Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Poskramianie przestępczej ośmiornicy reprywatyzacyjnej coraz skuteczniejsze

21-03-2018 21:49 | Autor: Tadeusz Porębski
Podejrzewany o łapownictwo na wielką skalę mecenas Robert N., jedna z głów oplatającej Warszawę reprywatyzacyjnej ośmiornicy, po ponad rocznym pobycie w areszcie poszedł na współpracę z organami ścigania. Fakt ten może wywołać w stołecznym magistracie prawdziwe trzęsienie ziemi.

Wczesnym rankiem 29 stycznia 2017 r. pod luksusowy apartamentowiec przy Al. Szucha podjechały dwa cywilne radiowozy CBA. Po kilkunastu minutach agenci wyprowadzili z budynku mężczyznę w średnim wieku z bujną czupryną na głowie i przewieźli go do Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu, gdzie po przesłuchaniu został aresztowany. To adwokat Robert N. znany w stolicy kupiec roszczeń, którego skuteczność w odzyskiwaniu nieruchomości znacjonalizowanych po wojnie tzw. Dekretem Bieruta była wprost zadziwiająca. Mecenas potrafił odzyskiwać nie tylko kamienice zlokalizowane w najbardziej prestiżowych punktach Warszawy, ale także wyciągać miliony zł z miejskiej kasy za "bezumowne korzystanie" przez miasto ze zwróconych jemu i jego kontrahentom budynków. W tym niebywale dochodowym procederze dzielnie sekundowała panu mecenasowi m. in. jego siostra, która piastowała dyrektorskie stanowisko w... Ministerstwie Sprawiedliwości. Media okrzyknęły Marzenę K. "najbogatszą urzędniczką III RP".

Dwa miesiące temu ("Passa" nr /3/895 z 24.01.br.) temu pisałem w swoim felietonie "Gadka Tadka": "Krążą słuchy, że jako pierwszy złamał się osławiony adwokat Robert N., który sypie. To może być prawda. Doświadczeni śledczy wiedzą, że szkielet każdej zorganizowanej grupy przestępczej to: a) przywództwo, b) finanse, c) członkowie, d) komunikacja. Aby rozbić zorganizowaną grupę, w omawianym przypadku dokonującą przestępstw gospodarczych, należy wytropić przede wszystkim przywódcę oraz osobę zajmującą się finansami i pójść śladem pieniędzy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to Robert N. był negocjatorem oraz płatnikiem – łącznikiem pomiędzy grupą oszustów... a swoimi ludźmi w prokuraturze, policji, Ministerstwie Sprawiedliwości (Marzena K.), w służbach specjalnych i w parlamencie. Jeśli śledczym z Wrocławia faktycznie udało się złamać negocjatora i płatnika, kolejne aresztowania na dużą skalę są tylko kwestią czasu". Wychodzi na to, że lokalna "Passa" jest lepiej poinformowana niż największe polskie media, które o złamaniu przez śledczych wpływowego mecenasa poinformowały dopiero w ubiegłą niedzielę.

Czy jednak Robert N. był przywódcą reprywatyzacyjnej ośmiornicy? A może ktoś, bądź kilku "ktosiów" z politycznej górnej półki stało nad mecenasem, korzystało z jego usług i osłaniało go, biorąc za tę przysługę swoją "dolę"? To bardzo możliwe, ponieważ gra szła o kilkaset milionów złotych, było więc czym się dzielić. Poza tym, zupełnie niewytłumaczalne jest poczucie absolutnej bezkarności u sprytnego adwokata i robiących z nim biznesy urzędników BGN. Ci ludzie nic sobie nie robili z coraz bardziej krytycznych publikacji prasowych, z prokuratury, z protestów organizowanych przez miejskich aktywistów. Tak jakby mieli stuprocentową pewność, że są nietykalni. Z czegoś ta pewność musiała wynikać.

Zastanawiająca jest również inercja zarządu miasta z prezydent Warszawy na czele. Tłumaczenie, że włodarze rządzący stolicą dużego państwa zrzeszonego w UE nie wiedzieli o istnieniu zorganizowanej grupy rabującej tuż pod ich bokiem, w biały dzień, komunalny majątek gigantycznej wartości, należy wyśmiać i uznać za szczyt obłudy. Wszak pierwsze demaskatorskie publikacje autorstwa Iwony Szpali i Małgorzaty Zubik ukazały się na łamach poczytnej Gazety Stołecznej już w 2013 roku. O tysiącach pism – płynących do ratusza od lokatorów brutalnie wyrzucanych z mieszkań, organizacji lokatorskich czy miejskich aktywistów – w których szczegółowo informowano o mechanizmie reprywatyzacyjnego przekrętu, aż głupio teraz wspominać, bo to było walenie głową w mur.

Przestępczy proceder rozwijał się także pod okiem stołecznych prokuratorów, którzy masowo odmawiali wszczynania śledztw po doniesieniach mediów oraz organizacji pozarządowych o uzasadnionym podejrzeniu popełniania przestępstw urzędniczych i korupcyjnych na wielką skalę. Dziennikarze "Passy" już od 2014 r. zasypywali prokuratury rejonowe na Mokotowie i w Śródmieściu mającymi mocne oparcie dowodowe wnioskami o wszczęcie śledztwa z art. 231 kk w sprawie podejrzanej reprywatyzacji budynku przy ul. Narbutta 60. Wszystko zamiatane było pod dywan. Mimo rzucanych pod nogi kłód udało nam się jednak po dwóch latach boju zablokować wykonanie prawomocnej decyzji reprywatyzacyjnej, wydanej przez Jerzego M., byłego wicedyrektora stołecznego Biura Gospodarki Nieruchomościami. Urzędnik ten ma postawione zarzuty, chociaż korzysta z wolnej stopy, jednakowoż zeznania Roberta N. mogą rychło zaprowadzić pana wicedyrektora za kratki.

"Mokotowscy i śródmiejscy stróże prawa usiłowali rozwodnić sprawę Narbutta 60" – takie stwierdzenie padło w sierpniu 2016 r., a więc już po zmianie władzy w państwie, z ust prokurator Krystyny Perkowskiej z warszawskiej Prokuratury Okręgowej, która otrzymała od przełożonych polecenie dokonania analizy wszystkich akt spraw dotyczących reprywatyzacji nieruchomości Narbutta 60, prowadzonych przez mokotowską prokuraturę. Analiza jest dla mokotowskich prokuratorów miażdżąca. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wytknęła im wiele nieprawidłowości i w sierpniu 2016 r. zdecydowała o połączeniu pięciu umorzonych postępowań w jedno śledztwo i przekazaniu go do prowadzenia Prokuraturze Regionalnej we Wrocławiu Wydział I ds. Przestępczości Gospodarczej (sygnatura RP I Ds 42.2016).

Działalność reprywatyzacyjnej ośmiornicy przerwała zmiana władzy w państwie. Mecenas Robert N., Marzena K., współpracujący z nimi wicedyrektor BGN Jakub R. oraz kilkanaście innych osób trafiło do aresztu, z którego, jak się wydaje, nieprędko wyjdą. Robert N. posiada pełną wiedzę o reprywatyzacji w Warszawie i jeśli zdecydował się mówić, to lada dzień społeczeństwo będzie mogło ujrzeć wreszcie czubek reprywatyzacyjnej góry lodowej. Wrocławscy prokuratorzy wykonali kawał dobrej roboty, złamanie bowiem w śledztwie wysoko kwalifikowanego prawnika nie jest sprawą prostą. Były wicedyrektor BGN Jakub R. oskarżany jest o przyjęcie łapówek w wysokości 46 milionów złotych! Potknął się na ostatniej podpisanej przez siebie decyzji reprywatyzacyjnej, która dotyczyła zwrotu słynnej działki z przedwojennym adresem Chmielna 70, położonej w ostrej granicy Pałacu Kultury i Nauki. Z zeznań Roberta N., który był pełnomocnikiem przy zwrocie tej nieruchomości, wynika, że R. miał przyjąć za tę przysługę 2,5 mln zł łapówki.

Mecenas Robert N. dorobił się na złodziejskiej reprywatyzacji wielomilionowego majątku. Mieszkał w luksusowym 7–piętrowym apartamentowcu w Al. Szucha, obok siedziby Trybunału Konstytucyjnego. Budynek jest chroniony 24 godziny na dobę, dla potrzeb mieszkańców wybudowano basen, saunę oraz klub fitness. Mecenas jest też właścicielem apartamentu w eleganckiej kamienicy przy ul. Hożej oraz luksusowego lokalu w prestiżowej Alei Róż, gdzie mieści jego prywatna kancelaria, reklamująca się jako "najskuteczniejsza w odzyskiwaniu nieruchomości w Warszawie". Podczas aresztowania zabezpieczono w jego mieszkaniu w Al. Szucha 300 tys. złotych, które zapewne trzymał na drobne wydatki na półce pod bielizną.

Mecenas N. prawdopodobnie nie będzie chciał być kozłem ofiarnym i z każdym dniem stanie się coraz bardziej rozmowny. A jego zeznania mogą zatrząść nie tylko Warszawą, ale całym państwem. Dlatego powinien być strzeżony w więzieniu niczym amerykańskie depozyty Rezerwy Federalnej w Forcie Knox. Kiedy człowiek z tak ogromną wiedzą decyduje się mówić, staje się śmiertelnie niebezpieczny nie tylko dla wspólników, ale również dla wpływowych osób, które pośrednio korzystały z jego usług. Robert N. prawdopodobnie nie jest numerem 1 złodziejskiej reprywatyzacji. Interesów idących w setki milionów złotych nie da się prowadzić na własną rękę, choćby posiadało się kancelarię prawniczą w prestiżowej Al. Róż. Przykładem może być afera Amber Gold, która zatacza coraz szersze kręgi.

Amber Gold i warszawska reprywatyzacja to lustrzane odbicie – oczywiście w mikroskali – mafijnej ośmiornicy toczącej Włochy w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Kiedy w 1986 r. pięciu sędziów śledczych (dwóch zginęło w zamachach) ucięło włoskiej ośmiornicy łeb, okazało się, że jej macki sięgały najwyższych urzędów w państwie. Kiedy w grę wchodzą gigantyczne pieniądze, mechanizm przestępstwa jest zawsze taki sam – jego główny element to siatka powiązań. Żaden przysłowiowy leszcz z ulicy nie ma prawa samodzielnie robić milionowych biznesów i napychać tylko własne kieszenie. Musi dać coś dziabnąć kontrolującym dany obszar rekinom, które najczęściej są niewidzialne. Inaczej zostanie szybko pożarty.

Dobrze byłoby wiedzieć, jak wysoko sięgały powiązania rodzimej mini ośmiornicy, okradającej Warszawę z setek milionów złotych. Dlatego nie może powtórzyć się sytuacja z 2007 roku, kiedy trzej porywacze i zabójcy młodego biznesmena Krzysztofa Olewnika kolejno popełniali w więzieniu samobójstwa. Nikt w taki cudowny zbieg okoliczności nie wierzył i nadal nie wierzy, ale nie znaleziono dowodów na ingerencję osób trzecich i sprawa, która przez lata bulwersowała opinię publiczną, przyschła. Nikt się nią dzisiaj nie interesuje. Trzech zdeklarowanych, wytrawnych przestępców nagle wyraziło wielką skruchę za popełnione czyny i zdecydowało się "pójść na linę" w monitorowanych przez całą dobę celach. Od tego momentu wielu ludzi może już spać spokojnie, bo wykonawcy porwania i zabójstwa zamilkli na zawsze. Przestępcza ośmiornica ma to do siebie, że można uciąć jej łeb, ale macki przez jakiś czas nadal będą zabójczo groźne.

Wróć