Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Paradoksy Budżetu Partycypacyjnego

12-10-2016 21:20 | Autor: Maciej Antosiuk
Czerwiec 2013 roku, Warszawa. Trwa zbiórka podpisów pod wnioskiem o referendum ws. odwołania prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz organizowana przez środowisko Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej z ówczesnym burmistrzem Ursynowa, Piotrem Guziałem na czele. W tym czasie w Ratuszu trwa wymyślanie nowych pomysłów na Warszawę, mających zatkać usta przeciwnikom Pani Prezydent. Wśród nich jeden całkiem ciekawy – Budżet Partycypacyjny, zakładający możliwość współdecydowania mieszkańców o wydatkowaniu pewnej puli pieniędzy według ich decyzji.

Kłopot w tym, że pomysł powstaje naprędce i zaczyna być wdrażany już kilka miesięcy później. Luki w regulaminie i niejasne zachowanie niektórych osób skutkują skandalem w postaci zwycięstwa tylko jednego projektu w pierwszej edycji Budżetu Partycypacyjnego na Ursynowie, z którego autorką powiązana jest radna Ewa Cygańska z Naszego Ursynowa, zasiadająca wówczas w Zespole ds. Budżetu. Projekt zgarnia wówczas całą pulę w wysokości 3 000 000 złotych, a jak okazuje się pół roku później, nie jest możliwy do zrealizowania w jednym roku i generuje dodatkowe koszty związane z drogą dojazdową.

Następne edycje Budżetu Obywatelskiego obnażają jego kolejne słabości. Okazuje się, że można zgłosić projekty, które mimo iż budzą potężny sprzeciw społeczny, według dziurawego regulaminu mogą być realizowane. O mały włos nie doszło do głosowania projektu Moto Areny Ursynów – toru żużlowego na Zielonym Ursynowie, który ostatecznie pod naciskiem mieszkańców został wycofany. Budżet Partycypacyjny nadal skonstruowany jest tak, że o realizacji projektów w naszej dzielnicy mogą zadecydować mieszkańcy Targówka, Pragi Północ, czy Bielan. Każdy mieszkaniec ma bowiem wybór, w jakiej dzielnicy chce oddać swoje głosy. Umożliwia to sytuację, w której jakaś organizacja może namówić ludzi z całego miasta, aby poparli realizację ich pomysłu w danej dzielnicy, bez uwzględnienia opinii okolicznych mieszkańców. Przy niskiej frekwencji – w warszawskim Budżecie Partycypacyjnym 1000 głosów może zadecydować o realizacji danego projektu.

Absurdów w Budżecie Obywatelskim nie brakuje. Doskonałym przykładem są choćby niektóre z projektów zgłoszone przez znanego dzielnicowego awanturnika: „Zmiana nazwy al. KEN na inną neutralną nazwę.”,   „Kurs obsługi karabinów maszynowych i broni przeciwpancernej.”,  „Otwarcie 350 nowych szkół i przedszkoli publicznych w budynkach istniejących. Zamknięcie starych i zmiana osoby prowadzącej.”,   „Kurs dla obecnych 20 - 40 latków jak przeżyć za 200 zł emerytury miesięcznie, gdy ZUS już zbankrutuje.” to tylko niektóre z nich. Niestety, każdy z takich projektów musiał być procedowany przez Urząd i Zespół ds. BP, co kosztowało nas, podatników pieniądze.

W drugiej edycji Budżetu Partycypacyjnego działałem wolontariacko jako sekretarz dzielnicowego Zespołu, zaś w kolejnej jako jego przewodniczący. Widząc szereg absurdów, fakt iż regulamin Budżetu uchwalony przez CKS nie zezwala na sprzeciw mieszkańców wobec projektów, które mogą im zaszkodzić, to, że można głosować na projekty z innych dzielnic oraz że Urząd i Zespół muszą szczegółowo rozpatrzyć każdy projekt, niezależnie od tego jak jest abstrakcyjny i jak bardzo wykraczałby poza przepisy prawa – postanowiłem nie angażować się w kolejną, czwartą już edycję, która ruszyła przed kilkoma dniami.

Kłopot w tym, że czwarta edycja przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania, bo 6 października, podczas wyborów członków Zespołu, w których świadomie nie uczestniczyłem, Nasz Ursynów dokonał skoku na Budżet Partycypacyjny. Regulamin dopuszcza reprezentowanie danego stowarzyszenia  przez co najwyżej jedną osobę. Podczas wyborów przedstawicieli NGO-sów do Zespołu zgłosili się m. in.: Piotr Ciara – wieloletni działacz Naszego Ursynowa, Bartosz Dominiak – przyjaciel Piotra Guziała, mianowany przez niego na Naczelnika Wydziału Promocji w latach 2011-2014 (ostatnio wspierał Nasz Ursynów w kwestii Budżetu Partycypacyjnego), Przemysław Niemyjski – mąż radnej Naszego Ursynowa, Katarzyny Niemyjskiej, zasiadający w zarządach spółek, które w latach 2012-2014 otrzymały od urzędu dzielnicy opiewające na kwotę ponad 1 mln zł zlecenia, no i wreszcie Jan Ławrynowicz, który w 2014 roku kandydował do Rady Dzielnicy z KWW „Nasz Ursynów”.

Panowie zagłosowali na siebie en bloc i wszyscy czterej weszli do Zespołu, kosząc konkurencję. Oficjalnie pan Dominiak, Niemyjski i Ławrynowicz nie są członkami Naszego Ursynowa, a w Zespole będą reprezentować różne, działające nie tylko na Ursynowie stowarzyszenia. Kuriozalności dodaje fakt, iż do reprezentowania  Klubu Radnych „Nasz Ursynów” w Zespole została zgłoszona wspomniana wcześniej radna Katarzyna Niemyjska. .

W ten oto sposób przez najbliższe miesiące mieszkańcy będą mieli do czynienia ze spektaklem kłótni i awantur o Budżet Partycypacyjny na Ursynowie, bo znając dotychczasowe zachowanie Panów sympatyzujących ze stowarzyszeniem – którego radna w 2014 roku podczas pierwszej edycji BP miała wpływ na dopuszczenie do głosowania projektu, co w dziwny sposób zgarnął całą pulę głosów i okazał się niemożliwy do realizacji za kwotę, którą pierwotnie kosztował – nie odpuszczą oni okazji, aby torpedować jakiekolwiek działania sprzeczne z ich partykularnymi interesami. 

Szkoda tylko, że będzie to spektakl skoncentrowany wokół cierpiącego wciąż na choroby wieku dziecięcego Budżetu Partycypacyjnego. Budżetu, który choć nazywany jest obywatelskim, to nie daje wciąż możliwości sprzeciwu obywateli względem projektów, które im zagrażają i który dopuszcza decydowanie przez mieszkańców innych dzielnic, jakie projekty mogą być u nas zrealizowane. Niestety, przez brak reformy BP ze strony CKS-u, nadal będziemy mieli do czynienia z pokazem farsy i absurdów regulaminowych, zaś Zespół złożony w dużej mierze z członków i zaangażowanych sympatyków Naszego Ursynowa dołoży wszelkich starań, aby pójść na wojnę z Urzędem Dzielnicy.

Dlatego w tej edycji nie wezmę udziału, bo choć pierwotnie Budżet Obywatelski miał angażować mieszkańców w sprawy ich najbliższej okolicy, to nie dał im pełni narzędzi do tego procesu, a te – które zostały wprowadzone, błyskawicznie wykorzystali działacze Naszego Ursynowa, a oni niejednokrotnie pokazali, że walcząc o swoje interesy, jeńców nie biorą.

Wróć