Był moim uczniem w VI LO im. Adama Mickiewicza w Krakowie (1971-1974). Żegnając Tadeusza, przypominam tekst, który napisałem po wydaniu przez niego książki Księża wobec bezpieki na przykładzie archidiecezji krakowskiej (Wydawnictwo Znak, 2007), a który ukazał się w Passie 8 marca 2007 w numerze 10 (347).
JESTEM DUMNY Z UCZNIA
Największą radością dla nauczyciela są uczniowie, przerastający mistrza. Mam wielu wspaniałych wychowanków, z których jestem dumny. Ty, Tadeuszu, byłeś jednym z nich!
Los nas zetknął, gdy miałeś 15 lat, ja miałem 10 lat więcej. Spotkałem cię po raz pierwszy na egzaminie wstępnym, a potem uczyłem matematyki w VI Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Mickiewicza w Krakowie.
Był rok 1971. Wczesny Gierek. Czy mogłem wtedy przewidzieć, kim będziesz? Jacy będziemy po 30-40 latach? I jaka będzie Polska? Wiedziałem tylko, że masz przed sobą ogromne możliwości, że jesteś nieprzeciętnym uczniem, wybitnym humanistą. Ale z matematyką, choć byłem straszną piłą, też sobie nieźle radziłeś i zawsze miałeś czwórkę.
Ceniłem Cię za pracowitość i samodzielność myślenia, byłem pewien, że wiele osiągniesz. Wielokrotnie rozmawialiśmy z sobą o życiu, o przyszłości, ale - choć byliśmy zaprzyjaźnieni - aż do matury nie zdradziłeś mi swoich planów. Nie mówiłeś o nich nikomu, wolałeś być ostrożny i nie mam o to żalu. Wszak dyrektorką liceum była wówczas Jadwiga Bielowa, członkini KC PZPR, żona naczelnika wydziału, a potem z-cy szefa krakowskiej SB, płk. Józefa Biela. Raczej nie byłaby zachwycona, wiedząc o twoim prawdziwym powołaniu.
Ty wybrałeś seminarium, ja przeniosłem się do Warszawy. Ale nie zerwaliśmy z sobą kontaktu, chociaż dzieliło nas wszystko: różnica wieku, praca, miejsce pobytu, światopogląd. Ja byłem dyrektorem szkoły na Ursynowie, ty odbierałeś wtedy święcenia kapłańskie, współpracowałeś z opozycją antykomunistyczną i angażowałeś się w działalność Duszpasterstwa Ludzi Pracy w Nowej Hucie, w Mistrzejowicach. Szanowałem twój wybór.
Wiem, co przeszedłeś, gdy razem ze strajkującymi robotnikami przeżyłeś pacyfikację Kombinatu. Byłeś dwukrotnie pobity przez „nieznanych sprawców” i tylko cudem uniknąłeś śmierci. Imponowałeś mi odwagą i bezinteresownością, żarliwą wiarą i kryształową uczciwością. Zawsze byłeś niezłomny, prostolinijny, wrażliwy na ludzką krzywdę i niesprawiedliwość.
Podziwiam cię za stworzenie Fundacji im. Brata Alberta i prowadzenie ośrodka dla osób niepełnosprawnych intelektualnie w Radwanowicach. Odwiedziłem cię tam kilka lat temu i jestem do dziś pod wrażeniem ogromu pracy, jaką tam włożyłeś.
Podziwiam cię za książki, które napisałeś, za dociekliwość i odwagę w głoszeniu prawdy. Nie szukałeś rozgłosu i męczy cię medialny szum, który wywołałeś, ale ujawniając bolesne fakty, które inni próbowali przemilczać i skrzętnie ukrywać, dolałeś oliwy do ognia. Masz do tego moralne prawo. Znając cię tyle lat, wierzę w szczerość twoich intencji i rzetelność. Dlatego trzymaj się i nie przejmuj, choć atakują cię ludzie o brudnych rękach i nieczystych sumieniach.
Podarowałeś mi kiedyś tomik swoich wierszy. W odręcznej dedykacji, napisałeś: Drogiemu Profesorowi w podziękowaniu za wszystko. To raczej ja ci dziękuję za wszystko, za to, że mogę być z ciebie dumny.
I tak trudno mi się pogodzić z myślą, że ciebie już nie ma.