatego, że są spokrewnieni z azjatyckimi ludami stepowymi. Ludność zamieszkująca Europę przed ich dotarciem ponoć miała niemal wyłącznie jasne włosy i oczy. Nowi przybysze upowszechnili też w Europie nową umiejętność... jazdę konną, która jest naszym sportem narodowym. Wszak Polak i koń są od wieków nierozerwalnie związani ze sobą. Ludy stepowe przyniosły też nie występujący wcześniej w Europie gen, który odpowiada za trawienie mleka przez dorosłych ludzi. To właśnie dzięki niemu przybysze ze stepów mieli mieć zdolność przyswajania z mleka wapnia i witaminy B, co pozwoliło im zasiedlać nawet mało nasłonecznione rejony Europy. Można więc powiedzieć, że często spotykany dziś brak tolerancji laktozy może świadczyć o o posiadaniu przez Polaków przodków wśród azjatyckich pasterzy! No i co Państwo na to? Jak mawiali starożytni Rosjanie – "biez wodki nie rozbieriosz".

Wróć