Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Operetka w nieco deszczowej scenerii

11-09-2019 20:47 | Autor: Bogusław Lasocki
Kolejny plenerowy koncert muzyki klasycznej na ursynowskim Olkówku poświęcony był tym razem muzie lżejszej – operetce, operze buffa czyli komicznej i musicalowi. Niedzielny mokry poranek trochę niepokoił, jednak deszcz wkrótce przestał padać i wierni fani dobrej muzyki na powietrzu znów pojawili się licznie.

Jak zwykle przyjechali rowerzyści, sporo osób przyszło z małymi dziećmi. Spóźnialscy musieli stać, gdyż mokra jeszcze trawa niezbyt nadawała się do siadania, co dotychczas było normalną praktyką.

Wybitni wykonawcy na trawiastym Olkówku

– Dzisiejszy koncert jest nie tylko do słuchania, ale i do popatrzenia, ze względu na piękne kreacje śpiewających pań - mówiła Dorota Gębska z Agencji Koncertowej Muzyka. – Jest operetkowo, bo operetka to oczywiście przepiękne stroje, przepiękne dekoracje. Niektórzy mówią, że za dużo tego przepychu, ale my uwielbiamy ten przepych operetkowy. To się lubi, to się ludziom podoba. I ta piękna zabawa, piękne libretta, że to jest zawsze pogodne, uśmiechnięte i są cudowne melodie - wyjaśniała konferansjerka.

Było operetkowo, ale również operowo i musicalowo na wysokim poziomie muzycznym. Ucztę dla słuchu zapewnili znakomici wykonawcy, wywołujący wielki aplauz słuchaczy.

Jako pianista i akompaniator pieśniarzy na fortepianie grał Maciej Tomaszewski. Był uczestnikiem wielu konkursów wokalnych. Na konkursie im. Ady Sari w roku 2001 roku w Nowym Sączu został uznany za najlepszego pianistę. Jest korepetytorem (pomaga śpiewakom w uczeniu się partii) w Teatrze Roma. Współpracuje z Teatrem Kwadrat i Teatrem Buffo.

Magdalena Idzik - mezzosopran. Jest absolwentką Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie śpiewu solowego prof. Małgorzaty Marczewskiej. Studia kontynuowała w Mediolanie i w Londynie. W 2001 roku ukończyła we Włoszech Akademię Rossiniowską pod kierunkiem znakomitego dyrygenta Alberta Zeddy. W bogatym repertuarze artystka ma wiele partii mezzosopranowych w najbardziej znanych operach. W repertuarze oratoryjno-kantatowym i pieśniarskim występowała w kraju i za granicą.

Sylwia Knap – sopran. W wieku lat siedmiu rozpoczęła naukę gry na skrzypcach. W 2001 r. ukończyła z wyróżnieniem Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie skrzypiec prof. Pawła Łosakiewicza. Jednocześnie rozwijała swój talent wokalny kształcąc głos u swojej matki – Barbary Rusin – Knap (wieloletniej solistki Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie) oraz u prof. Małgorzaty Marczewskiej (Uniwersytet Muzyczny im. F. Chopina w Warszawie).

Piotr Rafałko – tenor. Absolwent Wydziału Wokalnego Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie w klasie prof. Kazimierza Pustelaka. Umiejętności doskonalił na kursach mistrzowskich Ernsta Haefligera, Sylvii Geszty i Mariany Nicolesco. Laureat konkursów w Dusznikach – Zdroju i w Braili (Rumunia). Występował na wielu festiwalach muzycznych w Polsce i za granicą.

Muzyka klasyczna wciąż popularna

W koncercie usłyszeliśmy najwspanialsze arie i duety z operetek takich jak „Wesoła wdówka” Franza Lehara, czy „Księżniczka czardasza” Imre Kalmana, nieśmiertelne melodie Johanna Straussa syna – z „Zemsty nietoperza” i „Barona cygańskiego”. Usłyszeliśmy również arię operową, pieśni i melodie musicalowe. Utwory i melodie znane i kochane, zwłaszcza przez starszą i średnią publiczność. Tacy zresztą widzowie przeważali na Olkówku, wpatrzeni w wokalistów i zasłuchani. Ale młodzi również nie wyglądali na znudzonych.

Jakby na rozgrzewkę wystąpił duet Sylwia Knap i Piotr Rafałko, śpiewając "Co się dzieje, oszaleję" z operetki Imre Kalmana "Księżniczka czardasza". Niezwykle melodyjny utwór i świetne jego wykonanie ociepliły atmosferę trochę jeszcze deszczowego popołudnia. Na twarzach widzów pojawiły się uśmiechy, lekkie kołysanie w takt walca stało się jakby substytutem tańca. Zrobiło się dobrze. "Habanerę" z opery Carmen Bizeta publiczność przyjęła bardzo gorąco, co spowodowała nie tylko atrakcyjna linia melodyczna utworu, ale również ciekawa interpretacja mezzosopranistki Magdaleny Idzik. Dalej "Duet kotów" Rossiniego, tekstowo składający się z różnych wariantów wyśpiewywanych "miau" był nie tylko fantastycznie śpiewaną deklamacją, ale również pokazem aktorskim zarówno kocich zachowań, jak i wysublimowanej kokieterii i zalotności. Z kolei "Aria ze śmiechem" z operetki "Perichola" Jakuba Offenbacha w wykonaniu Sylwii Knap faktycznie wymuszała uśmiechy, będąc przecież kwintesencją śmiechu. I tak było już do końca. Świetna muzyka, znakomite wykonanie.

Warto zaznaczyć, że spora grupka dzieci uczestnicząca w koncercie wcale nie wyglądała na znudzoną klasyczną w sumie muzyką. To przecież muzyka ponadczasowa, tkwiąca w jakichś formach ciągle we współczesności, nie tylko na salach koncertowych. Zabawny przykład przytoczyła konferansjerka Dorota Gębska. Prowadząc koncert dla dzieci w wieku przedszkolnym, po wykonaniu "Habanery" zapytała młodych słuchaczy, czy słyszeli już wcześniej ten utwór. Na to wstał pięciolatek i odpowiedział: "Tak, tak, to z reklamy proszku do prania...". No cóż, czas płynie, młodsi postrzegają świat po swojemu, mają własne skojarzenia. Jednak ważne jest to, że pomimo pojawiających nowych kierunków i nurtów muzycznych i wokalnych, muzyka klasyczna broni się sama. Bo ma melodię, pozostaje gdzieś w duszy, można ją potem samemu zaśpiewać. W przeciwieństwie do wielu współczesnych przebojów, których po wysłuchaniu nie sposób zanucić nie mówiąc już o zaśpiewaniu, gdyż składają się głównie z hałaśliwego rytmu i różnej mieszaniny niekoniecznie harmonijnych dźwięków, choć czasem nawet oryginalnych i ciekawych. Żyją one tak długo, jak długo są powtarzane w mediach, po czym znikają bez śladu w pamięci.

Opera, operetka, musical

Dla wielu operetka i opera to archaiczne formy muzyczne. Taki stosunek wynika zazwyczaj z braku wiedzy i osłuchania, a najczęściej ze snobizmu i jednostronnego przyjmowania dźwięków.

Pierwsze opery – sceniczne dzieła muzyczne wokalno-instrumentalne, w którym muzyka współdziała z akcją dramatyczną – pojawiły się z początkiem XVII wieku, na fali zmian konwenansów muzycznych. Jeden z gatunków opery - opera buffa czyli komiczna - stał się punktem wyjścia do operetki.

Operetka była początkowo jednoaktową śpiewogrą. Z czasem forma rozrosła się, stając się dziełem muzycznym będącym na ogół komedią dobrze kończącą się. Pojawiał się jakiś romans albo historie miłosne, bardzo dużo tańców i pięknej muzyki. Od opery różni się tym, że zawiera partie śpiewane, uzupełniane o teksty mówione. W przypadku opery fragmenty tekstowe przedstawiane są w formie recytatywów, czyli śpiewanych deklamacji, służących przede wszystkim do prezentacji akcji. Wbrew pozorom śpiewacy operetkowi mają trudniejsze zadanie. O ile aparat głosowy wykonawców operowych kształcony jest do tylko do śpiewu, to w przypadku artystów operetkowych aparat głosowe wykonuje różnorodne i czasem przeciwstawne funkcje, związane zarówno ze śpiewem, jak i towarzyszącym zamiennie fragmentom mówionym.

Natomiast musical to już forma bardziej teatralna, łącząca muzykę, piosenki, dialogi i taniec. I tu jest wiele odmian i podgatunków, mających swoich zarówno zwolenników jak i przeciwników. Musicale zazwyczaj są łatwą w odbiorze formą muzyczną, melodyjną i często faktycznie są źródłem przebojów i standardów melodyjnych.

Nie zmienia to jednak faktu, że punktem wyjście i prekursorem była muzyka klasyczna. Ona była źródłem, ona brzmi i jest, w przeciwieństwie do większości współczesnych hitów, które znikną niekiedy jeszcze w roku swojego powstania.

Wróć