Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

O kryminogennym procederze reprywatyzacji „Passa” informowała od dawna...

08-09-2016 00:27 | Autor: Tadeusz Porębski
Mówi się, że reprywatyzacyjną puszkę Pandory otworzyła kwietniowa publikacja na łamach Gazety Stołecznej o podejrzanym zwrocie działki przy placu Defilad (Chmielna 70). To możliwe, ale zapomina się, że „Passa” cyklicznie pisze o reprywatyzacyjnej ośmiornicy już od trzech lat. Tylko przez ponad dwa lata nikt nas nie słuchał.

Mechanizm działania kryminogennego układu oplatającego mackami miasto opisywaliśmy od dawna. Od sierpnia 2014 r. prowadzimy zakończoną, jak dotychczas, sukcesem batalię o zablokowanie decyzji BGN skutkującej przekazaniem w prywatne ręce wpierw gruntu pod budynkiem przy ul. Narbutta 60, a w następstwie sprzedażą przez miasto spadkobiercom rzekomego byłego właściciela gruntu 10 mieszkań komunalnych w tym budynku za... 1,8 mln złotych. Przed wydaniem decyzji o zwrocie nieruchomości budynek został gruntownie wyremontowany ze środków Urzędu Dzielnicy Mokotów. Był to bezczelny i starannie przemyślany numer na tzw. wyrwę. Żaden z urzędników BGN nie sprawdził bowiem autentyczności aktu notarialnego z 1947 r., który był podstawą roszczenia. Wykonaliśmy gigantyczną pracę detektywistyczną i udowodniliśmy ponad wszelką wątpliwość, że wspomniany akt notarialny jest "lipą" sporządzoną w piwnicy zrujnowanego budynku na Mokotowie przez osobę, która nie posiadała stosownych uprawnień. Dzięki naszemu zaangażowaniu i wsparciu czworga lokatorów budynku przy ul. Narbutta 60 udało się uratować budynek, a tym samym los tamtejszych mieszkańców, który w momencie przejęcia nieruchomości przez domniemanego kamienicznika byłby przesądzony. Był to pierwszy od 1989 r. przypadek w Warszawie, że dzięki interwencji gazety udało się wstrzymać wykonanie prawomocnej ostatecznej decyzji administracyjnej, wydanej przez wszechwładne BGN. Ale o tym mainstreamowe media milczą.

Sprawa Chmielnej 70 to był szczyt bezczelności, klasyczna grabież publicznego mienia w biały dzień. Zaryzykowano przekroczenie pewnych granic jak idzie o łupiestwo, ponieważ kupcy roszczeń przez lata utwierdzili się w poczuciu całkowitej bezkarności. Kręcili biznesy i wyrzucali ludzi na bruk, działając na granicy kulawego prawa i przy dziwnie biernej postawie organów ścigania, które w przypadku warszawskiej reprywatyzacji były organami ścigania tylko z nazwy. W sprawie Narbutta 60 możemy nawet mówić o prokuratorsko - policyjnej zmowie, bowiem, jak wykazała wstępna analiza akt postępowań przeprowadzona przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie, prokuratorzy z Mokotowa i Śródmieścia - Północ, jak również funkcjonariusze wydziału dochodzeniowo - śledczego mokotowskiej komendy policji, robili wszystko, by rozwodnić sprawę. Teraz będą się z tego tłumaczyć przed swoimi kolegami z Wrocławia i zwierzchnikami z Prokuratury Krajowej. Tak więc w sprawie Narbutta 60 można powiedzieć, że sprawiedliwości stało się zadość. Czy tak stanie się również w sprawie Chmielnej 70 i kilkunastu innych mocno podejrzanych reprywatyzacjach? Miejmy taką nadzieję.

Jest okazja, by przypomnieć warszawiakom szczegóły najbardziej bezczelnego przekrętu reprywatyzacyjnego w historii ich miasta.   Z zaświadczenia Wydziału Hipotecznego Sądu Okręgowego w Warszawie z dnia 18 lipca 1947 r. wynika, iż tytuł własności nieruchomości z przedwojennym adresem ul. Chmielna 70 (dzisiaj pl. Defilad 1) uregulowany był jawnym wpisem na Jana Henryka Holgera Martina w 2/3 częściach i Marii Mirosławy Reginy Kubrynów - Chałupowej w 1/3 części. Holger nabył swój udział od Kazimiery Chwaścińskiej na podstawie aktu notarialnego z dnia 7 października 1942 r. Taki stan rzeczy trwał do 28 października 1947 r. kiedy Kubrynów - Chałupowa darowała swój udział w 1/3 na rzecz Zofii Haliny Górowej wraz z prawami i  przynależnościami. W dniu 19 kwietnia 1948 r. nieruchomość przy Chmielnej 70 została skomunalizowana na mocy tzw. Dekretu Bieruta. Termin składania wniosków o przyznanie byłym właścicielom tak zwanej własności czasowej upływał w dniu 19 października 1948 r. Holger złożył stosowny wniosek w dniu 19 lipca 1948 r. jednak Prezydium Rady Narodowej Warszawy, orzeczeniem administracyjnym z dnia 10 marca 1952 r., odmówiło przyznania prawa własności czasowej do tego gruntu.

Zawieszenie w sprawie trwało aż do 31 maja 2010 r. kiedy Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Warszawie w składzie: Piotr Wawszczak (przewodniczący) oraz Małgorzata Grochocka i Katarzyna Naczas (członkinie) stwierdziło nieważność orzeczenia Prezydium Rady Narodowej z marca 1952 r. To było zielone światło dla tzw. kupców roszczeń, którzy już wiedzieli, że Komisja Ładu Przestrzennego Rady Warszawy pozytywnie zaopiniowała projekt miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego otoczenia PKiN, który przewidywał m. in. wzniesienie po południowej stronie najwyższego obiektu w stolicy wieżowca wysokiego na 240 metrów.

To była robota metodyczna i przemyślana w każdym szczególe. Nikt o zdrowych zmysłach nie pakuje pieniędzy w zakup roszczenia do działki, na której nie wolno zaryzykować inwestycji przynoszącej duży zysk. Wartość każdej działki mierzy się bowiem ilością możliwego wybudowania na niej metrów powierzchni użytkowo-mieszkaniowej. Radni komisji ładu przestrzennego pozytywnie zaopiniowali projekt planu, który w praktyce przewidywał wbudowanie do Sali Kongresowej "plomby" w postaci wysokiego na ponad 200 metrów wieżowca. Warto przejrzeć protokoły z posiedzeń komisji, a musiało ich być przynajmniej kilka, by ustalić, którzy radni lobbowali za takim rozwiązaniem. Być może trzymający w Warszawie władzę klub PO otrzymał polecenie partyjne jak głosować w tej sprawie. Plan miejscowy dla otoczenia PKiN został uchwalony na sesji rady miasta w dniu  9 listopada 2010 r. i stał się lokalnym prawem. Na jego podstawie można było bez żadnego ryzyka wydać decyzję o pozwoleniu na budowę.

W dniu 8 lutego 2011 r. mecenas Andrzej Muszyński złożył w BGN wniosek o ustanowienie na rzecz jego mocodawcy Macieja Marcinkowskiego, znanego w Warszawie kupca roszczeń, prawa użytkowania wieczystego, w udziale wynoszącym 2/3 części, działki z przedwojennym adresem Chmielna 70.  We wniosku powołał się na akty nabycia przez Marcinkowskiego praw i roszczeń do tej nieruchomości. Niespodziewanie BGN odmówiło mu legitymacji do występowania w charakterze strony w tym postępowaniu, ponieważ zdaniem urzędników Marcinkowski nie nabył praw i roszczeń wynikających z przepisów dekretu z dnia 26 października 1945 r. z uwagi na fakt, że spadkobiercom Jadwigi Kazimiery Chwaścińskiej takie prawa nie przysługiwały. Pomyłka Muszyńskiego i Marcinkowskiego, a może konflikt tych panów z urzędnikami BGN na jakimś tle? Ponoć, jak nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze. Tak czy owak, mecenas i kupiec roszczeń odeszli ze stołecznego ratusza z kwitkiem.

Aliści szybko okazało się, że nieruchomość przy ul. Chmielnej 70 jest obiektem zainteresowania innego stołecznego mecenasa Roberta Nowaczyka, powiązanego wspólnymi interesami z byłym wicedyrektorem BGN Jakubem Rudnickim. W dniu 28 września 2012 r. Nowaczyk zapukał do drzwi BGN jako pełnomocnik kolejnego mecenasa w tej sprawie Grzegorza Majewskiego, którego żona, o czym wówczas wiedziało niewiele osób, pracowała w... BGN w charakterze urzędniczki. Nowaczyk zdołał przekonać dyrektorów BGN, że Majewski oraz Marzena Kruk i Janusz Piecyk nabyli prawa i roszczenia do Chmielnej 70 wynikające z przepisów dekretu z dnia 26 października 1945 r. Dr Marzena Kruk była w tym czasie głównym specjalistą w Departamencie Współpracy Zagranicznej i Praw Człowieka Ministerstwa Sprawiedliwości. Prywatnie jest siostrą mecenasa Nowaczyka. Mecenas Grzegorz Majewski był wówczas dziekanem okręgowej rady adwokackiej w Warszawie, przedtem pełnił funkcję prezesa sądu dyscyplinarnego. Natomiast Janusz Piecyk to wspólnik mecenasa Nowaczyka.

HGW musi bardzo lubić tę trójkę, skoro procedura zwrotu wartej ponad 100 milionów zł nieruchomości trwała zaledwie trzy tygodnie. W dniu 16 października 2012 r. pani prezydent potwierdziła własnym podpisem roszczenie, ustanawiając na 99 lat prawo użytkowania wieczystego do niezabudowanego gruntu o powierzchni 841 mkw, położonego w Warszawie przy placu Defilad (dawna Chmielna 70) na rzecz trzech wyżej wymienionych osób. Kolejnym dowodem na to, że HGW bardzo lubi te osoby, może być fakt, iż bardzo szybko wydając decyzję reprywatyzacyjną, jednocześnie zatroszczyła się o to, by świeżo upieczeni właściciele super atrakcyjnej nieruchomości mogli bardziej rozwinąć inwestycyjne skrzydła. Niecały miesiąc później, 15 listopada 2012 r., decyzją nr 496/GK/DW/2012 ustanowiła na lat 99, na rzecz Majewskiego, Kruk i Piecyka, prawo użytkowania wieczystego do przyległej niezabudowanej działki o powierzchni 617 mkw. Na 841 mkw. ciężko byłoby wybudować obiekt przynoszący krociowe zyski, ale na 1458 mkw. i owszem.

Powyższy przykład w sposób jaskrawy pokazuje, jak urzędnicy stołecznego magistratu, ze swoją szefową na czele, szanują i wspomagają rodzimych biznesmenów. Szkoda tylko, że nie wszystkich. Pan Tadeusz Koss musiał czekać na zwrot należnej mu prawem działki po drugiej stronie PKiN (skrzyżowanie Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej) aż 17 lat, jednak nie może na niej nic wybudować. Owszem, w końcu zwrócono mu rodzinną nieruchomość, ale biedakowi nie wolno na niej postawić nawet publicznego szaletu, by zarabiać marne dwa złote od klienta, ponieważ warszawscy radni postanowili, że jego działka zostanie przeznaczona pod zieleń publiczną (ZP).

Tymczasem, jeśli chodzi o Chmielną 70, zwrócono super atrakcyjną nieruchomość w sercu miasta, mimo że Ministerstwo Finansów już w lutym 2011 r. przesłało do BGN nieprzetłumaczone na język polski dokumenty dotyczące wykazu beneficjentów na podstawie zawartych układów indemnizacyjnych, m. in. polsko - duńskiego Protokołu nr 1 w sprawie interesów i mienia duńskiego w Polsce z dnia 12 maja 1949 r. oraz Protokołu nr 2 w sprawie interesów i mienia duńskiego w Polsce z dnia 26 lutego 1953 r. Na liście znajdowało się nazwisko Holgera Martina. Z adnotacji przy tym nazwisku wynika, że kwota 35 tys. koron duńskich została zdeponowana na „Saerkonto 2” (martwe konto). Wystarczyło oddać te dokumenty do przysięgłego tłumacza, by mieć pewność, że wynikiem przywołanych wyżej regulacji jest zwolnienie polskiego rządu z jakichkolwiek zobowiązań reprywatyzacyjnych w stosunku do zainteresowanych obywateli duńskich oraz ich następców prawnych.

Owszem, poprzednie ekipy rządzące resortem finansów, dopuściły się zaniechania, nie wydając w stosownym czasie decyzji administracyjnej stwierdzającej przejście na rzecz Skarbu Państwa nieruchomości przy Chmielnej 70 na podstawie umowy międzynarodowej o uregulowaniu roszczeń finansowych. To jednak absolutnie nie tłumaczy urzędników BGN i samej Gronkiewicz - Waltz, którzy w zaistniałej sytuacji powinni wykazać wyjątkową ostrożność w procedurze badania zasadności wysuniętego przez Nowaczyka roszczenia oraz daleką posuniętą powściągliwość, jak idzie o wydanie ostatecznej decyzji reprywatyzacyjnej. Tymczasem spieszono się ze zwrotem tej nieruchomości jak do przysłowiowego pożaru. Odpowiedź na pytanie, czym powodowany był tak wielki pośpiech, pozostawiam Czytelnikom.

Przez lata władze Warszawy pozostawały głuche na medialne doniesienia o dzikiej reprywatyzacji w Warszawie. Pisały na ten temat Przegląd Tygodniowy, lewicowe NIE, Polska The Times, także lokalna Passa. Nie było żadnej reakcji. Posługiwano się standardową formułką, że prokuratury badały wiele doniesień i nie dopatrzyły się znamion przestępstwa. A jak badały tego rodzaju doniesienia, najlepiej wiemy my, dziennikarze tygodnika Passa. Niezrozumiała i dziwna bierność stołecznych stróżów prawa oraz władz stolicy spowodowała, że na przykład mecenas Robert Nowaczyk zreprywatyzował na rzecz swoją i swoich klientów blisko 50 nieruchomości warszawskich zlokalizowanych w najlepszych punktach miasta, w tym na rzecz własnej siostry, urzędniczki w Ministerstwie Sprawiedliwości, na której konto, jak podała ostatnio Gazeta Prawna, miało wpłynąć blisko 38 milionów złotych z tytułu odszkodowań reprywatyzacyjnych. Nowaczyk potknął się dopiero na Chmielnej 70. 

Można mieć nadzieję, że kilka zespołów prokuratorskich, pracujących pod nadzorem Prokuratora Krajowego Bogdana Święczkowskiego (czytaj oświadczenie wydane przez PK), wyjaśni do tak zwanego spodu decyzje reprywatyzacyjne, w stosunku do których istnieją uzasadnione podejrzenia co do ich przejrzystości i zgodności z prawem. Podejrzane osoby albo należy jak najszybciej oczyścić z zarzutów, albo postawić przed sądem i w efekcie zamknąć w więzieniu za łapownictwo. Stolica państwa stała się bowiem w oczach Polaków siedliskiem korupcji, lokalnych układów i układzików oraz mocno podejrzanych powiązań urzędników, przedstawicieli organów ścigania i sędziów z działającymi na granicy prawa biznesmenami. To nie zadaje nam, warszawiakom, szyku. Dlatego szybkie oczyszczenie gęstniejącej z dnia na dzień od podejrzeń atmosfery, jak również przepędzenie znad Warszawy unoszącego się nad miastem odoru korupcji – staje się pilną koniecznością.

 

Oświadczenie Prokuratury Krajowej

W dniu 1 września 2016 r. Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski powołał na polecenie Prokuratora Generalnego RP Zbigniewa Ziobro zespół prokuratorów w Prokuraturze Regionalnej we Wrocławiu do przeprowadzenia śledztw dotyczących niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych oraz wyłudzeń dokonanych w związku z tzw. reprywatyzacją nieruchomości na terenie Warszawy. Chodzi o przestępstwa z art. 231§ 1 kodeksu karnego, z art. 286§ 1 kodeksu karnego i inne. W skład zespołu wchodzi sześciu prokuratorów oraz pięciu funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

W Prokuraturze Regionalnej w Warszawie, również na polecenie Prokuratora Generalnego, został powołany zespół prokuratorów do zbadania postępowań przygotowawczych prowadzonych w okresie od 1 stycznia 1999 r. do 30 sierpnia 2016 r. w prokuraturach rejonowych i okręgowych podległych Prokuraturze Regionalnej w Warszawie,  które zostały zakończone decyzjami o odmowie wszczęcia, o umorzeniu lub zawieszeniu w sprawach dotyczących tzw. reprywatyzacji nieruchomości na terenie Warszawy.

Przedmiotem lustracji jest kontrola prawidłowości prowadzenia i zakończenia poszczególnych spraw, a w szczególności kompletności zgromadzonego materiału dowodowego. W skład zespołu wchodzi jedenastu prokuratorów z Prokuratury Regionalnej w Warszawie. Jednocześnie w Prokuraturze Krajowej, na polecenie Prokuratora Generalnego, został powołany zespół koordynujący wszystkie działania podejmowane w sprawach związanych z tzw. reprywatyzacją nieruchomości na terenie Warszawy. Pracami zespołu koordynującego kieruje I Zastępca Prokuratora Generalnego - Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski. W skład zespołu weszli doświadczeni prokuratorzy specjalizujący się w różnych dziedzinach prawa - nie tylko karnego, ale także cywilnego, administracyjnego i gospodarczego.

Prokuratura Regionalna we Wrocławiu złożyła do Sądu Rejonowego dla Warszawy –Mokotowa X Wydział Ksiąg Wieczystych wniosek o wpisanie ostrzeżenia o niezgodności treści księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym działki o powierzchni 617 mkw. położonej przy Placu Defilad 1 (przedwojenny adres ul. Chmielna 70). Działka ta została zwrócona w ramach reprywatyzacji tzw. kupcom roszczeń. W swoich wytycznych Prokurator Generalny RP wskazał prokuratorom na konieczność składania pozwów mających na celu przywrócenie prawa własności nieruchomości w postępowaniach, które dotyczą bezprawnego przejmowania nieruchomości. Zgodnie z wytycznymi, powództwa takie powinny być wytaczane jeszcze przed zakończeniem postępowania przygotowawczego. Powinny one zawierać wnioski o zabezpieczenie roszczenia na przykład poprzez wpis ostrzeżenia w księdze wieczystej. Działania takie mają szczególne znaczenie z uwagi na fakt, że często w tego typu sprawach dochodzi do dalszego obrotu nieruchomością. Ma to również znaczenie z uwagi na wpływ publicznej wiary ksiąg wieczystych na możliwość podważenia transakcji.

Wróć