Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Praca ochotnicza czy przymusowa?

27-09-2017 21:33 | Autor: Maciej Petruczenko
Przedłużające się w nieskończoność nieróbstwo radnych Ursynowa, wymuszone kilkumiesięcznym niezwoływaniem sesji zostało w ostatnich dniach nareszcie przerwane. Jest nadzieja, że rada dzielnicy pod nowym przewodnictwem (Michała Matejki) ruszy wreszcie z kopyta, jakkolwiek wciąż trzeba mieć świadomość, iż przy obecnym ustroju samorządowym Warszawy ciało to służy głównie do dekoracji i konsultacji, bo w sprawach naprawdę istotnych decyduje ratusz przy pl. Bankowym względnie rada miasta, zbierająca się w PKiN.

Twórcy owej koncepcji zarządzania miastem niejako przeciwstawili się słynnemu teoretykowi komunizmu Włodzimierzowi Iljiczowi Uljanowowi, zwanemu Leninem, który zakrzyknął kiedyś: cała władza w ręce rad! (robotniczych i żołnierskich). W ślad za tym pilni uczniowie Lenina zasypali różnorakimi radami nie tylko terytorium Rosji i utworzonego przez nią imperium ZSRR, lecz również uczynili z Polski swoistą republikę radziecką, w której na szczeblu regionalnym działały np. wojewódzkie rady narodowe, a na szczeblu ogólnopolskim – Rada Państwa, będąca czymś w rodzaju „zbiorowego prezydenta”.

Zdaje się, że dawno zapomniane leninowskie idee polityczne były generalnym przeciwstawieniem się jedynowładztwu cara i próbą zastąpienia monopolu monarchy „dyktaturą proletariatu”. No cóż, dzisiejsza demokracja w Polsce opiera się między innymi na – może niedoskonałej, ale na pewno uczciwej strukturze samorządowej, której ogólnego obrazu nie psują nawet takie ułomności, jakie zdarzają się akurat w Warszawie. Ponieważ jednak mamy obecnie w kraju generalną wymianę elit, coś podkusiło mnie, żeby na pierwszy rzut oka sprawdzić w internecie, jak to się ma do postulatów płomiennego trybuna ludowego Włodzimierza Iljicza. No i co czytam? Oto cytaty:

– „niezbędna jest bezzwłoczna nacjonalizacja banków i instytucji ubezpieczeniowych, jak również ważniejszych gałęzi przemysłu /.../  z ustanowieniem stałego nadzoru ze strony robotników i chłopów nad znikoma garstką kapitalistów bogacących się na dostawach skarbowych i uchylających się od obowiązku składania sprawozdań i od sprawiedliwego opodatkowania ich zysków i majątków”

– „błędem jest brać pod uwagę tylko ludzi wybieranych, bądź co bądź, ci wybitniejsi ludzie stanowią mniejszość; trzeba brać pod uwagę szeregowców, masy...”

– „wystarczyłoby aresztować od pięćdziesięciu do stu magnatów finansowych i grubych ryb, głównych rycerzy defraudacji i kradzieży za pomocą banków...”

– „sąd nie powinien uchylać się od stosowania terroru, powinien natomiast uzasadnić i zalegalizować go pryncypialnie...”

Po przeczytaniu takich cytatów dochodzi się mimowolnie do wniosku, że właśnie teraz odżywa w Polsce – jako żywo przypominająca państwo według Lenina – idea rządów „ludu pracującego miast i wsi”. Gorszy sort ma być teraz lepszym sortem. Jak to kiedyś narzekało odzierane z majątków ziemiaństwo – chamów wpuszcza się do salonu, żeby rozwalili kłonicą fortepian.

Oczywiście, mocno przesadzam tak właśnie oceniając obecną rzeczywistość, lecz nie ulega wątpliwości, że po blisko 30 latach restaurowania w Polsce kapitalizmu mamy nawrót do poniekąd socjalistycznej ideologii i nawoływanie, żeby popędzić kota oligarchom finansowym, tym wszystkim Kulczykom i Solorzom, a jeśli chodzi o koleżankę Temidę, to „sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie” – jak mawiała kresowa babunia w filmie „Sami swoi”.

Żeby zrealizować tę piękną zasadę w latach 1981-1982, władza ludowa trzymała w więzieniu na Białołęce peerelowskich opozycjonistów, m. in. Adama Michnika, Jacka Kuronia, Bronisława Komorowskiego. Dziś forma realizacji jest cokolwiek inna. Otóż Komenda Stołeczna Policji podpisała umowę z Dyrekcją Służby Więziennej w Warszawie i na mocy tego porozumienia osadzeni za murami Białołęki mają jako pierwsi – w ramach resocjalizacji – pomagać policjantom, wykonując bezpłatnie prace pomocnicze. Jedną z takich prac było już ustawianie na Krakowskim Przedmieściu barierek oddzielających co miesiąc lepszy sort warszawiaków od gorszego sortu. Przypuszczam, że do roboty przy tworzeniu getta na Krakowskim zagoni się też naszych sąsiadów z Aresztu Śledczego przy Kłobuckiej, bo przecież wspomniana umowa obejmuje całe miasto.

Można sobie robić śmichy-chichy i przewidywać w dalszej perspektywie wypuszczenie na ulice Warszawy wszystkich więźniów, ale nie ulega wątpliwości, że wykonywanie społecznie pożytecznej pracy przez osadzonych na pewno ma sens. Przecież utrzymanie każdego przestępcy za kratami kosztuje w skali roku (a tym bardziej wielu lat) niemałe pieniądze, więc przebywają oni na swego rodzaju wczasach pracowniczych. Tak samo zresztą jak różnego rodzaju mundurowi przechodzący w młodym wieku w „stan spoczynku” i pobierający w związku z tym nadzwyczaj wysoką emeryturę lub rentę, obciążającą niesłychanie budżet państwa.

Nie znam bieżących statystyk, jeśli chodzi o liczbę więźniów w Polsce, ale  w 2009 na przykład mieliśmy ich 90 000, najwięcej pośród krajów całej Europy. Tylu utrzymywało się wtedy darmowych wczasowiczów. Teraz jest ich zapewne nie mniej, a trzeba dodatkowo uwzględniać medyków i farmaceutów, którym wolność poczynań ograniczają kajdany klauzuli sumienia oraz zagrożonego ponoć więzieniem byłego proboszcza jednej z ursynowskich parafii. Przypuszczam więc, że jeśli chodzi o całokształt form zniewolenia, nie tylko potrafimy dorównać Europie, lecz nawet ją przewyższyć.

Do rozważenia pozostaje tylko kwestia prawnych uregulowań stosunku pracy, nawiązywanego przez każdego z więźniów. Kto wie, czy ten czas przymusowego lub ochotniczego zatrudnienia nie powinien być uwzględniany jako okres składkowy i zaliczany do późniejszej emerytury. A gdyby zaistniała potrzeba wykorzystania specjalistycznych umiejętności niektórych więźniów, to gdzie, jeśli nie w mamrze, szukać w razie czego morderców do wynajęcia?

Wróć