Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Polska Przemysłowa i Polska Przemysława...

08-09-2021 20:51 | Autor: Maciej Petruczenko
Od pewnego czasu budzę się rano ze świadomością, że – dzięki Bogu – moje wnuki mogą uczyć się w systemie brytyjskim i amerykańskim. Bo gdyby miały uczęszczać obecnie do polskiej szkoły, to musiałbym się bardzo obawiać o jakość ich edukacji, nawet wtedy, gdyby to była szkoła prywatna. Przez wiele lat z niepokojem obserwowałem roszady w naszym systemie oświaty, od szkoły podstawowej poczynając, na wyższych uczelniach kończąc. Bo co zmiana polityczna na szczeblu rządowym, to nowe, skrajnie różne pomysły. Od Sasa do lasa.

Jeśli chodzi o opinię publiczną, to poszło już w zapomnienie, że kilkanaście lat temu ministrem edukacji narodowej – w rządzie Prawa i Sprawiedliwości akurat – został szef Ligi Polskich Rodzin Roman Giertych, dziś o dziwo przez PiS mocno postponowany, a nawet ścigany za jakieś domniemane przestępstwa. Samemu Giertychowi przychodziły do głowy tak nowatorskie pomysły, jak umundurowanie młodzieży szkolnej, którą chciał też zmusić do skoncentrowania się na patriotycznych, a także religijnych lekturach. Stąd próba obciążenia jej znajomością wszystkich dzieł Jana Pawła II, chociaż w ogromnym stopniu byłyby one dla dziatwy niezrozumiałe. Giertycha wspierał wiceminister Mirosław Orzechowski, który szczególnie zasłynął negowaniem teorii ewolucji, twierdząc, że to wymysł „niewierzącego starszego pana”. Ówczesne MEN usiłowało też odciągnąć młodzież od współpracy z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy, daremnie przedstawiając tę wspaniałą akcję ursynowianina Jurka Owsiaka w niekorzystnym świetle. Krótko mówiąc, zamiast nowoczesności i otwarcia na świat – w ówczesnej koncepcji edukacyjnej miała dominować parafiańszczyzna i cokolwiek nacjonalistyczne zamknięcie się we własnym zaścianku. Planowane było nawet, jakby na wzór chiński, znaczne blokowanie Internetu.

Roman Giertych w roli ministra na szczęście przeminął. Mało tego, w następnych latach z pozycji zacofańca przeszedł na pozycję liberała i może dlatego jest wyjątkowo znienawidzony przez obecnych władców Polski, którzy jednak bardzo szybko udowodnili, że nie ma ludzi niezastąpionych. I chociaż już od dawna na szczeblu rządowym nie ma Romana Giertycha, to jego niejako godnym następcą został Przemysław Czarnek, który stanął na czele pospólnego resortu oświatowego, obejmującego szkolnictwa niższe i wyższe, generalnie biorąc – naukę.

Wiadomo, że już tylko z powodu marnych uposażeń mnóstwo nauczycieli porzuca w tej chwili swój zawód, a dodatkowym ich motywem jest tendencja do faktycznego ubezwłasnowolnienia zarówno grona pedagogicznego, jak i dyrektorów szkół. Podobno władza nad edukacją ma być do tego stopnia scentralizowana, że jeżeli państwowy nominat w osobie kuratora nie zaakceptuje kogoś, kto jest dyrektorem szkoły prywatnej, to nie ma mowy, by ten człowiek zajmował takie stanowisko.

Uważni obserwatorzy sceny oświatowej wychwytują różnego rodzaju ciekawostki nowych rozdań. Nowy minister w asyście ważnych biskupów kombinuje, jak zapędzić na lekcje religii tych uczniów, którzy zrezygnowali z uczęszczania na wykłady katechetów bądź nigdy na nich nie byli obecni. Jednocześnie na Facebooku krąży informacja (być może to fake news), że co najmniej na pięciu polskich uniwersytetach największą liczbę pracowników nauki zatrudnia się na wydziałach teologii ze znaczną szkodą dla naukowców z dziedzin o wiele bardziej przydatnych w praktyce. Z mojego punktu widzenia takie proporcje mogą sobie wyznaczać prywatne uczelnie wyznaniowe, utrzymujące się własnym sumptem. Na uczelniach państwowych zdecydowanie inne powinny być priorytety. Jeśli chcemy, by awansowały one w światowej hierarchii i ewentualnie dostarczały nam laureatów Nagrody Nobla. Tak ważne dzisiaj gałęzie, jak informatyka, muszą mieć w całym systemie oświaty godne miejsce. Podobnie jak kultura fizyczna, przed wojną określana mianem ćwiczeń cielesnych. Dziś zaległości w sferze takich ćwiczeń, czyli w wychowaniu fizycznym, nie nadrobi się li tylko częstym padaniem na klęczki.

Co do mnie, to podchodzę z szacunkiem do wszelkich wyznań i respektuję to, że ktoś jest zwolennikiem jednego odłamu chrześcijaństwa, a ktoś inny krańcowo różnego . Nie mam nic przeciwko temu, żeby któryś z moich rodaków wierzył w innego Boga albo podważał wybór Jezusa Chrystusa na króla Polski, wskazując dużo lepszych jego zdaniem kandydatów. Nie mogę jednak akceptować wpajania młodym ludziom, a zwłaszcza dzieciom religijnych mitów zamiast gruntownej wiedzy. I jeśli były wiceminister Orzechowski nadal twierdzi, że teoria ewolucji to tylko wymysł niezbyt pobożnego starszego pana Karola Darwina, to niech przy tym twierdzeniu pozostanie. Najlepiej jednak, głosząc je co najwyżej w kręgu najbliższej rodziny i krewnych. Co znaczy bowiem umysłowe szaleństwo, przekonał nas inny polityczny mianowaniec – Antoni Macierewicz, którego bzdurne analizy katastrofy smoleńskiej wymusiły wyrzucenie w błoto wielu milionów złotych. A ten pan nie wykładał ich przecież z własnej kieszeni.

Wracając zaś do kwestii oświatowych powiem jeszcze, że tak jak szanuję wielu księży, wielu biskupów i kardynałów (z Kazimierzem Nyczem na czele), tak myślę sobie, że obecnie Kościół Rzymskokatolicki, z którym jestem związany od dziecka, nie powinien wciąż pretendować do miana autorytetu moralnego. Co powie np. katecheta uczniowi, który zapyta, dlaczego papież Franciszek wzywa naszych hierarchów jednego po drugim na dywanik i nakłada na nich surowe kary za postępki, które mieszczą się nie tylko w katalogu grzechów, lecz także w publicznym kodeksie karnym?

No cóż, wypada powtórzyć już nie wiem który raz za Janem Zamoyskim: takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie...

Wróć