Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nieznośna lekkość nienawiści

13-05-2020 22:52 | Autor: Tadeusz Porębski
W najmroczniejszych koszmarach nie śniłem, że dożyję czasów tak gigantycznego chaosu w państwie i poniewierania prawa, jakie prezentuje ekipa trzymająca w Polsce władzę. Odwróciłem się więc od polityki i pozostało mi czytanie książek, grasowanie w Internecie oraz oglądanie starych filmów.

Ostatnio siedzę przy komputerze i słyszę w sąsiednim pokoju głos z telewizora: „Najsłuszniejsze zasady tego narodu… Czy chodzi o niemądry zachwyt nad polskością i własną historią, czy o racjonalne spojrzenie kim jesteśmy? Aroganckie poniżanie innych, czy tolerancję, która cechowała ten naród od stuleci? Silną rękę, czy demokrację? Gwałt zadawany jednostce, czy jej poszanowanie? Jestem patriotą, ale takim, który polskość rozumie jako racjonalizm, a nie szaleństwo, poszanowanie innych, a nie gwałt, tolerancję, a nie nienawiść, codzienną solidną pracę, a nie frazesy. Należy zważyć, iż w historii nowożytnej tego narodu nie było królobójstwa. Wszędzie naokoło instrumentem polityki były sztylet i trucizna – u nas nie. To musi coś znaczyć”.

Ten niesłychanie mądry i na czasie wywód przeszył mnie na wskroś. Lecę do pokoju i widzę aktora Zdzisława Mrożewskiego w roli Gabriela Narutowicza, pierwszego prezydenta RP po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku. Kilkadziesiąt godzin po wypowiedzeniu tych słów Narutowicz padł w „Zachęcie” od kul nacjonalisty, działacza endecji Eligiusza Niewiadomskiego. Nazajutrz przeglądam internety i trafiam na dedykowane Jarosławowi Kaczyńskiemu przez jednego z internautów dwie zwrotki okupacyjnego protest songu z filmu „Zakazane piosenki”:  „Hej tam pod Krakowem, rwąca Wisła płynie, rozwaliła nam się świnia na polskiej krainie... A jak się podpasie, przyjdą lepsze czasy, ubijemy pałą świnię, narobim kiełbasy…”. W kontekście przerażającej wręcz nienawiści, jaką darzą się dzisiaj stronnicy opozycji i obozu rządzącego – nic dodać, nic ująć.

Tylko do czego ta postępująca nienawiść może doprowadzić? Do wojny domowej, rozruchów na wielką skalę? Biorąc pod uwagę eskalację napięcia, która dotknęła nawet Sąd Najwyższy, nie można wykluczyć takiego finału politycznego sporu, który ciągnie się od lat. Na samą myśl o tym przechodzą mnie ciarki. Nienawiść do wszystkiego, co nie jest zgodne z „moim” („naszym”) punktem widzenia, agresja i coraz bardziej widoczna w społeczeństwie frustracja nie wróżą Polsce niczego dobrego. Z nienawiścią, zawziętością, jadem, frustracją i wrogością spotykamy się jednak nie tylko w parlamencie. One przedostały się już do społecznego krwiobiegu.

Podwarszawska Lesznowola to przykład dobrej samorządowej roboty. Przez ponad 20 lat rządów wójt Jolanty Batyckiej-Wąsik gmina ta przekształciła się z zabitego dechami suburbium w jeden z najbogatszych samorządów wiejskich w skali kraju. Od 1994 r. monitoruję z dziennikarskiego obowiązku działalność samorządu na południowych rubieżach stolicy i podziwiam dynamikę rozwoju tej małej wiejskiej gminy. Nie bez powodu. Na terenie Lesznowoli działalność gospodarczą zarejestrowało prawie 4 tys. osób fizycznych, podatki płaci też bez mała 5 tysięcy podmiotów prawa handlowego. Łącznie prowadzi tam biznes ponad 8 tysięcy przedsiębiorców, to rekord, jak idzie o gminy wiejskie. Dlatego w 2019 r. wykonanie dochodów osiągnęło niebotyczną wysokość 247 mln złotych, czyli prawie ćwierć miliarda (!). Oznacza to, że budżet małego wiejskiego samorządu spod Warszawy był większy od kilku dzielnic stolicy państwa – Rembertowa (120 mln), Wesołej (123 mln) oraz Włoch (225 mln), tylko o 24 mln mniejszy od uznawanej za zamożną dzielnicy Wilanów (271) i prawie równy budżetowi sporego miasta, jakim jest Będzin (251 mln).

Z liczbami w sprawozdaniach budżetowych trudno dyskutować, a ich wielkość zaświadcza o zamożności gminy. Wysokość wywindowanego na orbitę okołoziemską budżetu Lesznowoli powinna zatem być powodem do okazania choćby cienia szacunku tamtejszemu samorządowi, z wójt Jolantą Batycką-Wąsik na czele. Niestety, tak nie jest. Ostatnio sporo czasu spędzam w sieci i trafiłem na twór o nazwie „Obywatelski Think Tank Lesznowola”, którego głównym pisarzem jest pan Jacek Barcikowski. Nigdy o nim nie słyszałem, ale totalna krytyka lesznowolskiego urzędu oraz wójt Batyckiej-Wąsik w jego wydaniu zdumiała mnie i mocno zaskoczyła, ponieważ  wypracowana przez lata moja opinia na temat Lesznowoli i jej organów administracyjnych jest krańcowo odmienna. Pan B. przejawia duży pęd do pisania, ale płodzi teksty, które mają to siebie, że kiedy dobrnie się do końca, zapomina się początku i środka. Widać, że jest na bakier z Czechowem i jego maksymą „Sztuka pisania jest sztuką skracania, a zwięzłość jest siostrą talentu”. Ale cóż, jak to w wolnym kraju, każdy pisać może – jeden lepiej, drugi gorzej.

Kiedy wreszcie zapoznałem się z całością epistolarnej twórczości pana B., nabrałem podejrzeń, że jego niechęć do wójt Batyckiej-Wąsik, niewątpliwie kobiety pracowitej, wykształconej i mającej na koncie wiele sukcesów, ociera się o obsesję. Skąd taki wniosek? Od kilku dekad pracuję pomiędzy ludźmi – także władzy, poza tym zaś amatorsko zajmuję się behawioryzmem, więc całkiem nieźle idzie mi analizowanie ludzkich zachowań. Jeśli ktoś zadaje sobie trud założenia oraz systematycznego prowadzenia serwisu informacyjnego i używa go jako broni do rażenia jednego tylko, wytyczonego przez siebie celu, nie zasługuje moim zdaniem na wiarygodność. W twórczości pana B. w ogóle nie ma pozytywów, co musi dziwić. Wszak zarówno sama wójt, jak radni i urzędnicy, mają się czym pochwalić w okresie ostatnich 20 lat. Stoją za nimi fakty. Krytykowanie więc Batyckiej-Wąsik z zadziwiającą jak na publicystę zaciekłością zmusza czytelnika do refleksji.

Coś musi być na rzeczy i należy niżej pochylić się nad tą sprawą. W ubiegłym roku Jolanta Batycka-Wąsik – w wyniku serii donosów – omal nie wylądowała w kryminale. W jej obronie stanęło ponad 5 tysięcy osób z kardynałem Kazimierzem Nyczem, niekwestionowanym autorytetem moralnym, na czele. Po stronie wójt Lesznowoli opowiedział się także niezawisły sąd. W dobie ogólnodostępnego Internetu wystarczy usiąść do komputera, by błyskawicznie zniszczyć komuś reputację, na którą pracuje się w pocie czoła całymi latami. Nasze młyny sprawiedliwości mielą wolno i niedokładnie, dlatego hejt praktycznie jest bezkarny. Przeciętny obywatel nie posiada skutecznych narzędzi do obrony, więc dziennikarze „Passy”, kierując się rzymską zasadą „praesumptio boni viri” (domniemanie niewinności), udzielają wsparcia osobom publicznie poniewieranym.

Jestem naocznym świadkiem dynamicznego rozwoju Lesznowoli, mam tam wielu znajomych, ludzi poważnych, którzy przeprowadzili się z Warszawy. Za ich pośrednictwem często słucham lesznowolskiego vox populi. Przez długie dwie dekady do tamtejszych urzędników nie przylepił się żaden brud. To fakt. W tej sytuacji rewelacje pana B. o „szerzącej się w Lesznowoli epidemii władzy, skrajnej arogancji, lekceważeniu nas wszystkich” są subiektywną i niemającą w sobie nic z obiektywizmu oceną sytuacji. Na istnienie rzekomych nieprawidłowości nie przedstawia żadnych materialnych dowodów, poza własną interpretacją przepisów. Moim zdaniem, to typowy delikt, czyli działanie powodujące powstanie szkody na wizerunku urzędu oraz grupy ludzi, którzy swoją wieloletnią ciężką pracą przeprowadzili tę gminę z wiejskiej siermięgi do (wielko) miejskości i poziomu zamożności niedostępnego dla innych polskich jednostek administracyjnych o podobnym statusie. Ćwierćmiliardowy budżet jest na to najlepszym dowodem.

Wróć