Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nie spoczywajmy na laurach

14-11-2018 21:36 | Autor: Agnieszka Majcher-Teleon
Poszerzenie i umocnienie partycypacji mieszkańców w samorządzie to jeden z celów wprowadzenia kilka lat temu Budżetu Partycypacyjnego, a także styczniowej nowelizacji kilku ustaw, w tym o samorządzie gminnym, dającej m. in. umocowanie prawne budżetowi obywatelskiemu (partycypacyjnemu) czy inicjatywie uchwałodawczej.

Przebieg dotychczasowych edycji BP na Ursynowie pozwala jednakże postawić pytanie czy dotychczasowe narzędzia partycypacji, a także wspomniane powyżej zmiany rzeczywiście poszerzą i wzmocnią partycypację mieszkańców i co można zaoferować obok powyższych narzędzi.

Analiza projektów do BP, szczególnie tych, które sprawiły najwięcej kłopotów podczas ich weryfikacji czy realizacji lub nie zostały w ogóle pozytywnie zweryfikowane czy zrealizowane – pokazują, że dotychczasowe narzędzia partycypacji są niewystarczające. Można więc zapytać: czego symptomem jest aktywność mieszkańców zgłaszających „trudne” projekty do BP oraz biorących udział w licznych petycjach i czy tę aktywność można z większym pożytkiem dla Ursynowa i demokracji wykorzystać przy użyciu nowych narzędzi?

Głównym powodem negatywnej weryfikacji projektów do BP była ich niezgodność z regulaminem – okazywały się zbyt czasochłonne, zbyt drogie, zlokalizowane na terenach przeznaczonych pod inne funkcje itd. Niezgodność z regulaminem w wielu przypadkach bywała dyskusyjna, gdyż negatywna weryfikacja „chroni” przed przegłosowaniem kontrowersyjnych pomysłów i późniejszymi protestami osób „obudzonych” dopiero na etapie realizacji projektu. Z tego też powodu pojawiają się corocznie postulaty wyłączenia pewnych rodzajów inwestycji czy zadań z Budżetu Partycypacyjnego. Takimi trudnymi projektami są na przykład projekty dotyczące szeroko rozumianej polityki mobilności, a więc dotyczące dróg, ścieżek rowerowych, przejść dla pieszych, miejsc parkingowych, zmian organizacji ruchu.

Część zgłaszanych projektów z tego obszaru to pewnego rodzaju „miejska partyzantka”. Jej celem jest zmuszenie zarządu miasta do podjęcia działań, których z różnych względów władza nie podejmuje, choć powinna. Warto bowiem przypomnieć, że najbardziej oprotestowane pomysły z ubiegłych edycji, czyli zmiany na ul. Dereniowej, Cynamonowej, Stryjeńskich, Bartoka itd. – były projektami jak najbardziej zgodnymi z przyjętymi strategiami rozwoju miasta i wiedzą ekspercką. Dlatego też zostały swego czasu pozytywnie zweryfikowane.

W ostatnich edycjach BP władza jest już ostrożniejsza i ograniczenia regulaminowe charakterystyczne dla BP (limity czasowe i budżetowe) będące najczęściej powodem odrzucenia tego typu projektów są jednocześnie wygodną wymówką, by zachować status quo, nic nie robić i nikogo nie antagonizować – co widać np. w przypadku negatywnie zweryfikowanego projektu buspasa na Puławskiej.

Innym wariantem takiej partyzantki są projekty dotyczące zieleni miejskiej – zakładania parków, skwerów, budowy infrastruktury rekreacyjnej na terenach zielonych. Część z nich to rzeczywiście oddolne pomysły nowego zagospodarowania miejskich nieużytków, ale wariantem „zielonych” projektów są na przykład pomysły obliczone przede wszystkim na uchronienie terenu przed niechcianą zabudową lub zmianą jego funkcji (np. projekty parku, ptasich budek czy bieżni przy ul. Polaka w proteście przeciw rozbudowie tymczasowego bazarku). Realizacja takich projektów może być ostatecznie zgodna z preferencjami mieszkańców, ale ewidentnie mamy tu do czynienia z wykorzystaniem narzędzia, jakim jest BP do zupełnie innego celu, co jest oznaką niewydolności innych kanałów komunikacji z decydentami oraz braku zaufania do zarządu.

Generalnie, kłopotem dla BP są też wszystkie projekty - prowokacje, które mają cel zupełnie inny od tego formalnie deklarowanego. Sztandarowym przykładem z ostatniej edycji jest projekt zamiany pasa ruchu w alei KEN na miejsca postojowe – to happening, w którym autor obsadził weryfikatorów (i mieszkańców) w niekoniecznie akceptowanych przez nich rolach, bo celem nadrzędnym było zwrócenie uwagi na pełną absurdów i niekonsekwencji politykę transportowo-parkingową miasta i dzielnicy (o ile polityką można nazywać serię podejmowanych wyrywkowo działań). Ów rys prowokacji widać też w zgłoszonym do BP pomyśle happeningu „Chcemy pediatrii w szpitalu południowym”, w którym projektodawca – świadomie lub nie - zaprzęga urzędniczą machinę do obywatelskiego quasi-protestu przeciwko samej sobie. Takie projekty są skrajnym przykładem braku autentycznego dialogu między władzą i mieszkańcami w zakresie potrzeb oraz priorytetów w ich zaspokajaniu (np. polityki mobilności czy zdrowotnej).

Kolejnymi projektami, które mają małą szansę na pozytywną weryfikację w ramach BP – choć niekoniecznie wynika to z wad tych pomysłów – to projekty systemowe, mające na celu zmianę sposobu zarządzania na poziomie dzielnicy różnymi dobrami publicznymi. Przykładami takich projektów są np. pomysły otworzenia popołudniami i w weekendy przedszkolnych placów zabaw. Projekty takie nie przechodzą weryfikacji albo z powodów celowo wygórowanych na potrzeby tego procesu wymagań (np. uwzględnienia kosztów wielogodzinnego, udostępniania obiektu wraz z animatorem/dozorcą), albo przyjętego sposobu zarządzania mieniem (wymagania uprzedniej zgody od kierownika obiektu). BP nie zawsze jest najlepszą formułą dla tego typu pomysłów, ale to, że takie projekty są składane świadczy również o braku innych dobrych kanałów komunikacji mieszkańców z władzą.

Nie ulega bowiem wątpliwości, iż BP jest wciąż najbardziej atrakcyjnym narzędziem obywatelskiej partycypacji. Nic dziwnego, że na Ursynowie, w dzielnicy, gdzie poziom obywatelskiej aktywności jest relatywnie wysoki, będzie dość chętnie wykorzystywany. BP ma bardzo niski tzw. próg wejścia (wystarczy pomysł i – do tej pory – 30 głosów poparcia innych mieszkańców). Daje to gwarancję, że ktoś się nad każdym pomysłem pochyli, a w przypadku, gdy projekt zyska uznanie pewnej liczby mieszkańców w głosowaniu, będzie musiał być zrealizowany (przynajmniej na poziomie deklaracji, bo w rzeczywistości bywa z tym różnie).

Powyższy, pobieżny przegląd projektów jest symptomem kryzysu demokracji przedstawicielskiej – bierze się z „bezradności” i bierności radnych, scedowania dużej władzy na organ wykonawczy (zarząd) i jego arbitralności, słabości debaty publicznej i trudności w uzyskaniu legitymacji dla podejmowanych działań. Tych słabości nie są w stanie naprawić same z siebie pojedyncze narzędzia obywatelskiej partycypacji, choćbyśmy nie wiadomo jak ulepszano np. regulamin BP.

Zwróćmy też uwagę, iż werdykt głosujących w BP na projekt zmian na ulicy Stryjeńskich, Bartoka, Jastrzębowskiego, Herbsta podważano m. in. inną popularną metodą partycypacji tj. petycją. Tymczasem nie sposób udowodnić wyższości petycji nad Budżetem Partycypacyjnym, a wszystkie cierpią na brak reprezentatywności – jakaś liczba podpisów/głosów pod konkretnym rozwiązaniem w żaden sposób nie pokazuje rozkładu preferencji mieszkańców ani tym bardziej ich gotowości do przyjęcia alternatywnego rozwiązania.

Tak więc, jeśli zależy nam na pogłębianiu demokracji, należałoby zarówno pojedyncze narzędzia ulepszać, jak i rozszerzać ich katalog.

Wśród stosowanych narzędzi społecznej partycypacji brakuje dziś takich, które mogłyby łączyć zalety BP (zobowiązanie miasta do wdrażania zwycięskiego pomysłu) z nastawieniem na wypracowanie konsensusu i zapewnienia większej reprezentatywności głosujących/wypowiadających się.

Wśród narzędzi, które można w tym kierunku rozwijać, jest np. sondaż deliberatywny czy panel obywatelski. Nazwy te są często w praktyce używane wymiennie, choć teoretycznie istnieją między nimi różnice. Generalnie chodzi o wdrożenie narzędzia umożliwiającego poznanie preferencji mieszkańców (dobranych mi. in. drogą losową), zapoznanych z alternatywnymi (popartymi również wiedzą ekspercką) scenariuszami rozwiązania danego problemu, i pozwalającego wspólnie wypracować wiążące rekomendacje. Nawet na poziomie dzielnicy wydaje się, że byłby to dobry sposób na mierzenie się wspólnie z mieszkańcami z problemami, których rozwiązania mogą być szczególnie kontrowersyjne – kwestii zapewniania miejsc parkingowych, organizacji ruchu samochodowego, rowerowego i pieszego (pasy, ścieżki, przejścia), efektywniejszego wykorzystywania mienia publicznego (dostępu do szkolnych/ przedszkolnych placów zabaw, boisk, przestrzeni na aktywności społeczne i kulturalne) i wielu innych. W Polsce mamy już przykłady wdrażania takich narzędzi, jest więc zasób doświadczeń, do których można się odwołać.

Takie właśnie działania powinny towarzyszyć reformie budżetu partycypacyjnego, która nas – w związku z wspomnianą już nowelizacją ustaw – i tak czeka.

Wróć