Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Niebezpieczny granulat wciąż w modzie

26-02-2020 21:06 | Autor: Maciej Petruczenko
Alarmująca publikacja Onetu o szkodliwych dla zdrowia wyziewach z boisk ze sztuczną trawą z granulatem z opon samochodowych – przypomniała, że zakup tani jest do bani.

W publikacji portalu wskazuje się, jak niebezpieczne substancje znajdują się w wyziewach sztucznej trawy boiska Szkoły Podstawowej nr 343 przy ul. Kopcińskiego na Ursynowie. Tylko że problem nie jest nowy i nie jest to również odosobniony przypadek lokalny, swego czasu bowiem zwyczaj instalowania sztucznej trawy z owym granulatem ogarnął całą Polskę, a samorządy starały się zamawiać wykładanie takiej pokrywy boisk „po taniości”, nie bacząc na to, że idąc tą drogą, gwarantują młodzieży zatrucie substancjami wywołującymi alergie i choroby nowotworowe.

Mnie akurat sprawa „tanich” inwestycji sportowych, związanych z tworzywami sztucznymi, jest doskonale od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, gdy próbowano w Polsce kłaść lekkoatletyczne bieżnie z materiału poliuretanowego krajowej produkcji, wylewanego przez specjalistów tylko dla niepoznaki zwanych fachowcami. Zdarzyło się kiedyś, że taki „tartan”, położony w ostatniej chwili na potrzeby młodzieżowej spartakiady w Zielonej Górze, nie przetrwał nawet tygodnia tych zawodów i w ostatnim dniu pokrywa bieżni zamieniła się w proszek.

W minionym dwudziestoleciu, w związku z rosnącym zapotrzebowaniem na sztuczne nawierzchnie boisk i bieżni, skądinąd praktyczne w utrzymaniu, powstało w skali krajowej mnóstwo firm, usiłujących zarobić na wciskaniu płacącym za to samorządom tandety. Już dobrych 20 lat temu ostrzegałem szefostwo sportu w istniejącej jeszcze samodzielnej gminie Ursynów, by nie dało się nabrać na prymitywne wynalazki, kupując faktycznie kota w worku. Było to jednak z mojej strony li tylko walenie grochem o ścianę.

Piękna skądinąd idea budowania boisk dla młodzieży, które w większości wypadków zyskały miano Orlików, na pewno generalnie się sprawdziła. Tylko że w sytuacji, gdy lokalnym decydentom patrzono na ręce, bacząc, by za boiskową inwestycję płacili jak najmniej, tandeta siłą rzeczy brała górę, a radni nie mieli pojęcia, że fundują młodzieży zarazę.

W sferze lekkoatletycznej akurat znalazła się firma, która się po prostu wyspecjalizowała w dostarczaniu tartanowej tandety. Gdy jej poczynania zaczęła powstrzymywać fachowa komisja PZLA, nie akceptując proponowanych przez tandeciarzy tworzyw, na odpowiedzialnego za ów nadzór techniczny wiceprezesa związku napuszczono Centralne Biuro Antykorupcyjne i nim agenci zorientowali się, o co naprawdę chodzi, CBA już puściła do mediów informację o „łapówkarzu” z centrali l.a., co on ciężko przypłacił zdrowiem. Sprawa w końcu wyjaśniła się na korzyść wspomnianego działacza, ale w sumie był to może najbardziej skandaliczny przykład wprost szkodliwego działania państwa na tym poletku inwestycyjnym.

Patrzenie na racjonalność inwestycji lub eksploatacji obiektu sportowego wyłącznie pod kątem ceny prowadzi do takiej kompromitacji, z jaką mamy do czynienia na Stadionie Narodowym, gdzie zarządzająca nim spółka nie potrafiła zapewnić położenia właściwej trawy na kolejne mecze piłkarskie doprowadzając do rozpaczy zarówno reprezentację kraju, jak i grających z nią rywali. Aż wreszcie Robert Lewandowski i jego partnerzy powiedzieli samemu premierowi Mateuszowi Morawieckiemu coś do słuchu i szef rządu doprowadził do zmiany kierownictwa nieszczęsnej spółki, choć jeszcze nie wiadomo, czy nowe kierownictwo zdoła w końcu rozwiązać problem trawy.

W skali krajowej znakomitą renomę zyskała warszawska firma Tamex, która wprost po mistrzowsku położyła wysokiej klasy nawierzchnie na stadionach Zawiszy w Bydgoszczy, Śląskim w Chorzowie, a także na stadionie AWF na Bielanach i u stóp Śnieżki w Karpaczu, a taką samą jakość zapewniła, kładąc tartanowe nawierzchnie w Arenie Toruń i w hali w Spale. Poza tym zaś wykłada równoważną jakościowo sztuczną trawę na boiskach piłkarskich. O tym, że wysoka jakość to dzisiaj racjonalny wybór, mówi szef Tameksu Konrad Sobecki (na zdjęciu):

– To smutne, że wciąż dopuszczona jest u nas technologia z wykorzystaniem odpadów z opon. Chociaż przepisy o zamówieniach publicznych nakazują uwzględniać element ceny jako decydujący tylko w 60 procentach, faktycznie on właśnie przesądza o tym, co samorząd ostatecznie zamawia. A skutki są potem takie, jak to opisał Onet. Zamiast kierować się kryteriami jakościowymi oraz zważać na trwałość i bezpieczeństwo kładzionej nawierzchni, zamawiający patrzą jedynie na cenę. O dziwo, na taką rynkową wolnoamerykankę pozwala ustawodawca. Gdy już inwestycja zostanie zrealizowana, to nikt jakości wykonawstwa nie kontroluje. Są zresztą firmy, które – gdy się u nich zamawia tandetę, to tandetę zamawiającemu dostarczają. I tak to się kręci. Gdy PZLA zaczął dbać o jakość oddawanych do użytku obiektów lekkoatletycznych, tandeciarzom to się nie mogło podobać. Stąd wybuchła pseudokorupcyjna afera.

Na Orlikach wyższych kryteriów jakościowych z reguły nie przestrzegano, więc mamy wiele takich boisk, jak to na Ursynowie. A one tak naprawdę nie nadają się do użytku. Tymczasem dziś ma się alternatywę kładzenia sztucznej trawy bez wypełniającego granulatu i jest to wariant niewiele droższy od tego dawno już zarzuconego za granicą – podkreśla Konrad Sobecki.

Wróć