Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Powrót do Polski lnianej i owocowo-warzywnej...

09-06-2020 20:47 | Autor: dr Stanisław Abramczyk
Chciałbym ponownie zachęcić czynniki samorządowe i państwowe do zwrócenia uwagi na potrzeby i możliwości - wciąż niewykorzystanego w sposób właściwy - potencjału gospodarczego regionu otaczającego Stolicę. Pozytywne i skuteczne zaangażowanie w tym zakresie dałoby - moim zdaniem - istotne, wielorakie korzyści, zwłaszcza mieszkańcom Mazowsza i Warszawy.

Zwracałem się w tej sprawie wielekroć na łamach prasy, jak i bezpośrednio do ludzi z urzędów szczebla wojewódzkiego, powiatowego i gminnego, lecz bez oczekiwanych rezultatów. Ostatnio dostrzega się, wydające się znaczącymi, ustalenia i wypowiedzi. Ale wymagają one konkretyzacji i przedsięwzięć realizacyjnych. Ze względu na mnogość problematyki, szkic ten ograniczam do dwóch tematów.

Czy Żyrardów może ponownie stać się stolicą lnu?

Len ma wiele odmian i zastosowań. Dotyczy to, w naszym klimacie, zwłaszcza jego odmiany włókienniczej, wykorzystywanej od niepamiętnych czasów ze względu na jej walory fizyczne, chemiczne, zdrowotne, estetyczno-dekoracyjne. Służy więc do wytwarzania cennego, wolnego od czynników uczulających włókna, będącego podstawą tkanin odzieżowych /zwłaszcza bieliźniarskich i opatrunkowych/, pościelowych, dekoracyjnych. Jego produkty znajdują zastosowanie w lecznictwie, konsumpcji, technice.

Polskie środowisko naturalne stwarza korzystne warunki dla tej rośliny. Sprawiło to, że była ona u nas uprawiana i użytkowana od wieków. A począwszy od lat trzydziestych XIX stulecia, na Mazowszu i innych terenach nastąpił rozkwit jej upraw, będący podstawą przemysłu lniarskiego, którego cenne wyroby nazywano "żyrardowskim złotem". Ośrodkiem napędzającym jego rozwój i ekspansję stał się bowiem Żyrardów /uprzednio na jego miejscu egzystowała miejscowość pn. Wola Guzowska/. Te - wielce korzystne przemiany - zaistniały głównie w wyniku pomysłów i zaangażowania dwóch ludzi; byli nimi:

- Philippe de Girard /fonetyczne Żirard, stąd nazwa Żyrardowa/, inżynier, twórca nowoczesnych, jak na owe czasy, urządzeń do przędzenia lnu i przemysłowego wytwarzania tkanin;

- Franciszek Ksawery Drucki-Lubecki, minister skarbu Królestwa Polskiego, dzięki którego staraniom wynalazki pierwszego z nich znalazły twórcze zastosowanie na dużą skalę.

Powstały więc liczne obiekty i urządzenia przędzalnicze i tkackie, w których już w 1883 r. zatrudniano tysiące ludzi, a wśród nich 8 tys. szpularek i tkaczy.

Dzięki temu "żyrardowskie złoto" było przez długi czas znane i poszukiwane - także przez książęce i królewskie dwory - w Europie, a nawet w Azji. Przemysł lniarski zapewniał zaś zatrudnienie rolnikom - hodowcom lnu, producentom tkanin, kupcom, fachowcom różnych specjalności. Ten rodzaj przemysłu był znany i doceniany - mimo rozwoju i ekspansji tkanin bawełnianych - także po II wojnie światowej. Teraz zaś - na skutek swoistości transformacji ustrojowo-gospodarczej - tak imponujący dawniej przemysł lniarski w Polsce - istnieje tylko szczątkowo i w postaciach sentymentalno-zabytkowych. Pamięć o nim tkwi jeszcze w mało znanych na szerszą skalę obiektach w zasobach Muzeum Lniarstwa w Żyrardowie, w dorocznym Święcie Lnu /obchodzonym lokalnie 1-3 czerwca/, w pewnych wyrobach znajdujących się w niektórych sklepikach. Wieści o jego tradycjach pojawiają się rzadko.

Należy więc zwrócić uwagę na artykuł Małgorzaty Wielechowskiej pt. "Stolica lnu, wynalazków i zabytków", zamieszczony w czasopiśmie Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego "Mazowsze. Serce Polski" 4/2018. Przypominając tę znaczącą rolę Żyrardowa, jako byłego centrum przemysłu lniarskiego, autorka zachęca do zwiedzania zabytków jego przemysłowej przeszłości. Takich jak Muzeum Lniarstwa, resursa, sklepiki z wyrobami lniarskimi. Chwała jej i za to. Ale czy nie byłoby zasadnym zastanowienie się także nad tym, jak przyczynić się do odrodzenia w nowoczesnej postaci wytwórstwa "żyrardowsiego złota"? Być może także obecnie znajdują się w Żyrardowie, na Mazowszu, w Warszawie czy gdzie indziej, ludzie z koncepcją i inicjatywą, którzy wzorem Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckeigo i Philippe´a de Girard - potrafią sprostać takim zadaniom?

Masowa produkcja i dystrybucja wyrobów lniarskich nie tylko przysporzyłaby korzyści gospodarczych, w tym finansowych, lecz także przyczyniłaby się wybitnie do wyeliminowania z użytku - wielce szkodliwych dla zdrowia i życia w każdej skali - produktów z tworzyw sztucznych. Byłby to istotny wkład do promowania preferowanego na całym świecie rozwoju zrównoważonego, ukierunkowanego na stwarzanie optymalnych warunków egzystencji ludzi, przyrody i kultury.

Na podobne inicjatywy czekają również inne /już upadłe lub upadające/ dziedziny gospodarki i kultury.

Przetwórstwo i zbyt płodów owocowo-warzywnych

W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w. nastąpił rozwój upraw truskawek, papryki i innych płodów rolnych. Siłą napędową tej dziedziny gospodarki stały się zakłady przetwórstwa owocowo-warzywnego firmy "Hortex" Sp. z o.o., ukierunkowane głównie na podnoszenie kultury rolnej i poziomu życia wsi. Służyła temu skutecznie kontraktacyjna pewność zakupu tych płodów i fachowe doradztwo ze strony "Hortexu". Takie zakłady zlokalizowano w Górze Kalwarii, Skrzyńsku, Skierniewicach, Płońsku, Płudach, a poza Mazowszem - w Lipsku, Rykach, Środzie Śląskiej.

Znany mi nieco bliżej zakład "Hortexu" w Skrzyńsku /gm. Przysucha/ w maksymalnym stadium swojej aktywności zatrudniał do 1200 osób. Jego bazą surowcową były płody rolne 20 okolicznych gmin, w tej liczbie gmin: Przytyk, Potworów, Klwów, Odrzywół, Rusinów, nazywanych niekiedy "zagłębiem paprykowo-truskawkowym". Działalność "Hortexu" zapewniała rolnikom stałe i pewne dochody, co przyczyniało się wybitnie do modernizacji gospodarki i budownictwa indywidualnego, społecznego i samorządowego.

Niestety, w toku transformacji i "terapii szokowej", ta - tak korzystnie działająca na rzecz polskiego rolnictwa i Kraju - firma została przejęta przez prywatny kapitał zagraniczny "za psi pieniądz" /takie określenie pojawia się w wypowiedziach dotkniętych tym procederem rolników/. Teraz - na przykład zakład przetwórstwa owocowo-warzywnego w Skrzyńsku - pracuje głównie na surowcu z importu, zatrudniając zaledwie ok. jednej dziesiątej osób stanu sprzed transformacji. Na terenach okolicznych gmin, tam, gdzie rozkwitały uprawy płodów rolnych przeznaczonych na przetwórstwo, ziemia w znacznej mierze leży odłogiem i porasta chaszczami. Rolnicy zubożeli, a wielu spośród młodszych generacji, w wieku najbardziej produkcyjnym, szuka zatrudnienia w miastach lub emigruje. Niektórzy spośród byłych dostawców swoich płodów rolnych dla "Hortexu", poszukują możliwości ich zbytu, odbywając rajdy nawet na Śląsk. Powoduje to duży wysiłek i koszty, a zysk stąd niewielki lub żaden. Niezbędne jest więc - co sugerowałem już wielekroć, lecz bezskutecznie - doprowadzenie do utworzenia przez nich /z udziałem samorządu terytorialnego/ jednej dużej lub kilku mniejszych grup producenckich, które mogłyby zająć się także tworzeniem warunków dla przetwórstwa i sprzedaży. Nie wydaje się bowiem możliwe spowodowanie powrotu przetransformowanego "Hortexu" do działalności, do której został pierwotnie powołany.

Uwagę niektórych rolników z tego regionu zwróciła wypowiedź posła Dariusza Bąka podczas obchodów 600-lecia Odrzywołu. Oto jej kwintesencja: "Bolączką jest w Polsce zbyt produktów rolnych. Są to zaszłości z lat ubiegłych /.../, w których przetwórstwo płodów rolnych w Polsce znalazło się w rękach obcego kapitału. Dzisiaj wieś potrzebuje konkretów i konkretem takim jest zapowiedź utworzenia holdingu spożywczego, ale to nie wszystko /.../. Będziemy badać problem: w jaki sposób doszło do szkodliwej dla rolnictwa prywatyzacji przetwórni spożywczych i jak te przetwórnie dzisiaj się zachowują w stosunku do polskiego rolnika. Przecież one w Polsce funkcjonują, tutaj mają wielki rynek produktów do przetwarzania, a my dowiadujemy się, że przed okresem zbiorów zapełniają owocami z importu magazyny i w momencie zbiorów mówią, że dla naszych zbiorów nie ma już miejsca. Dzisiaj ma to szczególne znaczenie, ponieważ w Polsce mamy ogromny urodzaj wszystkich praktycznie owoców i rynek, który nie może wchłonąć nawet części produkcji i jest to ogromny problem dla wielkiej i ważnej grupy zawodowej" /Informator Samorządowy "Ziemia Przysuska" 7/2018/. Czas płynie nieubłaganie...A ta - jakże trafna w swojej osnowie i założeniach naprawy - poselska wypowiedź wciąż nie znajduje wyrazu w przedsięwzięciach realizacyjnych, podobnie jak wiele innych negatywnych zaszłości ciążących nader dotkliwie na wielkich grupach społecznych i na całym Kraju.

A więc, do roboty! Trzeba niezwłocznie przystąpić do stworzenia polskiej wsi optymalnych możliwości uwolnienia od zaistniałych opresji i skutecznego wykreowania możliwości rozwoju produkcji, przetwórstwa i korzystnego zbytu jej płodów rolnych. Słowa powinny zamienić się w czyn.

Wróć