Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Pomnik nieścisły i wątpliwy...

01-12-2021 22:33 | Autor: Krzysztof Czubaszek
Tablica u zbiegu al. KEN i ul. Jeżewskiego głosi, że Andrzej Ciołek, właściciel Kabat, odbył w 1404 r. pielgrzymkę do Santiago de Compostela. Tymczasem nie był on właścicielem tego majątku, a podczas wyprawy do Hiszpanii dotarł wprawdzie do Barcelony, nie wiadomo jednak, czy nawiedził grób św. Jakuba.

W 2000 r. na pograniczu Kabat i Natolina stanął kamień ufundowany przez rektora i senat Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku oraz burmistrza, zarząd i radę ówczesnej gminy Warszawa-Ursynów. Okazją była kampania Rady Europy „Europa, wspólne dziedzictwo”, w ramach której wspomniana wyżej uczelnia przyjęta została do Stowarzyszenia Uniwersytetów Compostela. Miejsce pod pomnik wybrano ze względu na to, iż właściciel dawnej wsi Kabaty miał jakoby udać się z pielgrzymką do grobu św. Jakuba. Na tablicy umieszczono następujący tekst: „W roku 1404 Andrzej Ciołek, herbu Ciołek, rycerz, podkomorzy i starosta sandomierski, właściciel dóbr Kabaty odbył pielgrzymkę do Santiago de Compostela w dalekiej Hiszpanii, torując drogę wzajemnemu poznawaniu i przenikaniu kultur Europy”.

Inskrypcja na pomniku u zbiegu al. KEN i ul. Jeżewskiego widnieje już od ponad dwudziestu lat i nikt nie podważa jej wiarygodności, tymczasem podaje ona informacje nieścisłe i wątpliwe.

Andrzej, ale nie ten

Kabaty, leżące przy starym szlaku z Płocka do Czerska, po raz pierwszy wymienione zostały w dokumencie z 1386 r. Były wówczas własnością Andrzeja Ciołka, chorążego płockiego, późniejszego wojewody czerskiego (mazowieckiego). Wywodził się on z Żelechowa w ówczesnej ziemi stężyckiej, rodowej siedziby Ciołków, i miał trzech liczących się w ówczesnym życiu publicznym braci: Jana (wojewodę), Klemensa (scholastyka kieleckiego i notariusza króla Kazimierza Wielkiego) i Stanisława (słynącego z nadzwyczajnej siły rycerza).

Po śmierci braci i w wyniku działów rodzinnych wojewoda Andrzej Ciołek oprócz należnego mu Garwolina, leżącego w ziemi czerskiej (obejmującej wówczas także tereny na wschód od Wisły), przejął też należący do Jana Ciołka Żelechów oraz będącą w posiadaniu Stanisława Ciołka wieś Ostrołękę niedaleko Warki. Tę obrał sobie za główną siedzibę i z niej się pisał.

Z czasem dobra wojewody stały się jeszcze bardziej rozległe. Oprócz Kabat w ziemi warszawskiej posiadał on sąsiednie wsie Powsin i Narty (dziś po tej ostatniej nie ma śladu, zniknęła w nurtach Wisły), kilka miejscowości w ziemi czerskiej (m.in. Bielany koło Warki), ziemi stężyckiej (m.in. Wilczyska i Wojcieszków, obecnie należące do powiatu łukowskiego) oraz inne majątki na Lubelszczyźnie i Podolu.

Po śmierci wojewody w 1396 r. (zmarł w wieku zaledwie 40 lat) dobrami zarządzała jego żona Elżbieta, pochodząca z Garbowa (ciotka rycerza Zawiszy Czarnego), z którą miał kilkoro dzieci, m.in. Wiganda, Klemensa, Stanisława i Andrzeja. Klucz podwarszawski, jako położony blisko grodu wyrastającego na stolicę Mazowsza (siedzibą książęcą stała się Warszawa w 1406 r.), zaczął odgrywać coraz większą rolę, więc w 1398 r. Elżbieta Ciołek, mieszkająca już wówczas w Powsinie (swój drugi, oprócz ostrołęckiego, dwór ulokował tam jeszcze jej mąż), ufundowała w tej wsi kościół pw. NMP i śś. Andrzeja i Elżbiety, czyli patronów przedwcześnie zmarłego męża i jej samej, należący początkowo do parafii w Milanowie (czyli późniejszym Wilanowie). Uczyniła to, jak zapisano w dokumencie erekcyjnym, za radą swoich synów, jednak to ona zarządzała majątkiem. Został on podzielony między wojewodziców dopiero po jej śmierci.

Żona wojewody zmarła przed 1410 r., o czym świadczy fakt, że nie ma o niej mowy w dokumencie, na mocy którego powołano w owym roku parafię w Powsinie. Na jej rzecz zapisane zostały m.in. dwie włóki orne w Kabatach, dziesięcina z nich oraz łąka niedaleko Kabat. Kościół powsiński został podniesiony do rangi parafialnej na prośbę synów wojewody – Wiganda z Ostrołęki, Andrzeja z Żelechowa i Klemensa z Bielan. Odnotowana w dokumencie erekcyjnym afiliacja wskazuje, które części dóbr rodzinnych przypadły im w udziale.

Ostrołękę, Powsin i Kabaty otrzymał Wigand Ciołek, chorąży i kasztelan warszawski, a potem czerski, uczestnik bitwy pod Grunwaldem. Dostał on też Garwolin, który w 1407 r. sprzedał księciu mazowieckiemu Januszowi I. Przez wiele lat gospodarzył głównie w Powsinie i stamtąd się pisał. W 1439 r. podzielił swoje dobra – Kabaty oraz pozostałe wsie w ziemi warszawskiej zapisał dzieciom z pierwszego małżeństwa, sam zaś z drugą żoną i dziećmi, które z nią miał, powrócił do rodowej Ostrołęki. W 1429 r. wraz z bratem Stanisławem (biskupem) ufundował w tej wsi parafię, a spoczął w rodowej nekropolii – kościele w pobliskiej Warce, obok swego ojca Andrzeja (wojewody) oraz stryjów Stanisława (rycerza-siłacza) i Klemensa (scholastyka). W 2010 r. na placu przy świątyni w Powsinie stanął jego pełnozbrojny pomnik.

Klemens Ciołek, kasztelan zadybski, miał swe dobra w Bielanach nad Pilicą (dziś jest to dzielnica Warki). Posiadał też wsie za Wisłą – Gułów i Wojcieszków. W tej ostatniej miejscowości w 1437 r. ufundował parafię.

Wspomniany wyżej Stanisław Ciołek, uposażony na Żelechowie (raczej symbolicznie, stamtąd się tylko pisał), wybrał karierę duchownego i doszedł do tytułu biskupa poznańskiego. Piastował też funkcję podkanclerzego królewskiego. Pochowany został w katedrze w Poznaniu.

Andrzejowi Ciołkowi, który również walczył pod Grunwaldem (dowodził chorągwią królewską), o czym wspomina Jan Długosz w swych „Kronikach” oraz Henryk Sienkiewicz w „Krzyżakach”, późniejszemu podkomorzemu i staroście sandomierskiemu oraz staroście generalnemu Wielkopolski, także przypadły dobra żelechowskie, dlatego pisał się z tej wsi, przekształconej następnie w miasto. Dziedziczyli je potem jego potomkowie.

Nic więc nie wskazuje na to, by starostę Andrzeja Ciołka łączyły jakiekolwiek relacje własnościowe z Kabatami. Nie mówi o tym żaden dokument, o czym można się przekonać, sięgając po „Słownik historyczno-geograficzny ziem polskich w średniowieczu”. Właścicielem tej wsi był jego ojciec, też Andrzej (wojewoda). W późniejszych latach dziedzicem Kabat został kolejny Andrzej Ciołek, syn Wiganda. Po nim następowali inni Ciołkowie, zwani Kabackimi, wśród których także nie brakowało Andrzejów. Było to imię w tej rodzinie bardzo popularne i powtarzające się w kolejnych pokoleniach, co zapewne stało się powodem pomyłki uwiecznionej na kamieniu pamiątkowym.

Barcelona – tak, ale czy również Compostela?

Wiemy już więc, że wojewodzic Andrzej Ciołek nie był właścicielem Kabat. Ale to nie wszystko – wprawdzie wyruszył on do dalekiej Hiszpanii, nie będąc zresztą jeszcze wówczas starostą sandomierskim, bo godność tę otrzymał dopiero w 1425 r., nie ma natomiast dowodów na to, że dotarł do Santiago de Compostela. Z całą pewnością wiadomo zaś, że przebywał w Barcelonie. Można przypuszczać, że za Pireneje udał się w celach politycznych oraz, używając współczesnego terminu, „turystycznych”, by zdobyć rycerską sławę tudzież zaimponować swemu środowisku odwagą i otrzaskaniem w świecie, a nie po to, by nawiedzić grób św. Jakuba.

Skąd to wiadomo? Odwróćmy więc pytanie – a skąd wiadomo, że Andrzej Ciołek dotarł do Santiago de Compostela? Bo tak napisano na kamieniu pamiątkowym? A skąd tę informację zaczerpnęli ci, którzy postawili pomnik? Z różnych książek zapewne, bo w wielu jest ona powielana. Szkopuł w tym, że jak się im przyjrzymy, to zauważymy, że jedni cytują drugich, ci drudzy jeszcze innych, ale nikt nie wskazuje źródła z epoki, które by to jednoznacznie stwierdzało.

Idąc jak po nitce do kłębka, docieramy do dwóch artykułów lwowskiej mediewistki Heleny Polaczkówny, zamieszczonych w „Miesięczniku Heraldycznym”. Pierwszy, pt. „Księga bracka św. Krzysztofa na Arlbergu w Tyrolu”, opublikowany został w 1931 r. (nr 7-8), drugi, pt. „O podróżnikach średniowiecznych z Polski i do Polski”, w 1937 r. (nr 5). W tym wcześniejszym badaczka wspomina o wizycie Andrzeja Ciołka na dworze królewskim w Barcelonie oraz dalszej jego podróży „do Kastylii i innych części świata”. W późniejszym artykule natomiast podaje informację o wyprawie Andrzeja Ciołka do Santiago de Compostela.

Po pierwsze jednak autorka pomyliła Andrzeja Ciołka z jego ojcem, choć sama napisała, że wojewoda zmarł w 1396 r., a podróż do Hiszpanii miała miejsce w 1404 r. Po drugie natomiast cel wizyty późniejszego starosty sandomierskiego w Hiszpanii Polaczkówna wymyśliła. Skąd to wiadomo? Otóż swoje artykuły oparła na wynikach kwerendy udostępnionych jej przez francuską badaczkę Jeanne Vielliard, znajomą ze studiów w Paryżu, które zostały następnie opublikowane pt. „Pèlerins d’Espagne à la fi n du Moyen Âge: ce que nous apprennent les sauf-conduits délivrés aux pèlerins par la chancellerie des rois d’Aragon entre 1379 et 1422” w tomie „Homenatge a Antoni Rubió i Lluch” (Barcelona 1936). Tyle że Vielliard nawet nie wymieniła tam Andrzeja Ciołka, gdyż pisała o pielgrzymach do grobu św. Jakuba, a on takowym nie był. Informację o jego pobycie w Barcelonie przekazała lwowskiej historyczce listownie, a ta sama z siebie dodała wzmiankę o pielgrzymce do Santiago.

Trud rzetelnego skonfrontowania dotychczasowych ustaleń dotyczących podróży naszych średniowiecznych rodaków do Hiszpanii ze wzmiankami rozproszonymi w dokumentach przechowywanych w archiwach aragońskich zadał sobie ostatnio krakowski uczony Maciej Wilamowski. Wyniki swej kwerendy opublikował w artykule pt. „Polscy rycerze w Hiszpanii w latach 1379-1439”, zamieszczonym w tomie „Memoria viva” (Warszawa-Poznań 2015).

Podczas pobytu w 2014 r. w Archivo de la Corona de Aragón w Barcelonie Wilamowski przeanalizował dokumenty wystawione 20 i 21 listopada 1404 r. przez króla Aragonii Marcina dla czterech rycerzy, którzy zameldowali się na dworze barcelońskim. Byli to Gniewosz z Dalewic (de Dalouiz) herbu Strzegomia i Paweł Złodziej z Pilchowic (de Pilcouiz) herbu Niesobia, którzy tworzyli jedną parę podróżników, a także Andrzej z Ostrołęki (de Ostrolanqui) herbu Ciołek i Jakub z Valvasone (de Vulfuscon). Ten ostatni był dworzaninem cesarskim (związanym z królem niemieckim Ruprechtem z Palatynatu), pozostali zaś nazwani zostali w królewskim rejestrze rycerzami z Polski. O Andrzeju Ciołku i jego towarzyszu napisano natomiast, że przybyli z Niemiec.

Pobyt Andrzeja Ciołka na dworze króla Marcina w Barcelonie w towarzystwie dworzanina króla niemieckiego może rzucać światło na cel tej wyprawy, gdyż, jak pisze Wilamowski, Ruprecht z Palatynatu „utrzymywał w tym czasie ożywione kontakty dyplomatyczne z Aragonią, głównie w związku z problemem wielkiej schizmy”, czyli walki o tron Piotrowy i rządów dwóch papieży (1378-1417). Badacz z Krakowa dodaje jeszcze, że na motywacje podjęcia przez Andrzeja Ciołka podróży do Hiszpanii może rzucać światło kroniczka rodzinna „Spominki o Ciołkach”, przypisywana jego bratu Stanisławowi, a napisana przed 1423 r.: „Jej lektura daje obraz żywych w rodzinnym kręgu wzorców osobowych, łączących w sobie wartości rycerskie, takie jak honor i sprawność fizyczna, z nieco – biorąc pod uwagę nieugruntowaną jeszcze pozycję rodziny w koronnej elicie politycznej – przerysowanymi aspiracjami do przywództwa w łonie stanu szlacheckiego”.

Maciej Wilamowski nie widzi powodu, aby późnośredniowieczne podróże Polaków za Pireneje sprowadzać tylko do przejawów kultury pielgrzymkowej: „żadna z jednoznacznie zidentyfikowanych pod względem chronologicznym polskich wypraw do Hiszpanii nie przypadła na związane z uzyskiwanym u grobu św. Jakuba odpustem, a przynoszące skokowe nasilenie ruchu pielgrzymkowego do Composteli lata jubileuszowe. Wydaje się zatem, że polskie podróże na Półwysep Iberyjski nie różniły się od podroży innych przedstawicieli europejskich elit końca XIV i początków XV wieku, w przypadku których poznawanie świata, pobyty na obcych dworach, podejmowana w egzotycznej scenografii wojna z niewiernymi lub jej pokojowa namiastka – turnieje, a także pielgrzymkowa dewocja stanowiły przejaw tej samej arystokratycznej kultury”.

Czy za wizytą na dworze aragońskim w Barcelonie stały względy natury politycznej, czy też za Pireneje przygnała przybyszów chęć zdobycia sławy rycerskiej, faktem jest, że owi czterej rycerze zamierzali ruszyć dalej w głąb Hiszpanii, a nawet dotrzeć do dzisiejszego Maroka w północnej Afryce, bowiem kancelaria króla Marcina wyposażyła ich w listy polecające adresowane do władców ościennych krajów – sułtana Fezu, emira Grenady, króla Kastylii i króla Portugalii. Trzy pierwsze napisane zostały w języku aragońskim, czwarty zaś po łacinie. W tym języku też sporządzone zostały królewskie glejty, czyli ówczesne wizy, które wręczono każdej parze rycerzy.

Skoro rycerze ruszyli w głąb Półwyspu Iberyjskiego, nie można wykluczyć, że przynajmniej niektórzy dotarli do Santiago de Compostela. Jednak gdyby tam zdążali, zapewne nie omieszkaliby tego zaznaczyć. Tymczasem, jak podaje Maciej Wilamowski, wręczone im „listy jako cel podróży podawały chęć zobaczenia danego kraju i innych części świata”. W innych dokumentach wydawanych pielgrzymom przez władców hiszpańskich peregrynacja do grobu św. Jakuba była wskazywana.

Na koniec warto zauważyć, że podczas wyprawy do Hiszpanii w 1404 r. Andrzej Ciołek, przyszły starosta sandomierski, pisał się jeszcze z Ostrołęki, czyli dóbr rodowych, gdzie znajdował się jeden z ojcowskich dworów. Natomiast sześć lat później, o czym była mowa wcześniej, gdy powstawała parafia w Powsinie i rozgrywała się bitwa pod Grunwaldem, tytułowany był już z Żelechowa. Można więc założyć, że w tym okresie zmarła Elżbieta z Garbowa, po czym nastąpił podział majątku pomiędzy jej i wojewody synów. W każdym razie, dzięki ustaleniom Macieja Wilamowskiego, pewne jest, że jeśli nawet Andrzej Ciołek dotarł do Santiago de Compostela, to bez wątpienia nie jako właściciel Kabat, nim bowiem nigdy nie był.

Autor jest doktorem nauk humanistycznych z zakresu historii, dyrektorem Ursynowskiego Centrum Kultury „Alternatywy” i mieszkańcem Kabat

Wróć