Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Polityczna niepoprawność...

09-06-2020 20:34 | Autor: Tadeusz Porębski
Urodziłem się w świecie, w którym za prawdę nikt się nie obrażał. W "Elementarzu" Mariana Falskiego, dzięki któremu nauczyło się pisać i czytać kilkanaście pokoleń Polaków, mały Bambo był Murzynkiem, a nie Afroamerykaninem.

Pierwsze wydanie ukazało się w 1910 r. pod tytułem „Nauka czytania i pisania”. Przez kolejne 10 lat Falski prowadził badania z dziećmi. Rezultaty pokazały, że należy zrezygnować z metody całościowego rozpoznawania wyrazów na rzecz ich analizy. Dlatego też w następnym wydaniu książki pod tytułem „Elementarz powiastkowy dla dzieci” (1921) dokonał stosownych korekt, co pozwoliło przetrwać książce do połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Ponad 80 wydań i 20 milionów wydrukowanych egzemplarzy powoduje, że „Elementarz” Falskiego uznawany jest za najdłużej używany elementarz świata.

Przez ponad 6 dekad Bambo był dla polskich dzieci Murzynkiem, ponieważ miał czarną skórę. Czytając opowiastki o Murzynku dzieci nie stawały się bynajmniej rasistami. Dzisiaj użycie takiego słowa w stosunku do czarnoskórego stygmatyzuje – ale ciebie, nie jego. Naruszasz bowiem niepisaną zasadę poprawności politycznej, narzuconą nam prawem kaduka nie wiadomo kiedy. Nie było konsultacji społecznych, nikt nikogo nie pytał o zdanie i nagle wprowadzono w życie zasadę ograniczającą ludziom zagwarantowaną w konstytucji wolność słowa. Od tej pory jesteś niepoprawny używając w publicznym dyskursie słowa Murzyn, Cygan czy Żyd. Przez wieki Żyd był po prostu Żydem, bo taka jest prawda, Cygan Cyganem, a czarnoskóry Murzynem. Czy określenia czysto etniczne mogą być obraźliwe? Moim zdaniem w ogóle nie, ponieważ oddają faktyczny stan rzeczy. Tak uważałem kiedyś i tak uważam dzisiaj, dlatego niniejszym zezwalam na nazywanie mnie w przestrzeni publicznej typem niepoprawnym politycznie. Ani mnie to grzeje, ani ziębi. Od dawna bowiem przestało mnie interesować, czy jestem lubiany, czy znienawidzony, szanowany, czy pogardzany, dobrotliwy, czy złośliwy. Dla mnie ważne są tylko trzy rzeczy: być w zgodzie z własnym sumieniem, szanować osoby starsze i upośledzone, nie krzywdzić innych. To moim zdaniem wystarczy, by zaliczyć siebie do grona ludzi dobrych.

Być może wprowadzenie do słownika terminu poprawność polityczna było sposobem na odreagowanie społeczeństwa za krzywdy, jakie biali ludzie wyrządzili w przeszłości na przykład Afrykanom, czyniąc z nich niewolników i handlując nimi jak każdym innym towarem. Może określenie Żyd jest niepoprawne, ponieważ kojarzy się z Holocaustem i prześladowaniami tej nacji, które wiązały się z pozbawianiem posiadanego majątku? Ale co w takim razie z Indianami, których miliony wytępiono w obu Amerykach? Wszak okradziono ich nie tylko z godności, poniżając i deklasując społecznie, ale także wyzuto z gigantycznego majątku, jakim były ich ziemie, pod którymi znajdują się cenne kopaliny. Można bez problemu nazywać ich Indianami i jakoś nie jest to ani niepoprawne, ani obelżywe. Może dlatego, że oni naprawdę są Indianami. Z krwi i kości. Moim zdaniem, ludzie narzucający nam polityczną poprawność powinni zdawać sobie sprawę z tego, że przynosi to dokładnie odwrotny skutek. Jeśli zostajesz sprowokowany, to miast kulturalnie odparować, wyrzucasz z siebie pod wpływem emocji wszystko, co czujesz, często w sposób niezbyt elegancki.

Znana jest sprawa angielskiego historyka Davida Irvinga, który starał się udowadniać, że z technicznego punktu widzenia Holocaust był niemożliwy do zrealizowania. Nie miał racji, ponieważ nie wziął pod uwagę diabelskiej wręcz solidności, systematyczności, dokładności i determinacji Niemców. Nie wziął też pod uwagę wybitnych zdolności logistycznych Adolfa Eichmanna, organizującego i nadzorującego tysiące transportów kolejowych do obozów zagłady. W końcu uznał swoją tezę za błędną i wycofał się z niej. Nic mu to nie pomogło. Autor niepoprawności politycznej, czyli negowania zagłady Żydów, został skazany na 3 lata więzienia. Do dzisiaj twierdzi, że taki przepis jest złamaniem podstawowego prawa człowieka, jakim jest konstytucyjna wolność słowa i wypowiedzi. Moim zdaniem, ma rację. Tego rodzaju "przestępstwo" nie powinno być karane więzieniem. Karać więzieniem za podważanie prawdy historycznej? Nawet jeśli tą prawdą jest Holocaust? W głowie się nie mieści – świat przewraca się do góry nogami.

Jak bolesne może być podważanie Holocaustu i obrażanie Żydów przekonało się wielu, m. in. John Galliano, słynny brytyjski projektant mody, twórca nowatorskich projektów inspirowanych motywami historycznymi, takich jak na przykład „Kolekcja Dickensowska”. Niebywale utalentowany brytyjski dyktator mody to nie jakiś tam byle przeciętniak. W 2001 r. królowa Elżbieta II uhonorowała go Orderem Imperium Brytyjskiego, a w latach 1987, 1994, 1995 i 1997 został ex aequo z Alexandrem McQueenem uznany za projektanta roku. Miał przed sobą świetlaną przyszłość, ale wystarczyła jedna antysemicka wypowiedź rzucona publicznie w stanie upojenia alkoholowego w paryskiej knajpie, by wschodzące bóstwo znikło ze światowych wybiegów. Christian Dior natychmiast wyrzucił Galliano z roboty z wilczym biletem, zaś żydowskiego pochodzenia aktorka Natalie Portman demonstracyjnie podeptała wykonaną przez Galliano kreację, w której miała wystąpić na oscarowej gali.

Warto tu zauważyć, że można bezkarnie dworować z Francuzów, nazywając ich żabojadami, Włochów zaś makaroniarzami, Rosjan kacapami, Niemców szwabami, zaś Azjatów żółtkami, ale rzuć, człowieku, w przestrzeń słowo Mosiek lub Żydek i z miejsca jesteś podejrzany o antysemityzm. A przecież w literaturze narodowej imć Onufry Zagłoba pytał żydowskiego karczmarza: "Parchu, a pan jest w domu?". Bo tak przez całe wieki określano Żyda. W dawnych czasach Żyd był także gudłajem, a Józef Stalin w chwilach niepowodzeń zwykł mawiać: "Eto wsio czierez jewriejew". Żydzi to w ogóle nacja bardzo lubiana na całym świecie. Wszędzie ich szanują i poważają. Może dlatego w każdym kraju - jak świat długi i szeroki - ambasady Izraela otoczone są betonowymi zaporami, drutem kolczastym i uzbrojoną po zęby ochroną. Wynika to nie tylko z troski o bezpieczeństwo tego powszechnie lubianego i wybranego przez Boga narodu. Po II wojnie światowej Żydzi sprytnie wypracowali sobie status gatunku chronionego niczym lwy, śnieżne pantery, białe nosorożce, czy misie koala. Dworowanie więc z żydostwa uważane jest za zachowanie niepoprawne towarzysko, a często nawet za objaw antysemityzmu.

I tak doszedłem do meritum tego felietonu. Ledwo zakończyła się ogólnoświatowa sraczka z wirusem Corona, tak naprawdę wirusem grypy, który statystycznie uśmiercał ludzi na poziomie zero i dwa miejsca po przecinku, a mimo to rzucił światową gospodarkę na kolana – od razu pojawiła się kolejna ogólnoświatowa afera. Śmierć Afroamerykanina (niepoprawnie - Murzyna) George'a Floyda podczas zatrzymania go przez policję w Minneapolis spowodowała niepokoje społeczne na całym świecie. Nawet aktywiści są zaskoczeni globalnym protestem. Ciekawe, czy gdyby ofiarą policjanta był Chińczyk, Indianin, bądź po prostu biały obywatel USA – skala protestów byłaby taka sama. Nie sądzę.

Jeśli chodzi o moje podejście do kolorowych, Żydów, czy mieszkańców planety Patricorn, to oczywiście nic do nich nie mam. Żółtych bardzo szanuję za ich gigantyczną pracowitość, Żydów za wzajemne wspieranie się na całym świecie i talenty, którymi sowicie obdarzyła ich natura. Co zaś do czarnych mam mieszane uczucia. Mieszkając kiedyś w Niemczech, wracałem któregoś wieczora do domu i natknąłem się na trzech młodych Murzynów i Murzynkę. Stali na środku chodnika i słuchali radia, które jeden z nich nosił na ramieniu. Widzieli mnie, ale nie ustąpili. Kiedy powiedziałem, żeby nie blokowali ludziom przejścia, jeden podszedł do mnie i plunął mi w twarz. Ot, po prostu. Byłem kiedyś sportowcem, więc ruszyłem do niego, a on w krzyk. Złapałem go za koszulę i zaczęliśmy się szarpać. Pojawiła się policja. Miałem poważne kłopoty, bo czarnoskórzy oskarżyli mnie o znieważenie na tle rasistowskim. Wtedy Niemcy byli cholernie poprawni, więc tylko cudem udało mi się uniknąć kary, a byłem już na szczeblu prokuratury. Od tej pory podchodzę do czarnoskórych z dystansem.

Podobne sytuacje opisywali mi znajomi bywający, bądź mieszkający w Stanach. Dlaczego George Floyd został tak brutalnie obezwładniony przez policjanta? Z jakich powodów w ogóle został zatrzymany? Szedł sobie spokojnie ulicą, a funkcjonariusz Derek Chauvin walnął go bez zdania racji pałą, a potem odezwał się w nim sadysta - rasista i udusił biednego kolorowego? Na te pytania nie mamy odpowiedzi. Ani mi w głowie brać w obronę amerykańskiego gliniarza – zabił i powinien ponieść karę za morderstwo drugiego stopnia. Pierwszy stopień i dożywocie, bądź nawet kara śmierci, nie wchodzą w grę, ponieważ nie było działania z premedytacją. Jedno jest pewne: robienie z funkcjonariusza Chauvina rasisty jest nieuprawnione, nie ma na to dowodów. Podejrzewam, że podobnie potraktowałby białego i żółtego.

Nie róbmy zatem z Afroamerykanów (tym razem będę poprawny) bezbronnych ofiar prześladowanych i masowo zabijanych przez amerykańską policję, ponieważ taki obraz nie jest prawdziwy. Nie zróbmy z nich kolejnego – po Żydach – gatunku chronionego. To przynosi bowiem odwrotny efekt. Przykład? Choćby ostatni wpis na Instagramie słoweńskiego skoczka narciarskiego Cene Prevca. Młody sportowiec zakpił z protestów wspierających czarnoskórych w USA. Napisał czego potrzebuje ze sklepów, gdyby zaczęli się do nich włamywać jego rodacy Słoweńcy. W sieci zapanowało święte oburzenie. Mnie specjalnie ten wpis nie oburzył.

Wróć