Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Polska – od noża do noża

16-01-2019 20:52 | Autor: Maciej Petruczenko
Zamordowanie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza przez chorego psychicznie bandytę było aktem tyleż tragicznym, co spektakularnym, bowiem Adamowicz został zaatakowany nożem na estradzie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w kulminacyjnym momencie – gdy Światełko poszło do Nieba. Wielu wrogów akcji charytatywnej, poprowadzonej po raz dwudziesty siódmy przez charyzmatycznego społecznika z Ursynowa Jurka Owsiaka, zakrzyknęło od razu w ekstazie swojej Schadenfreude, że wreszcie wyszło na jaw, iż dyryguje on faktycznie Orkiestrą Przemocy.

Owsiak, którego kandydaturę zgłoszono kolejny raz do Pokojowej Nagrody Nobla, tak mocno wziął sobie do serca owe niczym nieuzasadnione zarzuty, że postanowił zrezygnować z szefowania Orkiestrze, która od momentu inicjacji w 1993 roku zebrała już na szczytne cele – głównie pomocy medycznej dla dzieci i osób starszych – ponad miliard złotych.

Szaleniec Stefan W. zadźgał gdańskiego włodarza, piastującego swój urząd już szóstą kadencję, ale można być pewnym, że nie udało mu się zamordować szlachetnej idei WOŚP, bodaj w największym stopniu jednoczącej Polskę po 1989 roku. Nic dziwnego, że w roku ubiegłym Wielka Orkiestra została uhonorowana przez unijny Parlament Europejską Nagrodą Obywatelską. Owsiak stworzył jakby nową Solidarność, jakkolwiek nie udało mu się uzyskać powszechnego poparcia – głównie z powodu knowań tradycjonalistów uważających, że działalność charytatywna ma być monopolem Kościoła. Wprawdzie znaleźli się księża, którzy z entuzjazmem poparli inicjatywę ursynowskiego zapaleńca, ale nie można powiedzieć, że uczynił to Kościół in gremio. Złośliwi powiadają, iż akcje dobroczynne można prowadzić pod skrzydłami dostojników w czerwonych beretach, ale nie pod dyrekcją luzaka w czerwonych gaciach, który jest intruzem w zmonopolizowanej przez nich sferze. Zdaniem zatwardziałych konserwatystów, Owsiak jako reprezentant „kultury lewicowo-liberalnej” wywołuje publiczne zgorszenie. Jeszcze jako promotor muzyki rockowej miał namawiać młodzież do grzechu śmiałym hasłem – „róbta co chceta”, poniekąd realizowanym na Przystanku Woodstock i nawiązującym do hippisowskiej rewolucji lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. O co jednak mieć pretensje do Owsiaka, skoro zgodził się on chętnie, żeby obok Przystanku Woodstock funkcjonował jednocześnie ewangelizacyjny Przystanek Jezus?

Co ciekawe, po tragedii gdańskiej rzecznik tego drugiego ojciec Michał Logan ogłosił następujący komunikat: „Mając we wdzięcznej pamięci wieloletnią współpracę z p. Jerzym Owsiakiem podczas organizacji Przystanku Jezus, pragniemy także wyrazić najgłębsze słowa niezgody na okrutny akt przemocy, którego dokonano w czasie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy”. Jak widać, symultaniczne działanie z Woodstockiem bynajmniej nie oznacza, że ewangelizatorzy podpisali swoisty pakt z diabłem.

W przeszłości zarzucano WOŚP, że w przeciwieństwie do działającego po cichu Caritasu robi sobie medialne nagłośnienie za publiczne pieniądze, wydawane na transmisje w Telewizji Polskiej. Tylko czy pilotowanie dobroczynnej akcji przy nadzwyczaj pożytecznym ogólnospołecznym zrywie nie jest przypadkiem statutowym zadaniem TVP, dziś już izolującej się od Orkiestry – pomimo poparcia udzielanego jej przez prezydenta RP Andrzeja Dudę?

WOŚP wywołuje co roku u milionów ludzi – nie tylko w Polsce – łzy wzruszenia i czyni dobro, wspomagając istotnie niedoinwestowaną służbę zdrowia. Nie ma tu chciwych łap wyciąganych po pieniądze z kasy państwowej – jak to się dzieje w wypadku działającego pod religijną przykrywką i szerzącego systematycznie nienawiść w społeczeństwie pewnego wydrwigrosza, który dokonał drugiego odkrycia kopernikańskiego („money makes the world go around”).

Tyle że mowa nienawiści to jedno, a bezpośrednie czynienie zła – to drugie. Swoistym pierwowzorem napastnika Stefana W. był w roku 1998 podwawelski bandzior Paweł M. („Misiek”), który nożem typu „butterfly” rzucił w kierunku boiska podczas meczu piłkarskiego o Puchar UEFA pomiędzy Wisłą Kraków i Parmą, no i trafił w głowę włoskiego gracza Dino Baggio. Chociaż Pawła M. państwo polskie resocjalizowało przez 6,5 roku w więzieniu, ów przyjemniaczek dopiero się rozwinął w gangsterskim działaniu po wyjściu zza krat, a na jego drodze życiowej pojawiły się kibolskie ustawki, siekanie oponentów maczetami i liczne wyłudzenia, których wielkim finałem stało się doprowadzenie opanowanego przez bandę Miśka klubu Wisła do bankructwa. Dziś dopiero widać, do jakiego stopnia policja i prokuratura pozwalały Miśkowi na drwienie z wymiaru sprawiedliwości, którego okresowy szef Jarosław Gowin siadywał z owym bandytą na wiślackich trybunach…

No cóż, nożownicy z Krakowa i Gdańska to nie są akurat pionierzy, jeśli chodzi o zamachy na przedstawicieli władzy cywilnej i kościelnej. Przed wojną mieliśmy akty mordu, dokonanego na prezydencie RP Gabrielu Narutowiczu (1922) i ministrze Bronisławie Pierackim (1934). W okresie powojennym najszerszym echem odbił się zamach Turka Mehmeta Alego Agcy na papieża Jana Pawła II w Rzymie (1981). W 1994 rolnik Stanisław Helski uderzył gen. Wojciecha Jaruzelskiego kamieniem owiniętym w gazetę podczas prezentacji książki tego drugiego we Wrocławiu. W 2010 roku z kolei do łódzkiego biura europosła PiS Janusza Wojciechowskiego wtargnął ogarnięty politycznym amokiem Ryszard Cyba, który zastrzelił Marka Rosiaka (asystenta przy Wojciechowskim) i ciężko zranił nożem Pawła Kowalskiego.

Do takich dramatów dochodzi, gdy kulturę społeczną zastępuje nienawiść, a zamiast twarzy bliźnich widzi się wokół tylko „zdradzieckie mordy” lub „bydło poselskie z lewej strony”, a do kolegi-posła po prawicy zwraca się per „co ty możesz sobie życzyć, cymbale?”.

Wróć