Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nowej władzy uprzejmie donoszę...

09-12-2015 20:23 | Autor: Tadeusz Porębski
Mimo że serce mam raczej po lewej stronie, w odróżnieniu od lewicowych pismaków specjalnie nie dramatyzowałem po ogłoszeniu wyniku ostatnich wyborów. Może dlatego, że tak naprawdę PiS nie jest w moim odczuciu żadną prawicą. Jest raczej mocno socjalną, tyle że bogoojczyźnianą, lewicą.

 A może dlatego, iż od kilku lat wyczekiwałem, jak zresztą większość Polaków, nadejścia siły politycznej, która będzie zdolna do rozpędzenia zasiedziałego w parlamencie, aroganckiego, kabotyńskiego, wyjątkowo starownego i nieudolnego betonu. Nie da się rozbić betonu w białych rękawiczkach, na to potrzeba młota pneumatycznego. Nie zdziwiłem się więc, że na pierwszą linię frontu Prezes rzucił fanatycznych bojowników w rodzaju panów Ziobry i Macierewicza, którzy bardziej są pałką niż rapierem.

Zbigniew i Antoni dostali ministerialne teki, mimo że od lat mają bardzo złą prasę. To mnie zastanowiło, ale przyjąłem argumentację większości politycznych komentatorów – w ten sposób Prezes spełnił część oczekiwań żelaznego elektoratu, domagającego się w rządzie ludzi nie stroniących od radykalnych rozwiązań. Jednak potem przyszła mi na myśl historia Nikołaja Jeżowa, szefa osławionego sowieckiego NKWD. We wrześniu 1936 r. pewien chytry Gruzin wymyślił dla oddanego mu duszą i ciałem charakteropaty brudną robotę. – Uważamy za absolutnie konieczne i pilne mianowanie tow. Jeżowa na stanowisko ludowego komisarza spraw wewnętrznych.

Jest spisek i trzeba w naszej socjalistycznej ojczyźnie raz na zawsze zrobić porządek – napisał w telegramie do członków Biura Politycznego.

Jeżow w mig zrozumiał, o jaki porządek wodzowi chodzi. W lipcu 1937 r. wydał Rozkaz NKWD nr 00447, który stał się podstawą represjonowania milionów ludzi jako "elementów antysowieckich". Kiedy wódz uznał, że brudna robota została wykonana i należy ograniczyć terror, pyknął na zebraniu Politbiura z fajki i rzucił w przestrzeń: – Ten Jeżow to pijak, kanalia i szubrawiec, wytracił nam najlepszych towarzyszy. 8 grudnia 1938 r. "Krwawy Karzeł" stracił stanowisko szefa NKWD, a 4 grudnia 1940 r. zakończył życie z kulą w głowie krzycząc przed śmiercią: "Niech żyje towarzysz Stalin!".

Opisana wyżej wyrafinowana metoda manipulowania ludźmi nie została wymyślona przez Stalina. Jej autorem jest Niccolo Machiavelli – ten od słynnej maksymy, że cel uświęca środki. Niccolo zwykł mawiać: "okrucieństwo i terror należy stosować, ale rozsądnie i tylko w miarę potrzeby". Tak sobie myślę, że panowie Zbigniew, Antoni oraz kilku innych wiernych bojowników – po wykonaniu najcięższych, często brudnych robót – zostaną wycofani na głębokie tyły, zabezpieczeni tłustymi synekurami i znikną z pierwszych stron gazet. To, że Prezes stosuje maksymę "cel uświęca środki" nie podlega dyskusji. Świadczy o tym prawie każdy krok wykonany przez PiS po wygranych wyborach, a szczególnie awantura o Trybunał Konstytucyjny. Jak dziś pamiętam słowa wypowiedziane publicznie przez zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który jest przecież ikoną tej partii: – Dyskusja na temat orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego jest czysto akademicka, ponieważ są one powszechnie obowiązującym prawem. To, co dzisiaj uprawia PiS, można więc określić jako zaprzaństwo i zdrada jednego z ideałów głoszonych przez nieżyjącą i powszechnie czczoną w tym środowisku ikonę.

Mam wrażenie, że polityka przyjęta przez PiS jest nadzwyczaj pragmatyczna i przemyślana w najdrobniejszych szczegółach. Dzisiejsze PiS to nie to samo PiS co w latach 2005-2007, kiedy partia ta uczestniczyła w dosyć chaotycznym sprawowaniu władzy w państwie. Dzisiaj jest szczegółowy plan rządzenia, który, jak widać po pierwszych ruchach, będzie realizowany z żelazną konsekwencją na zasadzie "cel uświęca środki". Tym celem jest rozbicie tzw. układu i wyprowadzenie III RP do lamusa historii. Ponieważ zarówno ja, jak i moi redakcyjni koledzy, nie byliśmy i nigdy nie będziemy członkami żadnego układu, a jakość politycznych elit rządzących od ponad 25 lat Rzplitą oceniamy bardzo nisko, specjalnie nie rozpaczamy po zmianie władzy i nie trzęsiemy majtkami przed Prezesem oraz jego partią. Może nas spienić tylko jedno – ewentualna próba nałożenia kagańca mediom. Gdyby do tego doszło, to już dzisiaj deklaruję, że obsadzam kosę na sztorc i ruszam na Sejm. To wcale nie Trybunał Konstytucyjny jest wizytówką demokracji, bo w wielu państwach nad konstytucyjnymi kwestiami pochylają się sądy najwyższe złożone z prawniczego crème de la crème. Jedyną wizytówką prawdziwej demokracji są wolne media, nie bez powodu nazywane w krajach demokratycznych czwartą władzą. Tylko wolne media są w stanie kontrolować trzy inne kluczowe władze - ustawodawczą, wykonawczą oraz sądowniczą.

Rozwrzeszczana dzisiaj Platforma Obywatelska sama sobie jest winna. Patologiczna wręcz pazerność została surowo ukarana. Pada słuszne pytanie: co miał oznaczać wybór niejako "na zapas" dwóch sędziów TK? Przecież to właśnie ten kompletnie nieprzemyślany ruch, wynikający z wrodzonej pazerności PO na stanowiska dla swojaków, zapoczątkował burzę. Ale natychmiast nasuwa się kolejne pytanie: czy pazernej ekipy nie zastąpiła inna, jeszcze bardziej pazerna? Odpowiedź na to drugie pytanie poznamy bardzo szybko. Należy tylko mieć oczy szeroko otwarte i obserwować rozwój sytuacji. W moim odczuciu większość wyborczych postulatów PiS – poza  500 zł na każde dziecko, obniżeniem wieku emerytalnego do stanu sprzed lat i zwiększeniem wydatków na zbrojenia – jest ciekawa, szczególnie w sferze proponowanych zmian podatkowych.

Jako Tadeuszowi Porębskiemu - obywatelowi najbardziej zależy mi na szybkiej realizacji zapowiadanych w kampanii wyborczej zmian w służbie zdrowia, w tym likwidacji bezproduktywnego molocha, jakim jest NFZ. Natomiast jako Tadeusz Porębski - dziennikarz będą wyglądał niczym kania dżdżu błyskawicznego uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej, która położy wreszcie kres gangsterstwu i nieprawościom na rynku nieruchomości, jak również nowelizacji fatalnej ustawy hazardowej, która powinna iść przede wszystkim w kierunku "wyjęcia" z tej ustawy zakładów wzajemnych.

W naszym kraju obowiązuje bowiem jeden z najwyższych podatków od zakładów wzajemnych – 12 procent od uzyskiwanego obrotu. W krajach takich jak Chorwacja, Bułgaria czy Rumunia podatek z tego tytułu wynosi 5 proc. Wielka Brytania poszła jeszcze dalej. Wprowadzono tam 15 procentowy podatek od zakładów wzajemnych, ale nie od obrotu, tylko od zysku. Legislacyjny gniot zakazuje m. in. operatorom zakładów wzajemnych, legalnie działającym na terenie Polski, prowadzenia działań reklamowych, co jest ewenementem w skali świata.

Szacuje się, że obroty nielegalnych firm bukmacherskich, osiągane z tytułu zawierania zakładów wzajemnych na terenie Polski, 10-krotnie przewyższają obroty firm działających legalnie. Jest to kwota około 5 mld zł rocznie. Aż 91 proc. rynku hazardowego w Polsce znajduje się w szarej strefie. Polacy grają na potęgę w Internecie, dając zarobić firmom bukmacherskim zarejestrowanym m. in. na Malcie i na Gibraltarze, budżet naszego państwa traci zaś rocznie 500-600 mln złotychy. Nowa władza gorączkowo poszukuje pieniędzy na spełnienie wyborczych obietnic. One leżą na ulicy, wystarczy tylko pochylić się nad przynoszącą państwu gigantyczne straty ustawą hazardową, o czym donosi rządowym decydentom skromny dziennikarz lokalnej gazety.

Wróć