Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Poznański desant w Warszawie

17-01-2018 23:25 | Autor: Rafał Kos
Z Zofią Sułek-Borzyszkowską o jej ursynowskim 40-leciu i nie tylko o tym...

PASSA: Fragment piosenki „Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień” zawiera szczerą prawdę akurat w odniesieniu do pani, bo w latach 1977-2017 traktowało się Zofię Sułek-Borzyszkowską jako jeden z filarów spółdzielczości mieszkaniowej na Ursynowie...

ZOFIA SUŁEK-BORZYSZKOWSKA: Filar czy nie filar, różnie to można nazywać. Niemniej faktem jest, że od 1977 roku zaczęłam pracować w tworzącej kompleks miejski na Ursynowie SBM Politechnika przy ul. Polnej 54 na pełnym etacie, a wcześniej, to znaczy od 1976 r. pracowałam tam na umowę zlecenie, piastując najpierw stanowisko specjalisty do spraw społeczno-kulturalnych, bardzo szybko przekształcone w funkcję Pełnomocnika Zarządu ds. Społeczno-Wychowawczych.

Może pani przybliżyć czytelnikom „Passy” owe narodziny tzw. wysokiego Ursynowa...

Ilekroć mówimy o jubileuszach Ursynowa, teraz o 40-leciu, zwykliśmy odnosić się do daty 8 stycznia 1977, to jest do dnia, w którym pierwszych 127 szczęśliwych członków Spółdzielni otrzymało klucze do swoich mieszkań. Niewątpliwie to symboliczna i bardzo ważna data. Od niej Ursynów zaczął tętnić codziennym życiem mieszkańców. Jednakże w historii powstawania nowoczesnego Ursynowa znaczące są także wydarzenia nieco wcześniejsze.

Oto 18 września 1956 mocą Zebrania Założycielskiego powstała Spółdzielnia Budowlano-Mieszkaniowa Politechnika. Do rejestru sądowego wpisana została 17 grudnia 1956 roku. Przez wiele lat Spółdzielnia ta wybudowała kilkadziesiąt domów na Mokotowie, przede wszystkim po obu stronach ulicy Etiudy Rewolucyjnej. Przełomem dla tej doświadczonej i dobrze zarządzanej Spółdzielni, ale i dla powstającego Ursynowa, był październik 1973 roku, kiedy uchwałą nr 17 Stołecznego Związku Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego ustalono dla SBM Politechnika docelowy rejon działania w granicach terytorialnych określonych dla zespołu mieszkaniowego pasma Ursynów-Natolin. W związku z rozpoczęciem realizacji tego zadania inwestycyjnego uchwała wyznaczyła też Politechnikę jako inwestora bezpośredniego oraz powierzyła tej Spółdzielni zarządzanie wspomnianym pasmem oraz jego eksploatację.

Dla Politechniki to musiał być ogrom zadań...

Wynikały one i z samego projektu, i z ówczesnej rzeczywistości, dlatego powołano inwestora zastępczego w postaci Stołecznej Dyrekcji Inwestycji Spółdzielczych. Wokół tego śmiałego programu aż wrzało, bo był on wyjątkowym wyzwaniem. Pasmo Ursynów-Natolin zostało zaprojektowane na powierzchni 1015 hektarów w kształcie pasa o szerokości 2-3 kilometrów i długości około 6 kilometrów z linią metra na osi Północ – Południe. Inwestor został zobowiązany do ścisłej współpracy z instytutami naukowo-badawczymi i wyższymi uczelniami. W 1975 roku, gdy budowa kompleksu ursynowsko-natolińskiego była już zaawansowana, prezesem SBM Politechnika został Stanisław Olszewski, powszechnie lubiany sybirak, mający za sobą ogromne kierownicze doświadczenie w branży.

A kiedy doszło do zmiany nazwy Spółdzielni na SBM Ursynów?

Nastąpiło to już po zasiedleniu pierwszych mieszkań w styczniu 1977 roku i oddaniu do użytku kolejnych budynków. Oficjalnej zmiany nazwy dokonano 18 listopada tamtego roku. I tak powstała jedna z największych warszawskich spółdzielni mieszkaniowych, która  wybudowała na Ursynowie 4 osiedla dla około 80 tysięcy mieszkańców. Dalszym etapem miało być wybudowanie osiedli na terenie Natolina, ale członkowie czekający na mieszkania w SBM Ursynów założyli we wrześniu 1981 roku Spółdzielnię Budownictwa Mieszkaniowego Natolin, której zadaniem było kontynuowanie inwestycji na wspomnianym terenie. Priorytetem SBM Natolin było budowanie mieszkań, podczas gdy SBM Ursynów walczyła o rozwój infrastruktury…

Wspomniała pani, że normalne życie osiedla Ursynów zaczęło się 8 stycznia 1977 w momencie wręczenia pierwszych kluczy. Czy było to rzeczywiście życie normalne?

No cóż, Ursynów pozostawał wtedy jednym wielkim placem budowy. Mieszkańcy mieli do dyspozycji tylko dwie linie autobusowe: 192 i 192 bis, dopiero później doszła przyspieszona linia 492. Zakupy można było zrobić w sklepie mieszczącym się w tak zwanym czerwoniaku przy Barwnej 8 i w blaszanych kontenerach u zbiegu ul. Bartoka i dzisiejszej alei KEN. We wrześniu 1977 otwarto szkołę elementarną przy Puszczyka 6. Pierwsza apteka została uruchomiona przy ul. Koński Jar 10. Co ciekawe, zgodnie z ogólną koncepcją nowego osiedla, w niskich parterach budynków ulokowano tak zwane podstawowe ośrodki więzi społecznej /POWS/: klub dla dorosłych, saunę, pralnię i klubik dla dzieci od lat trzech. Bardzo szybko tym pomieszczeniom zaczęto przydawać inne funkcje – zamieniając na tymczasowe urzędy, pocztę, komisariat, placówki oświaty i różnych organizacji,  placówki służby zdrowia, a także handlowe i usługowe, by stworzyć choćby namiastkę „codziennej normalności”.

Dlaczego właśnie panią, naówczas starszego asystenta w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, zatrudniono na wspomnianych stanowiskach?

Już wyjaśniam. Pracując na UAM, uczestniczyłam w dużym projekcie naukowo-badawczym. Akurat na  seminarium doktorskim  młody doktorant Marek Żelazkiewicz  z Warszawy przedstawiał koncepcję Ursynowa w zakresie organizacji zajęć pozaszkolnych i życia społecznego w osiedlu mieszkaniowym. Los sprawił, że przeniosłam się wraz z mężem do stolicy, sama podejmując studia doktorskie, a w ślad za tym pracę w Instytucie Badań Pedagogicznych. I tam znowu spotkałam się z poznanym na UAM doktorantem, wtedy już doktorem. Marzyliśmy z mężem o własnym lokum w Warszawie, nadchodził czas, by założyć rodzinę. I gdy tak rozważaliśmy  nasze życiowe problemy, zostałam  skierowana przez Marka Żelazkiewicza, wówczas już mojego szefa w IBP – do Stanisława Olszewskiego, wtedy prezesa Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Ochota przy ul. Pruszkowskiej. Gdy w 1975 roku Olszewski objął prezesurę SBM Politechnika, przypomniał sobie o mnie i tak otrzymałam propozycję pracy na rzecz Ursynowa z  perspektywą otrzymania wymarzonego lokum. Propozycja została przyjęta. Nie był to dla mnie łatwy wybór, bo oznaczał rezygnację z kariery naukowej, której były już dobre początki.

Zatem straciła polska nauka, a zyskała spółdzielczość mieszkaniowa. Ale Olszewski miał dobrego nosa, bo sprawdziła się pani na tak ważnym stanowisku, wytrwawszy na ursynowskim posterunku aż 40 lat...

Szczerze powiem, że choć nieraz wracały myśli o przerwanej pracy naukowej, to jednak czuję się zawodowo i rodzinnie spełniona. Zawsze lubiłam sprawy organizacyjne, kontakty z ludźmi, a wiele razy musiałam firmę oficjalnie reprezentować. Powierzano mi coraz bardziej odpowiedzialne stanowiska. Kolejne władze spółdzielcze doceniały mój dorobek. Zakończyłam pracę na  stanowisku dyrektora do spraw promocji i samorządu, piastowanym w czasie, gdy już byłam na emeryturze. Od maja 2017 pozostaję sekretarzem Rady Nadzorczej Spółdzielni Inwestycji Mieszkaniowych Ursynów.

Wiemy, że otrzymała pani mnóstwo najróżniejszych odznaczeń. Które sobie pani najbardziej ceni?

Przede wszystkim odznaczenie „Zasłużona dla Warszawy”, jak również „Przyjaciel  Dziecka” i Złotą Odznakę Centralnego Związku Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego. Ale poza wszystkim jestem szczególnie dumna, że przez 40 lat współuczestniczyłam w tworzeniu  zupełnie nowego organizmu miejskiego, nowej, pięknej dzielnicy Warszawy. Ursynów jest niewątpliwie najnowocześniejszą jednostką miejską w Polsce, atrakcyjnym i przyjaznym domem dla mieszkańców.

Pamiętam, że była też pani podporą Ursynowsko-Natolińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego...

Dopóki Ursynów był w całości spółdzielczy, działalność UNTSK miała ogromne znaczenie. Zresztą, mogę z satysfakcją wspomnieć, że właśnie przy moim współudziale otwierano chociażby Dom Rodzinny przy Końskim Jarze i Dom Sztuki przy Wiolinowej, a w sumie aż 17 placówek społeczno-wychowawczych i kulturalnych, które powstały, zanim SBM Ursynów podzieliła się na mniejsze spółdzielnie. Trudno opanować wzruszenie,  gdy sobie to wszystko przypominam, patrząc dziś już z punktu widzenia osoby, która jest na emeryturze, aczkolwiek  bycie  członkiem  Rady Nadzorczej SIM Ursynów daje mi wiele satysfakcji.

Więcej tu mówimy o Ursynowie niż o Zofii Borzyszkowskiej. Czy można więc zadać niedyskretne pytanie o pani hobby?

To na pewno podróże, małe i duże. Lubiłam zajrzeć i do Maroka, i do Izraela, i do Jordanii, i do Buchary, Taszkientu, do Chorwacji, Montrealu, Londynu.  Wiele też podróżujemy wraz z mężem po Polsce – jakże ciekawy i piękny jest nasz kraj! Często odwiedzam operę i  teatr, uwielbiam balet, lubię muzykę, zwłaszcza Mozarta i Beethovena oraz Pendereckiego „Siedem Bram Jerozolimy”. I lubię też…. ładną biżuterię.

Pozostając w centrum działania ursynowskiej spółdzielczości mieszkaniowej, musiała pani zetknąć się z wieloma wybitnymi osobowościami...

Przez 40 lat zamieszkiwania i pracy na Ursynowie poznałam ich bardzo, bardzo wiele. W swych działaniach, dążeniach i zmaganiach Spółdzielnia potrzebowała również społecznego wsparcia. W 1983 roku dotarliśmy do artystyczno-dziennikarskiego świata na  Ursynowie, wówczas około 870 osób. To były lata pięknej współpracy z mieszkańcami. Obszarem wspólnych zainteresowań i starań była szeroko pojęta sfera spraw społecznych i kulturalnych. Nie da się zapomnieć cyklicznego, różnorodnego i bardzo lubianego programu „Gram, śpiewam, występuję dla sąsiadów” czy  wspaniałego programu Domu Sztuki. 

Wymienię tylko małą część długiej listy sławnych nazwisk z czasów dopiero rodzącego się inteligenckiego zagłębia Ursynów: Henryk Talar, Zbigniew Zapasiewicz, Maryla Rodowicz, Andrzej Rosiewicz, Krystyna Janda, Andrzej Seweryn, Elżbieta Wojnowska, Elżbieta Igras, Lidia Stanisławska, Krzysztof Krawczyk, Ewa Dałkowska, Włodzimierz  Dawidowicz, Andrzej Kalina, Franciszek Maśluszczak, Antoni Chodorowski,                                                                                                                                                                                                  Andrzej Zaorski, Janusz Olejniczak, Andrzej Ibis-Wróblewski, Janusz Pichlak, Krzysztof Miklas, Marek Przybylik, a także obecny do dzisiaj na Ursynowie – Maciej Petruczenko. 

Na co dzień bardzo ceniłam sobie osobowości moich najbliższych współpracowników, do których należeli między innymi:  Maria Miklas, Urszula Janowska, Danuta Wojciechowska, Mirosława Kozłowska, Alina Wawrzyniak, Andrzej Bukowiecki, Beata Guzowska, Halina Szewczyk... Bez nich nie byłoby tylu osiągnięć i miłych wspomnień po 40 latach pracy.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             

Czy nie jest pani nudno na emeryturze?

Skądże. Jeśli zdrowie pozwoli, jeszcze długo nie stracę życiowej aktywności. Nigdy w życiu się nie nudziłam i teraz na pewno nie będę. Mam rodzinę, lubię swój dom, akceptuję siebie. To daje mi poczucie bezpieczeństwa. Doceniam i pielęgnuję kontakty przyjacielskie, towarzyskie i koleżeńskie – przede wszystkim rówieśnicze, bo w tej grupie rozumiemy się najlepiej… Nie zaprzestanę też podróżowania po Polsce i zapewne gdzieś dalej. Mój mąż, jako geograf i pracownik naukowo-badawczy, z przyjemnością  opracuje ciekawe trasy i czekają one tylko na stosowne możliwości, by wyruszyć…  A swego rodzaju inspiracją na przyszłość stał się dla mnie pożegnalny tort, który w technice 3D zafundowała mi firma Planeta Tortów. Młode mistrzynie sztuki cukierniczej wiernie odtworzyły budynek przy ul. Jastrzębowskiego 22 – pełen spółdzielczych dziejów Ursynowa historyczny pawilon, w którym przepracowałam blisko 40 lat i z którym wiążą się moje bogate przeżycia i wspomnienia.

Po tylu latach pracy stała się pani osobą bardzo popularną na Ursynowie...

W tym okresie miałam zaszczyt uczestniczyć w pracach SBM Ursynów i SIM Ursynów. Dzięki ogromnej życzliwości prezesów, i wiceprezesów obu spółdzielń, dyrektorów, Rady Nadzorczej, no i oczywiście moich współpracowników udało mi się sprostać kolejnym wyzwaniom. Za okazane mi wsparcie i zrozumienie im wszystkim, a także wielu osobom, instytucjom i organizacjom, z którymi wspólnie tworzyliśmy najnowocześniejszą dzielnicę Warszawy – pragnę serdecznie podziękować. 

Wróć