Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nowy Rok, a w nim szok co krok

06-01-2016 18:47 | Autor: Maciej Petruczenko
Największe cuda to się tylko w Polsce zdarzają. Dlatego przejście z 2015 na 2016 trudno mi było uznać za zwykły przełom roku. Gdy w czwartek 31 grudnia kładłem się spać przed północą, w domu robiły jeszcze co chciały tłuste koty, nażarte do tego stopnia podawanymi im codziennie ośmiorniczkami, że już nawet nie chciało im się polować na pochowane po dziurach myszy.

W trakcie nocy przyśniło mi się, że po obudzeniu w piątek 1 stycznia o szóstej rano ujrzałem nieoczekiwanie zupełnie inny krajobraz. Tłuste koty zostały oto wygonione za okno, a przede mną stanął rząd szarych myszek, oznajmiając, że w naszym domostwie nastąpiła nareszcie dobra zmiana, ponieważ popędziło się kocich krwiopijców i pasibrzuchów, no i teraz to myszki będą mogły zrobić w chałupie co zechcą. Albowiem stary reżim to był ucisk jednego zwierzęcia przez inne zwierzę, a teraz ma być całkiem odwrotnie. Przewrót domowy odbył się na szczęście bezkrwawo w drodze przeprowadzonej nocą demokratycznej procedury. Przegłosowane tłuste koty miauczały wprawdzie wściekle za oknem, ale ponad tym miaukiem bezsilności unosił się już radosny pisk triumfujących myszek, którego nie zdołały zagłuszyć ani grająca jak zwykle bardzo głośno Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, ani szczekające na ulicy kundelki, skompromitowane skądinąd niepłaceniem alimentów. Chwała ci zatem Panie, Dawid zwyciężył Goliata!

W zaciszu domostwa zacząłem obserwować coraz większe szarogęszenie sięgających po kolejne frukta szarytek i ze zdumieniem spostrzegłem, że tak naprawdę w tym gronie głównym dysponentem jest ktoś w tylnym rzędzie, biedny jak przysłowiowa mysz kościelna, mający jednak za bodyguarda zhołdowanego już dawno, gotowego na każde skinienie kota. Pogonione za okno inne kocury zaczęły już kłócić się między sobą. Tymczasem myszki mówiły bez przerwy jednym głosem, głosząc to samo, niezależnie od tego, jakie im zadałem pytanie. Dominantę każdej wypowiedzi stanowiło stwierdzenie, że przewrót w domu był konieczny, ponieważ koty już za bardzo sobie pozwalały, sprawiając, że dom nasz to był ostatnio „ch...j, d...pa i kamieni kupa”. Doszło nawet do tego, że zaczęły zakładać myszom nielegalne podsłuchy, a w domowej telewizji prawie nie dopuszczały ich do głosu. Poza wszystkim zaś – wysługiwały się nadmiernie sąsiadowi po zachodniej stronie posesji, a przecież wiadomo, że naszym prawdziwym przyjacielem jest nie żaden sąsiad, tylko ktoś z bardzo dalekiej zamorskiej wsi, kto ma nam przysłać ekipę niezawodnych ochroniarzy, którzy nie pozwolą, żeby kiedykolwiek zaatakował nas ewidentny wróg zza wschodniego płotu.

Tak mi się to wszystko owej sylwestrowej nocy śniło, aż obudziłem się rzeczywiście i – swoim zwyczajem – zacząłem przeglądać informacje w Internecie, poczynając od niektórych źródeł naszego zachodniego sąsiada. I od razu oblałem się potem, ponieważ jedno z nich straszyło już na home page’u, że trzecia wojna światowa wybuchnie lada dzień; że Amerykanie poczuli się do tego stopnia panami świata po upadku Związku Sowieckiego, iż kierując się własnymi interesami, zdestabilizowali sytuację polityczną w Afryce i na Bliskim Wschodzie, rozwalając tam rządy ośmiu państw, doprowadzili do konfliktu z Rosją na Ukrainie, a Polskę traktują jak frajera, który nakupi u nich przestarzałej broni i  dodatkowo pomoże w rozwaleniu za mocno stawiającej się Jankesom Unii Europejskiej. Co najgorsze – przekonywało owo źródło – nowa doktryna USA zakłada, że kraj ten może użyć broni jądrowej w celu zaczepnego pierwszego uderzenia, a nie tylko w obronie własnej, więc nic dziwnego, iż Ruscy – na wszelki wypadek – zmówili się już przeciwko Amerykanom z Chińczykami. Matko Boska Częstochowska!  Jak ty nas w tych warunkach zdołasz obronić, jeśli dojdzie do globalnej zawieruchy? A poza tym, skoro nasz prezydent latał ostatnio do Chin, to może chciał zaczerpnąć co nieco z tamtejszych wzorów i po powrocie narzucić nam ustrój stanowiący połączenie kapitalizmu z komunizmem?  I w związku z tym te wszystkie trybunały, sądy najwyższe oraz te śmieszne uniwersytety, autorytety ma za nic, a profesorowi Glińskiemu każe wprowadzić Rewolucję Kulturalną i ubrać wszystkich w jednakowe mundurki?

Moje noworoczne przebudzenie to był zimny prysznic na każdym kroku. Przyzwyczajony do ciepełka minionego roku, poczułem nagle siarczysty mróz i mogłem być przynajmniej zadowolony z ciepłej wody w grzejnikach i w kranie. Włączywszy kanały sportowe w telewizji, skonstatowałem ze zdumieniem, iż nasi mistrzowie nart Justyna Kowalczyk i Kamil Stoch nagle dają tyły. Na szczęście Polskie Radio nadawało co godzinę – ku pokrzepieniu serc – patriotyczną melodię „Jeszcze Polska nie zginęła”. Dobrze, że Jedynka jeszcze w naszych rękach – pomyślałem. Bo przecież – wobec zgermanizowania mediów – mogliby już nadawać niepolskojęzycznie „Noch ist Polen nicht verloren”.

Najbardziej zadziwiły mnie komentarze polityczne w telewizji, bo okazało się, że i w rzeczywistości znaleźli się obrońcy tłustych kotów, którzy powiadają, iż nowo wprowadzane ustawy to po prostu chuligańskie „ustawki”, daleko gorsze nawet od ustawek, jakimi były w czasach ancien régime’u konkursy na obsadzenie ważnych stanowisk państwowych. Ci zapiekli krytycy nowego bezczelnie twierdzą, że zamiast sądów będą teraz samosądy, a zamiast samorządów – scentralizowane samodzierżawie. Starzy ludzie uspokajają jednak, że nic złego się nie dzieje, bo każda przychodząca władza musi zacząć od doboru kadr na zasadzie „sami swoi”. Żeby panował „ład i porządek”, trzeba w ogóle zrezygnować z konkursów – z Konkursem Chopinowskim włącznie. W końcu najlepszego pianistę może powołać mający właściwe rozeznanie i całkowicie odpowiedzialny minister.

Wróć