Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Pomniki niczym Biblia pauperum

06-03-2019 21:14 | Autor: Mirosław Miroński
Ilekroć zdarzyło mi się oglądać jakieś miasto w Polsce, czy za granicą to co głównie zapadało mi w pamięci? Na pewno ludzie, lokalne zwyczaje, jedzenie, architektura, i pomniki. Te ostatnie wydają się być usytuowane w przestrzeni publicznej zgodnie z zasadą – im zamożniejsze miasto, czy też kraj, tym pomniki są solidniejsze, na wyższym poziomie artystycznym i jest ich po prostu więcej.

To one stanowią zapis historii danego miejsca. To pomniki przypominają przeszłość, a jednocześnie są łącznikiem ze współczesnością. Każdy bowiem, kto je widzi, może przywołać w pamięci wydarzenia i ludzi, których dotyczą, którym są poświęcone. Oglądamy je dziś, podobnie jak nasi poprzednicy i przodkowie. Nie bez przyczyny poświęcam tych kilka zdań pomnikom, bo to nie tylko swoisty łącznik pomiędzy przeszłością i teraźniejszością, ale rodzaj przekazu, który podobnie jak media – książki, prasa, radio, telewizja czy Internet dostarcza nam informacji, odwołując się przy tym do naszych uczuć i oddziałując na nasze emocje.

W dzisiejszym silnie zglobalizowanym świecie wiele dostępnych otaczających nas rzeczy, czy zjawisk nawet, choć z pozoru zróżnicowanych, zostało poddanych unifikacji. Dawną różnorodność zastąpiły wytwory kultury, które podobnie, jak towary z międzynarodowych marketów niczym się od siebie nie różnią. Wyrafinowany gust konsumentów i odbiorców kultury został w tym względzie znacznie spłaszczony. Kupując butelkę wybranego wina, zauważymy, że ten sam napój znajdziemy w każdym mieście na niemal całym globie. Oczywiście, tam gdzie dana sieć handlowa ma swoje sklepy. Kultura, w tym też kultura masowa, była dawniej bardziej różnorodna. Z całym swoim bogactwem niuansów i odcieni pokazywała specyfikę kraju, czy regionu. Pełna lokalnych „smaków i smaczków” dostarczała innym nacjom nieznanych im przeżyć. Dziś tak nie jest, bo została sprowadzona do wspólnego mianownika, a to nie wyszło jej na dobre. Dotyczy to wielu obszarów naszego życia. Kultura będąca emanacją cywilizacji staje się podobna na całym świecie, rzecz jasna, w krajach o zbliżonym do siebie stopniu rozwoju.

Niezależnie od miejsca oferuje się nam produkty zunifikowane. Proponuje się te same książki w przekładzie lub, jeśli znamy języki obce – w oryginalnej wersji, proponuje też podobne filmy, czy muzykę. Świat jest dziś w coraz większym stopniu światem bez granic, ale też bez różnorodności. Ktoś może zauważyć, że przecież nie jesteśmy na to skazani, bo zawsze istnieje jakiś wybór, mimo to globalizacja jest faktem.

Patrząc na nasze „podwórko”, odpowiedzmy sobie, czy nie jest ciekawszy świat, w którym jadąc np. na Żuławy Wiślane, spotykamy tam nieliczne już domy podcieniowe, których jeszcze kilka się zachowało, niż gdy zobaczymy „koszmarki” zbudowane na podobieństwo domów góralskich z Podhala, skądinąd pięknych, ale jeśli są wkomponowane w podgórski, czy górski pejzaż. Czy nie byłby piękniejszy i ciekawszy świat, w którym np. nad naszym morzem moglibyśmy zobaczyć na tamtejszych straganach wytwory lokalnego rzemiosła, czy inne artefakty związane z regionem, a nie chińskie czy innej produkcji tandetne pamiątki?

To, co poszczególne miasta wyróżnia, to specyficzny klimat małych ojczyzn, albo – jak kto woli – genius loci (łac. „duch opiekuńczy danego miejsca”). Dbajmy o tego ducha, bo to jest to, co nas wyróżnia, co stanowi wartość, zarówno dla nas samych, jak też dla przyjeżdżających do nas turystów. Ma to też wymierny aspekt w postaci wpływów do budżetu. Pod warunkiem, że będzie to coś, czego turysta nie znajdzie u siebie w kraju.

Już starożytni twórcy określenia genius loci zdawali sobie sprawę ze znaczenia tej jedynej siły, wyróżniającej dane miejsce od po pozostałych. Niezależnie od tego, czy ma ona wygląd spersonalizowanych duchów opiekujących się jakimś miejscem, czy jest wynikiem pragmatyzmu mieszkańców i administratorów – jest faktem, że stanowi wartość dającą się wyliczyć w wielu wymiarach.

Wracając do pomników, trzeba zauważyć, że w Warszawie przybyło ich w ciągu ostatnich kilku pokoleń. Wpisują się one w nasze zwyczajne życie. Możemy się umówić przy pomniku Charlesa De Gaulle’a, albo przy pomniku Józefa Piłsudskiego usytuowanym przy Łazienkach Królewskich i Belwederze. Stanowią rozpoznawalne punkty na mapie stolicy. Paradoksalnie, martwe statuy ożywiają pejzaż miasta. Czynią go bliższym mieszkańcom i nie tak bezimiennym, jak niektóre nowoczesne budynki. Mówią o naszej historii, która wcale nie jest tak znana wśród innych nacji, jak dotąd nam się wydawało. Pomniki przyczyniają się do jej poznania. Niczym Biblia pauperum – średniowieczne księgi ilustrowane obrazujące rozmaite wydarzenia pełnią funkcje dydaktyczne.

Wróć