Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

O tempora, o mores!

11-09-2019 20:12 | Autor: Maciej Petruczenko
Nie ma tygodnia, żeby nasz obecny przywódca partyjno-państwowy nie zaskoczył publiczności orzeczeniami, które mają być przyjmowane do akceptującej wiadomości drogą musowego przekazu. Ostatnio przekazał wytyczne dotyczące modelu rodziny, które nie są bynajmniej odkryciem Ameryki. Zgodnie z życzeniem przywódcy na rodzinę mają się składać jeden chłop, jedna baba plus dzieciska.

Jest to dobrze znany model, który można nazwać konwencjonalnym, zwłaszcza wtedy, gdy chodzi o związki ślubne dwojga ludzi trwające do grobowej deski. Zbiegiem okoliczności ja akurat się do tego modelu stosuję, mogę więc być stawiany przez przywódcę za wzór, choć takim wzorem w praktyce raczej nie może być sam przywódca, którego układ rodzinny jest – jakby on sam powiedział – poza wszelkim trybem. A bodaj najbardziej tu brakuje progenitury, wzmacniającej cokolwiek zanikającą biologiczną tkankę narodu, który za chwilę będzie się składał już niemal z samych emerytów. Wydaje się również, że w kręgu najbliższych krewnych wodza ideał rodziny raczej nie jest spełniany. Czyżby więc co innego się na najwyższym szczeblu mówi, a co innego robi? Aż nie śmiem snuć tak bezczelnych przypuszczeń, fakty jednak same mówią za siebie.

Tak to już bywa, że często najciemniej pod latarnią.

Dlatego może dziwić, że o powiększenie naszego przyrostu naturalnego najgoręcej apelują księża pozostający w Kościele Rzymskokatolickim, czyli osobnicy objęci celibatem, obywatele programowo nie włączający się w rozmnażanie. Wprawdzie chodzą pogłoski o zniesieniu celibatu, iżby proboszczów zrównać z popami i pastorami, ale na razie wydaje się to mało prawdopodobne. Bo ktoś może się oburzyć, że jest to niczym próba wprowadzania pop-music do filharmonii. Prawdę mówiąc wszakże, nie tylko ja wolałbym, żeby w moim Kościele funkcjonowali duszpasterze, których nie zmusza się do życia w stanie nienaturalnym, a jednocześnie każe się im, żeby innych do stanu naturalnego namawiali. Zerwanie z celibatem na pewno przyczyniłaby się do radykalnego ograniczenia zjawiska pedofilii w kościelnych szeregach i nie trzeba byłoby powoływać specjalnych komisji do jej zwalczania.

Dyskusja wokół modelu rodziny wzięła się oczywiście stąd, że w dzisiejszym wolnym świecie lansuje się różnorodne związki interpersonalne, w modę zaczyna wchodzić zmiana płci, a jednopłciowe partnerstwo seksualne przestaje być rzadkością. Takie relacje to oczywiście nic nowego, tyle że teraz zrodziło się – zresztą nie tylko w Polsce – dążenie do nadawania tego rodzaju relacjom statusu małżeństw, a w każdym razie do jakichś obwarowań prawnych. Będąc z natury liberałem, nie protestuję przeciwko takim tendencjom, ale przypuszczam, że w takiej kwestii warto byłoby przeprowadzić ogólnopolskie referendum. Trudno przecież z góry przewidzieć, czy np. adoptowanie dziecka przez dwóch gejów, będących po ślubie, okaże się dobrym wyjściem z wychowawczego punktu widzenia, skoro nie wiadomo, do kogo maluch miałby zwracać się per „tato”, a do kogo per „mamo”, choć w rzeczywistości byłoby to po prostu zwracanie się po imieniu. Czy wtedy pani wychowawczyni w szkole prosiłaby dziecko, by na wywiadówkę przyszedł albo Marek, albo Wacek, bo trudno byłoby jej sprecyzować zaproszenie dla tatusia lub mamusi.

W praktyce życiowej powstają nawet bardziej skomplikowane problemy, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś – jak najsłuszniej przecież – traktuje zwierzęta domowe niczym członków rodziny, niektórzy radzi by nawet ochrzcić swojego psa lub kota, a przynajmniej przyprowadzić na mszę w celu pobłogosławienia. Ktoś powie wtedy, że pies czy kot nie mają duszy, ale ateiści zaraz zapytają: a skąd wiadomo, że człowiek ją ma?

Co najgorsze zaś, jako bodaj najnowsza komplikacja życiowa pojawia nam się sztuczna inteligencja, która już teraz udziela wyjaśnień w systemie telefonicznym Orange, potrafi prowadzić samochody bez żywego kierowcy, a nawet wygrywa sprawy sądowe. Z czasem dojdzie do tego, że będzie też powoływać członków Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego jako instytucja absolutnie niezależna, a w każdym razie nieuwikłana w spory między partyjne. Aż strach pomyśleć, że któregoś dnia może zawędrować na mównicę sejmową...

Jestem za tym, żeby sztucznej inteligencji powierzać również przeprowadzanie wyborów samorządowych i parlamentarnych, a idąc dalej, można byłoby się zastanowić, czy w zastępstwie konklawe nie wybrałaby ona papieża, podchodząc do tego z maksymalnym obiektywizmem. Poza wszystkim, byłaby już teraz bardzo pomocna w organizowaniu gry piłkarzy reprezentacji narodowej, a tym bardziej zawodników Legii Warszawa. Bo raczej nie ma co liczyć na to, żeby prezes Zbigniew Boniek w końcu usłyszał alarmowy Brzęczek. Osobiście mam do Bońka pretensję, że zapraszając na rewię futbolowej nieudolności naszego reprezentacyjnego teamu, zażądał od każdego frajera wchodzącego na Stadion Narodowy co najmniej po 180 złotych. Coś tu nie zadziałała niewidzialna ręka rynku. Wszak towaru tak marnej jakości nie sprzedaje się za tak duże pieniądze. Na miejscu tych, którzy się na Narodowym nacięli, wystąpiłbym do PZPN z reklamacją.

A poza tym wypadałoby zapytać, czy w PZPN muszą upłynąć wieki, żeby wymyślono wreszcie system szkolenia młodzieży na miarę czasu. Nie ma bowiem co liczyć, ze wstaną z grobu Ernest Wilimowski i Kazimierz Deyna i zaczną znowu rozsławiać polską piłkę – a ten pierwszy również niemiecką, w czym byłby poniekąd podobny do jedynego dziś naszego gracza na światowym poziomie – Roberta Lewandowskiego.

Wróć