Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Powyborczy krajobraz

24-10-2018 23:01 | Autor: Mirosław Miroński
Nadchodzi czas podsumowań wyborów samorządowych, w komitetach wyborczych trwa jeszcze roztrząsanie wyników. Zaczyna się liczenie zysków i strat. Nie ma zgodności, jeśli chodzi o ocenę wyników. Najprawdopodobniej jednak bilans powyborczy może wpłynąć na przetasowania w poszczególnych ośrodkach politycznych. Najbliższe dni i tygodnie po wyborach to także czas analizy popełnionych w trakcie kampanii błędów. Nie jest to czas na celebrowanie triumfu, bo do tego – moim zdaniem – chyba żadna strona nie ma rzeczywistych powodów. Pomimo to, niemal wszyscy uczestnicy wyborów odtrąbili sukces.

Dla mieszkańców Warszawy wynik wyborów, który okazał się zaskakujący dla większości obserwatorów sceny politycznej, oznacza zachowanie status quo ante. A skoro tak, to w najbliższym czasie zapewne niewiele się zmieni dla zwykłego warszawiaka. Gdy minie euforia po wyborach, opadną emocje, bąbelki z wypitego przy tej okazji szampana wywietrzeją z rozentuzjazmowanych głów, staniemy przed tymi samymi problemami, z którymi musieliśmy żyć do tej pory. Nie znikną z dnia na dzień korki na warszawskich ulicach, będące utrapieniem mieszkańców stolicy oraz przyjezdnych. Nie znikną słupki z chodników, o które potykają się przechodnie. Mają one wprawdzie uniemożliwić parkowanie samochodów, ale to piesi i rowerzyści są najbardziej poszkodowani. Bo to właśnie oni w efekcie mają z tego powodu ograniczoną przestrzeń do poruszania. To oni cierpią najbardziej z powodu naszpikowania chodników przeszkodami, mimo że chodniki powinny służyć – jak sama nazwa wskazuje – do chodzenia. Nikt nie wie, dlaczego piesi są karani za przewinienia kierowców. Dlaczego zafundowano im przymusowy slalom na chodniku, którym powinni móc poruszać się swobodnie. Dlaczego nie szuka się innych rozwiązań. Zamiast tego idzie się po linii najmniejszego oporu.

Rowerzystów traktuje się w naszym stołecznym mieście wcale nie lepiej. Niechlubnym zwyczajem stało się umieszczanie na ścieżkach rowerowych wszystkiego, co się da. Tak więc instalowane są studzienki kanalizacyjne, znaki drogowe, latarnie, włazy żeliwne, wpusty ściekowe etc. I to w ilościach mogących wywołać zdziwienie każdego. Wszystkie te przeszkody są prawdziwą zmorą dla rowerzystów. Kto tamtędy przejeżdża, na wrotkach, hulajnodze czy deskorolce, ten wie, jaki to problem. Szkoda, że nie wiedzą o tym decydenci. Wszystko to stanowi niestety warszawski standard.

A co z kierowcami? To, że ujmuję się za pieszymi i rowerzystami, nie oznacza, że nie dostrzegam ich problemów. Jednym z nich jest brak miejsc parkingowych. Nie parkują na chodnikach i trawnikach dla własnej przyjemności, ale z braku przeznaczonych do tego miejsc. Przecież gdzieś muszą zaparkować swoje pojazdy. Dlaczego przy projektowaniu i modernizacji ulic nie pomyślano o kierowcach? Wprawdzie nikt z nas nie urodził się kierowcą, ale może nim zostać. Problem dotyczy więc albo może dotyczyć całej rzeszy warszawiaków. Czy doczekamy czasów, że Warszawa stanie się przyjazna dla wszystkich, czyli dla pieszych i dla zmotoryzowanych?

Może po wyborach otrzymamy odpowiedzi na niektóre pytania. Zakazy, nakazy, mandaty – przy braku rozwiązań systemowych – nie rozwiążą problemów warszawiaków. Poruszanie się po mieście nie stanie się łatwiejsze. Gdzie są tak często zapowiadane przez włodarzy naszego miasta parkingi i miejsca postojowe? Dlaczego podejmowane są głupie decyzje dotyczące nas, mieszkańców? Skutkują one tym, że musimy borykać się z niepotrzebnymi utrudnieniami, których można było uniknąć podejmując inne, właściwe?

Na Mokotowie i w innych dzielnicach ktoś uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie wyłożenie chodników i jezdni drobną kostką betonową. Pomysły tego rodzaju nie sprawdziły się kompletnie, a z ich powodu cierpią warszawiacy. Przykłady tego rodzaju pomysłowości decydentów łatwo zobaczyć w Wilanowie, gdzie wiele ulic wygląda jak pobojowisko. Kostki betonowe rozpadają się, powodując uciążliwe dla kierowców wyrwy w nawierzchni ulic. Niedaleko od Wilanowa, na Mokotowie chodniki wzdłuż ulicy Św. Bonifacego również są pokryte kostką betonową. Nie da się tamtędy przejechać wózkiem dziecięcym nie narażając dziecka na nieuniknioną „trzęsionkę”. Nie wiadomo kto i po co serwuje mieszkańcom takie rozwiązania. Może warto byłoby przyjrzeć się niektórym przetargom i brać przykład z rozwiązań, które sprawdziły się na świecie, a które mogą być stosowane również u nas.

Czy zobaczymy w krótkim czasie cudowne panaceum na odkorkowanie Warszawy, na rozwiązanie problemów mieszkaniowych? Czy znikną problemy z usuwaniem śmieci? Czy możemy oczekiwać obniżki cen prądu i gazu. Kiedy nastąpi znacząca poprawa czystości powietrza, którym oddychamy, a które pozostawia wiele do życzenia? Co z czekającymi w kolejkach na wizyty u specjalistów? Co z zapowiadaną poprawą usług medycznych, zwłaszcza dla niezamożnych i średnio majętnych obywateli, których nie stać na korzystanie z prywatnej opieki zdrowotnej?

Na razie musimy uzbroić się w cierpliwość i czekać. Pytanie, jak długo?

Wróć