Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Polska – strefą wolną od rozsądku?

30-09-2020 22:08 | Autor: Tadeusz Porębski
Ostatnio dostałem parę słownych kuksańców nie tylko od osób mi nieznanych, ale także od dobrych znajomych i kolegów. Chodzi o moje kilkakrotne stwierdzenia na łamach „Passy”, że Polacy nie są narodem utalentowanym i postępowym. Zarzucono mi brak patriotyzmu, ale cóż robić – natura zakodowała mnie w taki sposób, że nie jestem w stanie pudrować rzeczywistości. Podtrzymuję zatem moje twierdzenie, że sycimy się przeszłością zapominając o przyszłości, czyli postępie. Czcimy przegrane powstania i bitwy oraz ludzi, których nie powinniśmy czcić. Obrazów naszych malarzy nie ma w prestiżowych muzeach, nikt poza granicami Polski nie chce też czytać dzieł naszych pisarzy i literatów Wyjątkami są Wisława Szymborska i Olga Tokarczuk – to za mało jak na prawie 40-milionowe państwo położone w sercu Europy.

Dzisiaj dajemy światu przykład homofobii oraz łamania praworządności, co spycha nas z pokładu okrętu „Europa” wprost do bagienka, w którym roi się od guseł, zabobonów, bezprawia oraz nieufności wobec wszystkiego, co jest nam obce. Mało które z europejskich społeczeństw ma tak wysokie zaufanie do księży jak my. A jednocześnie nikt nie jest tak nieufny jak Polacy wobec lekarzy, naukowców i nauczycieli. No i doczekaliśmy się policzka. Kilkudziesięciu oficjalnych przedstawicieli państw i organizacji międzynarodowych stanęło we wspólnym liście w obronie społeczności LGBT w Polsce. Gdyby ich było czterech, moglibyśmy potraktować taki list jako nieuprawnioną ingerencję w wewnętrzne sprawy naszego kraju. Skoro jednak sygnatariuszami listu jest aż 43 ambasadorów, m. in. takich państw jak USA, Francja, Japonia, Niemcy, Wielka Brytania, Belgia, Włochy oraz przedstawiciele Komisji Europejskiej, Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców w Polsce i OBWE, oznacza to, że mamy w kraju poważny problem, nad którym powinniśmy się głęboko pochylić.

Chodzi bowiem nie tylko o zaszczuwanie w Polsce środowiska LGBT, ale również o łamanie praworządności (reforma sądownictwa), wyrażające się m.in. w prześladowaniu niepokornych sędziów. Bruksela wyraża także, słusznie zresztą, obawy co do niezależności Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Ma również wątpliwości co do bezstronności Rady Mediów Narodowych. "Polski regulator mediów może nadal podlegać wpływom politycznym, a reformy, które miały wpływ na Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, sądy powszechne, Krajową Radę Sądownictwa i prokuraturę, znacznie zwiększyły wpływ władzy wykonawczej i ustawodawczej na wymiar sprawiedliwości, a tym samym osłabiły niezawisłość sędziów" – twierdzi Komisja Europejska.

Tymczasem premier rządu polskiego „idzie w zaparte”, perorując w telewizji, iż w kwestii środowiska LGBT nikt nas tolerancji nie musi uczyć, ponieważ jesteśmy narodem, który takiej tolerancji uczył się przez wieki. Nawet gdyby to była prawda, to co z tego dzisiaj wynika? Natomiast wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński pouczył świat, iż zgodnie z Konstytucją RP małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny i zasugerował, że kontrowersyjne uchwały polskich samorządów o strefach wolnych od LGBT po prostu stwierdzają ten fakt. Tym samym przyczyniają się do poszanowania polskiego prawa i wartości, które wyznają Polacy. Jeszcze dalej posunął się kolejny członek polskiego rządu w osobie ministra od sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który w dosyć pogardliwym tonie doniósł światu, że Polska nie potrzebuje rad ambasadorów w sprawie traktowania osób LGBT. W drugiej dekadzie XXI wieku w taki sposób mogą toczyć debatę ze światem wyłącznie jaskiniowcy, bądź hołota ze społecznych nizin, a nie politycy dużego państwa zrzeszonego w UE.

Czyżby więc ziściło się przesłanie Ludwika Jerzego Kerna, zawarte w wierszu „Wiek złoty”? Przypomnijmy fragmenty: „To nie są bajki ani ploty, nastał Wiek Złoty – dla hołoty. W potopie afer, w lawinie grand, tam gdzie królują chciwość i kant, trafia hołota na żyły złota, na polski Golden Land. Hołota nigdy nie próżnuje, tutaj ukradnie, tam popsuje, jak jest okazja – zdefrauduje". Czytając słowa "tutaj ukradnie, tam popsuje" mam pewność, że jestem nigdzie indziej, tylko w Polsce. Podobne odczucie towarzyszy mi, kiedy słucham niektórych ministrów rządu tak zwanej Zjednoczonej Prawicy. Od ich wypowiedzi jeżą się włosy na głowie. Główne przesłanie mieści się w słowach: „nikt nie będzie uczył nas demokracji, nikt nie będzie wtrącał się w nasze sprawy”. Jaskiniowcy zapominają, że dobrowolnie przystępując do Unii Europejskiej, zobowiązaliśmy się do dostosowania polskiego prawa do wymogów panujących w UE. Zapominają, że podpisując dużo wcześniej (1991 r.) Konwencję o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, zobowiązaliśmy się do przestrzegania zawartych w niej postanowień. Przepisy tej konwencji stanowią część naszego porządku prawnego, a nawet mają pierwszeństwo przed ustawami, jeżeli nie da się ich pogodzić z konwencją. Natomiast orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu mają powagę rzeczy osądzonej, co oznacza, że państwa – strony związane są nie tylko tekstem konwencji, lecz także orzecznictwem wydanym na jej podstawie.

Czechy, Słowacja, Litwa, Łotwa i Estonia zmieniły dawne przepisy pod wpływem strasburskich orzeczeń, ustanowiły nowe oraz wyeliminowały błędne praktyki. Politycy Zjednoczonej Prawicy z uporem maniaka odrzucają orzeczenia ETPC w Strasburgu dotyczące spraw polskich. Od 2004 r. dostaliśmy z unijnej kasy ponad 181 miliardów euro, w tym samym czasie do unijnego budżetu wpłaciliśmy 58 miliardów. Bilans z tytułu przynależności do UE jest więc dla nas bardzo korzystny – 128 miliardów euro to prawie pół biliona złotych na plusie. Jeśli dodamy do tego fakt, że włączenie do jednolitego rynku UE dało polskim przedsiębiorcom i rolnikom ogromną szansę rozwoju oraz poprawy konkurencyjności dzięki m. in. wsparciu przez środki finansowe z Brukseli udostępniane Polsce w ramach funduszy strukturalnych, to należy przyjąć za pewnik, że członkostwo w Unii jest dla zdziadziałego przez pół wieku panowania komuny państwa nad rzeką Wisłą prawdziwą manną z nieba.

Ale w życiu tak już jest, że ten, który daje, także czegoś wymaga i nie można zbyć go prostackim „nie ucz mnie demokracji i nie wtrącaj się w moje sprawy”. Tego nasi prawicowi politycy i znaczna część prawicowego elektoratu nie są w stanie pojąć. Nie potrafią, bądź nie chcą zaakceptować zasad, które zaakceptowali ich poprzednicy wprowadzający nas do UE, jak również nasi sąsiedzi ze wschodu i południa. Można zablokować relokację uchodźców z Afryki i Azji, ponieważ przyjmujemy setki tysięcy Ukraińców, którzy chronią się u nas przed wojną z Rosją. Jednak w kwestii szczucia na środowisko LGBT oraz łamania praworządności KE nam nie popuści. Będzie kara, z którą się zgodzę, choć z żalem i ze wstydem. Propozycja odebrania pieniędzy za nieprzestrzeganie zasad państwa prawa już wyszła od Komisji Europejskiej. Na szczycie UE w lipcu Polska i Węgry chciały, by ostateczną decyzję podejmował unijny szczyt, gdzie każdy ma prawo weta. Decyzja będzie jednak podejmowana kwalifikowaną większością głosów, a podczas szczytu ma odbyć się jedynie debata.

To wyrok niekorzystny dla Polski i samorządów podejmujących haniebne, prostackie uchwały o wprowadzeniu u siebie „stref wolnych od LGBT”. Nie dostaną od UE złamanego euro, co uderzy w tamtejszych mieszkańców. Może wówczas zaczną w wyborach odróżniać ludzi myślących od politycznej, zacietrzewionej hołoty.

Świat pędzi naprzód i kto za nim nie nadąża, będzie płacił coraz wyższe frycowe. Na różny sposób. Środowisko LGBT to miliony ludzi, którzy po prostu urodzili się gejami i lesbijkami. Są wśród nich prezydenci państw, premierzy, burmistrzowie wielkich metropolii, wielcy artyści, gwiazdy estrady, więc upór polskich zakutych pał nietolerujących "odmieńców"zda się na nic. Przynosi nam jedynie wstyd i straty wizerunkowe, a wkrótce także finansowe.

Przygotowany przez KE i opublikowany 30 września raport na temat stanu praworządności w Polsce jest miażdżący dla naszego kraju. Komisja przygotowała raporty dotyczące przestrzegania zasad państwa prawa we wszystkich 27 krajach UE. Jest to nowy mechanizm dorocznego przeglądu praworządności, który ma pokazać, że KE nie stosuje podwójnych standardów i ocenia wszystkie kraje, stosując tę samą metodologię. Będzie dla nas gorzej, ponieważ w ramach dolewania oliwy do ognia powołano na funkcję ministra oświaty faceta, który publicznie stwierdził: "Brońmy nas przed ideologią LGBT i skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka, czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym". Nominacja takiego typka na ministerialne stanowisko z pewnością nie ujdzie uwadze posłów z KE i znacznie pogorszy nasze i tak mocno napięte stosunki z Brukselą. Ale my zawsze lubiliśmy machać szabelką, która z reguły okazywała się być mocno wyszczerbiona i dla wroga niezbyt groźna.

Wróć