Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Oscary, Oscary i... po Oscarach!

27-02-2019 21:30 | Autor: Michał Kaczoń
W nocy z  niedzieli na poniedziałek, w Dolby Theatre w Los Angeles, po raz 91. przyznano Nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej – Oscary. Najlepszym Filmem został „Green Book” Petera Farrelly’ego, którego sukces zapowiadano już po wygranej na Festiwalu w Toronto, (o czym pisaliśmy w numerze z końca września).

Ta historia drogi, opowiadająca o rodzeniu się przyjaźni między dwoma mężczyznami z odmiennych środowisk, zjednała serca widzów (również w Polsce) oraz członków Akademii. Film triumfował w niedzielę wieczorem, zgarniając łącznie trzy statuetki (również dla odtwórcy roli drugoplanowej, Mahershali Alego oraz za Najlepszy Scenariusz Oryginalny).

Tegoroczne rozdanie nagród było wyjątkowo różnorodne. Żaden film nie zdominował stawki, tak jak miało to miejsce jeszcze kilka lat temu. Pod względem ilości wygranych, na pierwszym miejscu plasuje się „Bohemian Rhapsody” Bryana Singera z czterema „złotymi rycerzami” w kieszeni. Warto jednak zauważyć, że większość z nich to wyróżnienia w kategoriach technicznych – Najlepszy: Montaż, Dźwięk i Montaż Dźwięku, a tylko jedna z „artystycznego” kręgu zainteresowania Akademii. To nagroda za Pierwszoplanową Rolę Męską dla Ramiego Maleka, wcielającego się w postać Freddiego Mercury’ego, będąca hołdem dla zmarłego przedwcześnie artysty. „Nie byłem oczywistym wyborem do tej roli, ale chyba się udało”, zażartował aktor ze sceny.

Trzema statuetkami może pochwalić się meksykańska „Roma” i jej reżyser, Alfonso Cuarón. Co ciekawe – mężczyzna sam trzykrotnie stawał na scenie, odbierając nagrody za Najlepszą Reżyserię i Zdjęcia oraz Najlepszy Film Nieanglojęzyczny. Choć jego film nominowany był jeszcze w siedmiu kategoriach, Meksykanin musi czuć ogromny przypływ dumy, że jego różnorodne stanowiska na planie zostały dostrzeżone, jako najlepsze.

Trzema statuetkami może pochwalić się też dzieło studia Marvel – „Czarna Pantera”. Czysto rozrywkowy film Ryana Cooglera, który rozbiło zeszłoroczny box-office (co zresztą było komentowane przed rokiem przez prowadzącego Galę, Jimmy’ego Kimmela), wrócił do domu z wyróżnieniami za: Najlepszą Muzykę, Scenografię oraz Kostiumy, podkreślając tym samym niezwykle ciekawe podejście do dziedzictwa kulturowego Afryki, zaprezentowane w produkcji.

Resztę nagród rozdzielono między pozostałe filmy. I tak – nagroda za Najlepszy Scenariusz Adaptowany trafiła w ręce Spike’a Lee za skrypt do filmu „Czarne Bractwo. BlacKkKlansman”, oparty na książce Rona Stallwortha, w której opisuje, jak udało mu się, jako czarnoskóremu policjantowi, zinfiltrować oddział Ku Klux Klanu. Najlepszą aktorką została Olivia Colman za swoją brawurową kreację w filmie „Faworyta” Yorgosa Lanthimosa, o walce o władzę w XVII-wiecznej Anglii. Najlepszą aktorką drugoplanową okazała się zaś Regina King za swoją przejmującą (i najbardziej ludzką z całej obsady) kreację w filmie „Gdyby ulica Beale umiała mówić” Barry’ego Jenkinsa.

Polska reprezentacja, w postaci ekipy produkcyjnej filmu „Zimna Wojna”, musiała obejść się smakiem, przegrywając w każdej ze swoich kategorii z meksykańską „Romą”. Wyraźnie widać, że wygrał nie ten czarno-biały film, na który wszyscy w kraju liczyli. Dobrze jednak, że występujący w filmie Borys Szyc został największym zwycięzcą niedzielnej nocy, transmitując na swoim Instagramie przebieg niemal całej Gali i pozwalając tym samym wszystkim swoim obserwującym ujrzeć prawdziwe oblicze najważniejszej nocy w Hollywood, co nie umknęło uwadze najważniejszych serwisów kulturalnych. Chciałoby się kolokwialnie rzec: „Tak trzeba żyć!”.

Wróć