Biuro Prasowe Toru Służewiec radośnie obwieszczało: „Wyścigi konne to szlachetna rywalizacja o bogatych tradycjach… Międzynarodowy charakter tego królewskiego widowiska uczcimy na Torze Służewiec 16 czerwca, podczas Dnia Dyplomacji. Wezmą w nim udział goście z całego świata, w tym przedstawiciele służb dyplomatycznych”. W zamyśle organizatora gonitw i mityngu, przybyli na tor dyplomaci mieli ponieść w świat hymn pochwalny na temat wysokiego poziomu sportowego i organizacyjnego polskich wyścigów konnych. Stali się jednak świadkami blamażu nienotowanego w ponad 200-letniej historii wyścigów w Polsce. Na dodatek blamaż miał miejsce w jubileuszową 85. rocznicę oddania do użytkowania służewieckiego hipodromu (pierwszą gonitwę rozegrano na Służewcu w czerwcu 1939 r.). Członkowie przedwojennego Towarzystwa Zachęty do Hodowli Koni w Polsce – ojcowie założyciele Służewca, podobnie jak powojenni zarządcy Państwowych Torów Wyścigów Konnych, zapewne przewracają się w grobach. Organizatorem gonitw i gospodarzem służewieckiego zabytkowego hipodromu jest od 2008 r. państwowa spółka Totalizator Sportowy, a personalnie dyrektor Oddziału Służewiec – Wyścigi Konne TS. Został powołany na to stanowisko w 2018 r. i nie byłoby nic nagannego w tym, że pisowski nominat nadal dumnie zarządza zabytkowym hipodromem – wszak polityka nie powinna mieszać się do sportu. Niestety, styl zarządzania wyścigowym torem, prezentowany przez pana dyrektora, jest krańcowo sprzeczny z zapisami umowy dzierżawnej z 2008 r. i nie do zaakceptowania przez środowisko wyścigowe.
Sześć lat rządów urzędującego dyrektora środowisko ocenia jako najgorszy okres w 85-letniej historii Służewca. Trudno nie zgodzić się z tak niekorzystną opinią, ponieważ opiera się ona na twardych faktach. Pan dyrektor z powodzeniem kontynuuje pisowski trend, polegający na zwiększeniu wykorzystania powierzchni zabytkowego hipodromu do celów komercyjnych i powolnego niszczenia wyścigów konnych. Uchyla się od współpracy nie tylko z wyścigowym środowiskiem (właściciele i dzierżawcy koni, trenerzy, jeźdźcy), ale także z powołanym wiosną nowym prezesem Polskiego Klubu Wyścigów Konnych (PKWK) w kwestii opracowania programu naprawczego dla polskich wyścigów konnych. Konsekwentnie zmniejsza do minimum liczbę dni wyścigowych, co powoduje drastyczne zmniejszanie się liczby koni zapisywanych do sezonu. W tym roku zgłoszono do gonitw aż 200 koni mniej(!), niż w roku poprzednim. W swojej radosnej twórczości dyrektor organizuje na terenie imprezy zupełnie niezwiązane ze sportem, bądź zawody WKKW, mające tyle wspólnego z wyścigami konnymi, co rum z rumakiem. Jak słusznie zauważa wyścigowy portal „Tower Racing”, sprowadzono roczną pulę nagród na Służewcu do wartości, których powstydziłyby się nawet najbiedniejsze kraje Europy. Wynosi ona około 8,5 mln złotych i nie była rewaloryzowana od… 2008 r. Chodzi o pulę nagród na cały sezon wyścigowy. Takie są fakty, a z faktami nie powinno się dyskutować.
Wróćmy do fatalnej niedzieli 16 czerwca. Kilka dni wcześniej awarii doznał system nawadniania toru, więc zielona murawa już sobotę przypominała beton. Nie zadbano o jej systematyczne nawadnianie konwencjonalnymi metodami. W pierwszej sobotniej gonitwie bardzo dobry ogier Johnny Double złamał nogę. Był to wyraźny sygnał, że tor staje się niebezpieczny. W sobotę stan bieżni oficjalnie określono na 2,5 (lekki), jednak po doświadczeniach niedzielnych można podejrzewać manipulację i w rzeczywistości współczynnik mógł być niższy i nie przekraczać wartości 2,0. W niedzielę rano organizator mityngu wpadł na dosyć oryginalny pomysł i postanowił polać prostą finiszową… wodą z beczkowozu ciągnionego przez ogromny traktor. Widać zapomniał, że mamy XXI wiek. Genialny pomysł spowodował, że zielona bieżnia stała się nierówna i bardzo śliska. Na Dzień Dyplomacji zaplanowano rozegranie ośmiu gonitw, w tym selekcyjne o Nagrodę Soliny (2200 m) dla najlepszych klaczy rocznika derbowego oraz o Nagrodę Iwna (Przychówku, 2200 m) dla ogierów i klaczy z tego rocznika. Przyjechały trzy konie z Czech. Poza najważniejszymi gonitwami dla koni rocznika derbowego w programie znalazły się także selekcyjne wyścigi dla koni starszych roczników, m. in. o Nagrodę Haracza (1400 m) oraz o Nagrodę Widzowa (2400 m). W południe na parkingu przy budynku dyrekcji pojawiło się sporo luksusowych aut z narodowymi proporczykami na błotnikach. Właścicieli koni na parking VIP nie wpuszczano.
Już w gonitwie drugiej (Nagroda Haracza) zapachniało katastrofą. Na pierwszym zakręcie wałach Inter Approach wpadł w poślizg, zarzucił zadem i cudem uniknął upadku, zaś zwycięzca wyścigu ogier Emiliano Zapata niespodziewanie poślizgnął się po minięciu celownika i leżał – wydawało się – bez życia. Natychmiast podjechał furgon, by odgrodzić zwierzę od publiczności. Wracająca na padok klacz Jenny of Success nadziała się na furgon i poniosła, a dosiadający ją dżokej Sanshar Abajew spadł na bieżnię i dotkliwie się potłukł. Okazało się, że kontuzja odniesiona przez Emiliano Zapata była tak poważna, że w środę po południu ogier został uśpiony. Zapanował chaos. Wyścigowa telewizja EquiTv podała oficjalny stan zielonej bieżni – rzekomo po pomiarze wykonanym za pomocą „going stick” – jako 2,7. Po gonitwie o Nagrodę Haracza większość trenerów, dżokejów i właścicieli zażądała od Komisji Technicznej wykonania ponownego pomiaru w ich obecności. Zaczynając tuż za celownikiem, pomiary dokonywane były co około 100 m i przedstawiały się następująco: 0,8; 0,5; 1,6; 0,8, 0,6, 1,4, 2,4, 2,5, 1,7, 1,7; 1,5; 2,3; 2,7; 2,4; 1,5; 2,2; 1,6; 1,7; 2,7; 2,4; 1,0; 1,0; 2,2; 1,5; 1,8. Jak z tych wartości można było wyliczyć średnią 2,7? Pojawił się zarzut, iż z pełną świadomością zmanipulowano rzeczywisty stan toru, by za wszelką cenę (obecność dyplomatów?) rozegrać mityng.
Mateusz Glinowiecki, właściciel koni wyścigowych: „Tor powinien być polewany przez cały tydzień, równomiernie i z głową, a nie dziś przez dwie godziny. Pełną odpowiedzialność ponosi organizator, który oszukuje nas, właścicieli koni, co do stanu toru. Gdybym wiedział, że średnio dziś było 1.7 a nie 2.7, zaś miejscami 0,5 (!!!!), nie pozwoliłbym na bieganie moich koni. Ale zostałem oszukany”. Wszystko wskazuje na to, że rzeczywisty stan toru nie pozwalał na rozgrywanie gonitw w tym dniu i z premedytacją dopuszczono się manipulacji (oszustwa?). To ociera się o kodeks karny. Pomiar dokonany w obecności wielu osób dowodzi, że rozgrywanie gonitw w tak ekstremalnych warunkach (miejscami 0,5; 0,6; 0,8) zagrażało zdrowiu i życiu zwierząt oraz ludzi. Mimo sygnałów ostrzegawczych z gonitwy drugiej zadecydowano o rozegraniu kolejnej gonitwy, w której ścigały się tylko trzy konie, jak również czwartej – niezwykle ważnej pod względem selekcyjnym – o Nagrodę Soliny. Na 12 zapisanych klaczy wystartowały tylko cztery, reszta została wycofana na wnioski trenerów i właścicieli. Dopiero kiedy widzowie i dyplomaci na trybunach przekonali się naocznie, że nie oglądają wyścigów konnych, lecz karykaturę tego królewskiego sportu, Komisja Techniczna zdecydowała się wnieść do organizatora o niezwłoczne przerwanie mityngu. Wniosek został przyjęty i luksusowe auta z dyplomatami spiesznie odjechały z gościnnego Służewca.
W niedzielę przelała się czara goryczy, bo na Służewcu nic się nie zmienia, a po zmianie władzy w państwie środowisko wyścigowe liczyło na wiele. W dniu 16 czerwca, Dniu Dyplomacji, zdecydowana większość właścicieli koni, trenerów, hodowców i jeźdźców postanowiła skończyć z dyplomacją i wiernopoddańczą relacją wobec dyrektora Toru Służewiec oraz jego przełożonych w zarządzie TS i powiedziała: „Dosyć tego, dosyć traktowania nas per noga”. Oczywiście pojawiło się kilkoro „łamistrajków”, ale stanowili zdecydowaną mniejszość i natychmiast spotkali się z ostracyzmem wyścigowego środowiska. W akcie litości nie wymienimy nazwisk. W dżokejce przy celowniku, gdzie zwyczajowo gromadzą się właściciele koni, trenerzy i jeźdźcy, wrzenie osiągało miejscami poziom krytyczny. Przekaz do organizatora gonitw i zarządcy Toru Służewiec, czyli do dyrektora Oddziału Służewiec i zarządu TS, jest jasny: "Postawiliście nas pod murem, ale w niedzielę pokazaliśmy, że potrafimy być solidarni i skutecznie przeciwstawić się dyktatowi oraz brakowi profesjonalizmu. Dla nas konie są dużo ważniejsze niż mamona i jeśli podejście TS w stosunku do środowiska, przede wszystkim do właścicieli koni i trenerów, szybko się nie zmieni, to w obronie zdrowia naszych podopiecznych gotowi jesteśmy powielać nasze decyzje z niedzieli, bez względu na to, czy to są Derby, Wielka Warszawska, czy Dzień Arabski". Wydarzenia z niedzieli dowodzą, że nie jest to czcza gadanina, i że środowisko wyścigowe naprawdę jest maksymalnie zdeterminowane.
Zarząd TS powinien zdać sobie sprawę z ogromu szkód wyrządzonych w wyniku niekompetencji, braku profesjonalizmu i elementarnej wyobraźni osoby odpowiedzialnej za organizację niedzielnego mityngu. Po pierwsze, bolesna rysa na wizerunku państwowej spółki posiadającej monopol na organizowanie gier i zakładów wzajemnych, bo oficjalnie to TS był organizatorem mityngu. Wyścigi konne dostały jakby przy okazji – odpryskiem. To, że szybko podjęto decyzję o rozegraniu czterech zaległych gonitw w środę 19 czerwca od godziny 18.00 jest czynem chwalebnym i przyjaznym wyścigom, ale nie zniweluje poniesionej szkody wizerunkowej. W oczach dyplomatów, widzów i środowiska wyścigowego dyrektor Toru Służewiec skompromitował się jako organizator międzynarodowej imprezy. Po drugie, zagrożenie dla zdrowia i życia zwierząt oraz jeźdźców. Zaniedbanie polegające na nieprzygotowaniu zielonej bieżni do zawodów to jedno, a godzina rozpoczęcia mityngu to drugie. Planując rozpoczęcie w połowie czerwca gonitw w samo południe, o godzinie 12.00, skazano najlepsze konie na torze i jeźdźców na ściganie się w największym skwarze. O tej porze roku wyścigi rozpoczynały się rokrocznie o godzinie 15.00, by najważniejsze biegi odbywały się przy zachodzącym, a nie palącym słońcu. Sprawą narażenia zdrowia koni na niebezpieczeństwo podczas ostatniego mityngu zainteresowała się wicemarszałek Sejmu Dorota Niedziela, z zawodu lekarz weterynarii, specjalizująca się w zakresie chirurgii weterynaryjnej. Po trzecie wreszcie i chyba najważniejsze – zdezorganizowano cykl przygotowawczy do najważniejszej gonitwy sezonu Derby, która ma być rozegrana w niedzielę 6 lipca.
Nagroda Iwna zostanie rozegrana w środę 19 czerwca i jest to wiadomość, która może cieszyć. Ale co z Nagrodą Soliny dla najlepszych klaczy rocznika derbowego? Tego wyścigu nie można w środę rozegrać, ponieważ się odbył, ale czterokonna stawka w polu to kpina, a nie selekcja. Najlepsze klacze zostały wycofane przez właścicieli i trenerów, więc nic nie wiemy o ich dyspozycji, nie sposób także porównywać czasów z Soliny i Iwna, co jest wyścigową tradycją, ponieważ wyścigi odbyły się w różnych terminach, przy różnym stanie toru. Takiego przypadku nie było w historii Służewca. Ciekawi nas stanowisko wobec niedzielnego blamażu Pawła Gocłowskiego, prezesa PKWK. Polski jockey club sprawuje w imieniu Skarbu Państwa i ministra rolnictwa nadzór właścicielski nad Torem Służewiec, zgodnie z postanowieniami umowy dzierżawy zawartej w 2008 r. z Totalizatorem Sportowym. Zapis umowy nakazuje m.in. TS rozwijanie wyścigów Polsce, tymczasem mamy do czynienia raczej ze zwijaniem się wyścigów, a nie ich rozwijaniem. Czy prezes Gocłowski nie powinien coraz mocniej monitować ministra rolnictwa, że ten kluczowy dla wyścigów konnych zapis umowy nie jest przez TS w pełni realizowany? Skoro monopolista na gry hazardowe nie potrafi zarabiać na wyścigach konnych, może należałoby uwolnić go od tego przykrego obowiązku, przekazując Służewiec w dzierżawę fundacji założonej przez prywatnych pasjonatów i zainteresowane podmioty gospodarcze, w rodzaju reaktywowanego Towarzystwa Zachęty do Hodowli Koni w Polsce, które wybudowało tor na Służewcu? A może zainteresować szejków znad Zatoki Perskiej albo Chińczyków, którzy szybko przekształciliby Służewiec w wyścigowe centrum Europy Środkowo – Wschodniej?
Coś z tym fantem należy zrobić, bo dalsze utrzymywanie fikcji, dla niepoznaki określanej mianem wyścigów, nikomu już nie służy – ani państwu, ani państwowej spółce TS, ani graczom walczącym o dziadowskie pule w zakładach końskiego totalizatora, a przede wszystkim systematycznie dopłacającym do interesu właścicielom koni. Nie rewaloryzowana od 2008 r. nędzna roczna pula nagród daje bowiem możliwość zarobku jedynie kilku – kilkunastu szczęśliwcom, którym losowo udaje się nabyć na Zachodzie konie wybitne, bądź przynajmniej bardzo dobrze. Co dalej z wyścigami konnymi w Polsce? Jaka jest ich przyszłość? Na to pytanie nie ma dzisiaj odpowiedzi. Nasz kraj, chyba jako jedyny na świecie, nie potrafi zarabiać na końskim totalizatorze, grze wiedzy nazywanej też miękkim hazardem. W wielu państwach wyścigi konne to ważna gałąź narodowej gospodarki, w Polsce prezentują się one karykaturalnie. Krytyka pod adresem TS jest w dużej części uzasadniona, świadczą o tym fakty, ale Bogiem a prawdą spółki nie można obciążyć pełną odpowiedzialnością za nieopłacalność wyścigów konnych w Polsce. Głównym winowajcą jest fatalna ustawa hazardowa z 2017 r., która m.in. zakazuje reklamowanie zakładów wzajemnych (koński totalizator) w telewizji, radiu, mediach papierowych i elektronicznych między godziną 6 a 22, z nielicznymi wyjątkami. Zmiany regulujące rynek hazardowy miały zapewnić ochronę graczy oraz ograniczyć szarą strefę w tym segmencie, tymczasem wylano dziecko z kąpielą. Nowy zarząd TS stoi przed ogromnymi wyzwaniami, przy których wyścigi konne to problem marginalny. Jednym z najważniejszych wyzwań jest posprzątanie po poprzednikach, a to wiąże się z ciężką pracą, która zajmuje ogrom czasu. Jednakowoż TS nadal obowiązują zapisy umowy dzierżawy z 2008 r. zobowiązujące kierownictwo do rozwijania wyścigów konnych w Polsce.
Gołym okiem widać, że dotychczasowy dyrektor toru nie radzi sobie na polu wyścigowym, generuje konflikty, jak również szkodzi wizerunkowi TS, co kładzie się cieniem na władzach zasłużonej dla państwa spółki. Czyżby TS nie dysponował fachowcami z branży wyścigowej? Jest ich przynajmniej kilku, ale kiedy do wyścigowego mainstreamu docierają wieści, że ponoć o posadę nowego dyrektora Toru Służewiec zamierza starać się była prezes PKWK, wyjątkowy szkodnik i nieudacznik, w środowisku wybucha panika, by nie wpaść z deszczu pod rynnę. Należy mieć nadzieję, że niedzielna wpadka organizacyjna nigdy już się nie powtórzy, a relacje na linii środowisko wyścigowe na Służewcu - zarząd TS unormują się ku zadowoleniu obu stron, a także wyścigowej gawiedzi. Aby relacje uległy szybkiej poprawie wystarczy wsłuchiwać się w służewiecki vox populi, który ostatnio niesie się coraz głośniej.