Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Polaku, nie zaśmiecaj

23-09-2015 22:03 | Autor: Mirosław Miroński
Podobno pochodzimy od gwiazd. Atomy, z których jesteśmy zbudowani, były częścią gwiezdnego pyłu rozrzuconego wskutek wybuchów po całej galaktyce. Z tego pyłu powstały planety, również Ziemia i wszystko co na niej żyje. Także ludzie. Nauka zdaje się potwierdzać powyższą teorię, jednak patrząc na zachowania części naszych rodaków trudno w to uwierzyć.

Skąd u niektórych osobników zamieszkujących piękny kraj, jakim jest niewątpliwie Polska, bierze się tak silna potrzeba zaśmiecania oraz dewastowania środowiska i własnego otoczenia? Być może jest to dziedzictwo natury samych gwiazd, które choć piękne bywają, są groźne i sieją zniszczenie.

O ile procesy nad naszymi głowami zachodzą według praw fizyki i udaje się dostrzec w nich logikę, o tyle procesy zachodzące wokół nas wydają się być dziełem przypadku, podobnie jak śmieci pod naszymi nogami. Po co (często restrykcyjne prawo), mające chronić środowisko, którego nikt nie egzekwuje? Np. ustawa śmieciowa, która miała regulować gospodarkę odpadami niczego nie rozwiązała. Nadal plagą są śmieci wyrzucane do lasów, rowów, do rzek etc.

Ciekawe, że u naszego zachodniego sąsiada tego zjawiska nie obserwujemy. Wystarczy jednak przekroczyć granicę, by roztoczył się przed nami widok butelek, puszek, śmieci rozrzucanych najczęściej w przydrożnych zagajnikach, nie wyłączając wraków samochodów, traktorów i innych rupieci.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego w naszym kraju śmieci – zamiast na wysypisku, czy w innym miejscu do tego przeznaczonym – lądują tam, gdzie szukamy odpoczynku i relaksu? Dobre pytanie? Odpowiedź nie jest już taka prosta.

Nakładają się na to lata komunizmu, kiedy to wszystko było niby wspólne, czyli (w świadomości większości) – niczyje. Niczyje było wszystko, co znajdowało się za progiem mieszkania lub ogrodzeniem domu. To przeświadczenie przetrwało w dużej mierze do dziś.

Powołane do pilnowania porządku służby nie egzekwują istniejącego przecież prawa. Słyszałem już tłumaczenie Straży Miejskiej, że nie jest w stanie ustalić sprawcy, który podrzucił dużą ilość śmieci i resztek materiałów budowlanych, mimo że ewidentnie pochodziły z budowy dużego obiektu. Ustalenie – skąd się wzięły – wydawało się dość proste, choćby na podstawie szyb okiennych i resztek elewacyjnych. Zdecydowała inercja i poczucie bezradności strażników.

Przykłady nieskuteczności egzekwowania prawa jest wiele i można je mnożyć bez końca.

Zaśmiecanie i dewastacja nie są jednak jedynymi szkodami wyrządzanymi środowisku. Prawdziwą plagą stali się motocykliści, którzy nie dbając o innych zaspokajają swoje przyjemności. Przejeżdżają z rykiem budząc nocą mieszkańców. I nie chodzi wcale o ruchliwe ulice miast. O ciszę i spokój trudno nawet tam, gdzie tak być powinno. Wystarczy pojechać do rezerwatów granicach Warszawy lub w jej bliskim otoczeniu, by stwierdzić że w rezerwatach będących ostoją dzikich zwierząt, jak Wyspy Zawadowskie, można natknąć się na sterty śmieci, nielegalne wysypiska, a także na motocyklistów jeżdżących tam z rykiem silników. Znaleźli sobie świetne miejsce do jazdy terenowej, mimo tablic informujących, że to teren rezerwatu.

Rezerwatem tym, podobnie jak pozostałymi w województwie mazowieckim, zarządza i odpowiada za stan chronionej w nim przyrody – Regionalny Konserwator Przyrody w Warszawie. Porządku i bezpieczeństwa pilnują funkcjonariusze z Komisariatu Policji Rzecznej. Czyżby?

Na terenie rezerwatu obowiązuje szereg zakazów i ograniczeń dla dobra chronionych w nim gatunków. Ponadto obowiązuje zakaz śmiecenia, palenia ognisk, hałasowania, biwakowania, wjazdu pojazdów itp. Tylko nikt tych zakazów nie przestrzega.

Nie mam nic przeciwko motocyklistom. Ale jeśli chcą robić wrażenie na innych, niech sobie znajdą miejsca do tego przeznaczone.

Dla przykładu, w USA moja znajoma zgłaszała policji, gdy ktoś na ulicy puszczał koło niej głośną muzykę z samochodu. Zwykle kończyło się to dla delikwenta mandatem. Ten ktoś naruszał jej prawa obywatelskie i ponosił za to karę.

Czy Polacy in gremio są skazani na życie w śmieciach i hałasie? Czy nie powinniśmy wpływać na postawę naszych współobywateli, a także na decydentów odpowiedzialnych za przestrzeganie naszych praw obywatelskich? Może wtedy osiągniemy sukces. Per aspera ad astra…

Wróć