Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Oj, dzieje się...

05-05-2021 20:46 | Autor: Mirosław Miroński
Pogoda to taki temat, po który sięgamy, kiedy nie mamy innych ciekawszych. Trudno jednak nie zwracać uwagi na to, co mamy za oknami, a maj to jeden z najpiękniejszych miesięcy w naszej szerokości geograficznej. Tymczasem, tegoroczna majowa aura nie jest taka, o jakiej marzyliśmy. Trudno też pod tym względem zaliczyć długi majowy weekend do udanych. Nasze oczekiwania z pewnością były inne. Pomijając już ograniczenia i środki ostrożności, podejmowane w związku z pandemią, które utrudniają nam wychodzenie z domu, na pewno byłoby przyjemniej, gdybyśmy mogli nacieszyć się przebywaniem na świeżym powietrzu. Nawet, gdyby to było wyjście na krótki spacer. A tu… no, co ja będę mówił. Było, jak było. Każdy mógł przekonać się o tym sam. Wyjątkowo zimny i mokry maj to coś, z czym nieczęsto mieliśmy do czynienia. Tegoroczny miesiąc zakochanych, bo za taki przyjęło się uważać ten miesiąc, trudno uznać za takowy, bo niewielu zakochanych dało się zauważyć na ulicach i w parkach. Być może pochowali się w domach zachowując (miejmy nadzieję wszelkie niezbędne środki ostrożności mogące uchronić ich przed zabójczym koronawirusem). Tak, czy inaczej, trudno doszukać się w obecnej aurze efektu cieplarnianego, do którego może jeszcze zatęsknimy, biorąc pod uwagę mokre i lodowate wolne dni.

Z moich obserwacji wynika, że klimat zmienia się rzeczywiście. I to już od co najmniej kilkunastu lat. Nie są to zmiany gwałtowne, ale raczej stały proces, w wyniku którego zanikają pory przejściowe – jak wiosna i jesień. Zamiast nich mamy szybkie przeskoki aury z zimowej do letniej i na odwrót. Widać to wyraźnie, gdy przeglądamy własne szafy, w których nagromadziliśmy wiele ubrań wiosennych i jesiennych. Zalegają na półkach i stają się zbędne, bo nie ma ich kiedy założyć. Podkreślam, że są to moje spostrzeżenia prywatne, nie oparte badaniami naukowymi, a jedynie na podstawie tego, co widzę i czuję – marznąc lub gotując się podczas upałów. Oczywiście, patrzę na zmiany klimatyczne jako mieszkaniec wielkiego miasta. Inaczej zapewne postrzega je rolnik, dla którego skoki temperatury, opady, czy susze stanowią o przyszłych zbiorach, o urodzaju, czy też nieurodzaju. Podobnie, jak dla dewelopera, który planując inwestycję, musi brać pod uwagę wszelkie zmiany pogodowe. Reasumując, przyzwyczailiśmy się do myśli, że zimą jest zimno, ale w maju, zwłaszcza w dni wolne, chcemy, żeby było ciepło. Po pierwsze, jest wtedy znacznie przyjemniej, a po drugie, gdy jest ciepło – łatwiej zorganizować jakiś wypad z domu, nawet w czasie pandemii. Dwa dni temu widziałem osobę pływającą w Jeziorze Czerniakowskim. Pomimo zimna przepłynęła spory dystans. Skóra cierpła na sam widok. Po wyjściu z wody okazało się, że to pływaczka. No i proszę… kto wobec tego powie: słaba płeć? Nie tylko nie jest słaba, ale mrozoodporna. Naprawdę można pozazdrościć dobrej formy. Z drugiej strony, jeśli pogoda nie będzie nas rozpieszczać, to może z czasem wszyscy nabierzemy podobnej mrozoodporności. Może wtedy niestraszne będą nam jakiekolwiek patogeny?

Świat w postaci globalnej wioski odsłania swoją drugą, ciemniejszą stronę. To, co było dotąd dobrodziejstwem globalizacji, teraz okazuje się źródłem zagrożeń. Epidemia koronawirusa SARS-CoV-2 rozprzestrzenia się szybko, bo nie istnieją dotychczasowe ograniczenia, m.in. granice, kontrole etc. Możliwość podróżowania pomiędzy krajami i kontynentami stwarza wszelkim patogenom sprzyjające, żeby nie powiedzieć wymarzone warunki. Skutkiem tego jest przenikanie nowych mutacji koronawirusa. Kolejne warianty docierają do Polski. Po mutacji brytyjskiej, południowoafrykańskiej i brazylijskiej także najnowsza, indyjska, jest już w naszym kraju, chociaż na razie w ograniczonej liczbie. Jak widać, wirusy za nic mają granice administracyjne poszczególnych państw. Sprytnie pokonują przepisy i procedury mające je zatrzymywać.

Moja wzmianka o pogodzie nie jest bynajmniej podyktowana brakiem innych równie ważnych tematów. Tych nie brakuje. Przeciwnie, ich mnogość najlepiej skwitować jednym zdaniem: Dzieje się!

Oj, dzieje się! Wydarzeń jest tak wiele i tak szybko następujących po sobie, że trudno skupić się na jednym, bo zaraz kolejne i kolejne pojawia się na tzw. agendzie. Agenda to ostatnio modne słowo, dlatego zachęcam szanownych czytelników, by zwrócili na nie uwagę i zapamiętali je sobie. Teraz niemal każdy, czy to polityk, luminarz życia kulturalnego, osoba publiczna, czy instytucja ma swoją agendę. Widać istnieje wielka potrzeba posiadania własnej agendy. Oczywiście, inną kwestią jest to, co się w niej znajdzie. I tak na agendzie jednej i drugiej partii politycznej znalazła się ustawa o zasobach własnych Unii Europejskiej. Konia z rzędem temu, kto wie, dlaczego wymyślono taką nietrafną i nic niemówiącą nazwę. Mimo niezrozumiałej dla przeciętnego obywatela nazwy, sam projekt może przynieść mu wiele korzyści. Tak Polsce, jak i całej Unii.

Po licznych perypetiach, wynikających z różnych punktów widzenia i siedzenia, ustawa przyjęta przez Sejm RP, trafi teraz do Senatu. Ustawa dotyczy funduszu odbudowy państw członkowskich UE, który będzie uruchomiony pod warunkiem przyjęcia go przez nie. Uruchomienie funduszy wymaga unijnej jednomyślności, a brak jego ratyfikacji ustawy uniemożliwiłby wprowadzenie do obiegu gospodarek unijnych znacznych środków finansowych. Do Polski ma trafić z budżetu UE na lata 2021-2027, jak też z Funduszu Odbudowy, łącznie 770 mld złotych. To spora kwota, która zasili polską gospodarkę oraz pozwoli na szybsze wyjście z pandemii koronawirusa. Środki te zostaną przeznaczone na rozwój infrastruktury, cyfryzację, środowisko, ochronę zdrowia edukację, rolnictwo, oraz na tworzenie nowych miejsc pracy. Tak duży zastrzyk pieniędzy stwarza szansę na odrobienie strat wywołanych pandemią i szybki rozwój naszego kraju.

To nie jedyne dobre wieści. Właśnie rozpoczął się Kongres 590, który jest cyklicznym, corocznym forum gospodarczym, skupiającym m.in. przedstawicieli polskiego biznesu, nauki, polityki. Nieco tajemnicza nazwa nawiązuje do prefiksu kodu kreskowego, oznaczającego towary i produkty polskie. Jest to swoiste forum do wymiany opinii i doświadczeń dla naszych przedsiębiorców, menedżerów, polityków, naukowców oraz ekspertów ekonomicznych. Celem Kongresu 590 jest stworzenie odpowiednich warunków do współpracy i wymiany myśli pomiędzy polskimi przedsiębiorcami, naukowcami, decydentami. Dotyczy to wszystkich firm, zarówno małych, średnich, jak i największych..

Kolejną dobrą wiadomością jest ta przekazana przez ministerstwo zdrowia, a dotycząca poluzowania ograniczeń antycovidowych. Stało się to możliwe, bo odnotowujemy spadek liczby zachorowań, a także zgonów. Za wcześnie jest jednak na odtrąbienie końca pandemii. Wciąż pozostają istotne w walce z wirusem środki ostrożności: zachowanie dystansu społecznego, noszenie masek, zachowanie higieny i zdrowy rozsądek.

Wróć