Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nie regulować dziennikarzy!

18-09-2019 21:28 | Autor: Maciej Petruczenko
Kiedy rzeźnik mówi, że mu się serce kraje z powodu ojczyzny, wie co mówi – taką złotą myśl rzucił kiedyś Samuel Johnson, angielski intelektualista, który w XVIII wieku opracował słownik języka ojczystego, a w 1738 roku zaczął pisywać w „Gentlemen’s Magazine” relacje z parlamentu, choć było to w zasadzie zakazane. Niewykluczone, że podobny zakaz zostanie wydany we współczesnej Polsce, iżby wiedza o tym, co się dzieje na Wiejskiej, nie docierała do sfery dżentelmenów, a tym bardziej do prostych chamów. Częściowe zakazy zresztą już są.

Sfera wolności, która nam się otworzyła w związku z likwidacją cenzury po 1989 roku i została niebywale rozszerzona na skutek upowszechnienia Internetu – może w każdej chwili ulec znacznemu ograniczeniu. Jak się wprowadza takie ograniczenie, pokazały już Rosja i Chiny, więc bądźmy szczęśliwi, że nie musimy być jeszcze skazani na rusnet lub inną sieć cenzurowaną przez państwo. Sam dobrze pamiętam czasy, gdy radiofonizacja wsi polegała na instalowaniu po chałupach tzw. kołchoźników, sączących rolnikom do ucha wyłącznie reżimową propagandę, bynajmniej nie równoważoną kazaniami z ambony. Dziś jednak dosyć trudno byłoby przekształcić Polskę w jeden wielki kołchoz, w którym wszystko ma być robione na jedno kopyto, jakkolwiek wszystko ku temu zmierza.

Za czasów PRL mieliśmy do czynienia ze stopniowym odchodzeniem od ręcznego regulowania pracy dziennikarzy i momentami dużo ważniejsza stawała się regulacja szwankujących odbiorników telewizyjnych. Teraz, jak słyszę, władza ma na powrót regulować samych żurnalistów poprzez nowy rodzaj weryfikacji. Przypominają się od razu czasy stanu wojennego, gdy gen. Wojciech Jaruzelski pozamykał nagle niemal wszystkie redakcje – z „Przeglądem Sportowym włącznie” – zmuszając ludzi pióra, kamery i mikrofonu do poddania się przesłuchaniom przez zaufane komisje. W następstwie takiego procesu weryfikacyjnego jedni całkiem powylatywali z zawodu, inni zaś mogli tylko dorabiać grosze, publikując artykuły w szacownym skądinąd czasopiśmie „Niewidomy spółdzielca”. Warto więc od razu dobrze „przejrzeć na oczy”, iżby nie znaleźć się nagle w gronie publicystów „Niewidomego spółdzielcy”.

Na razie nie ma co narzekać, skoro paleta mediów, z których możemy korzystać, rozciąga się stąd do nieskończoności. Na rynku prasy, medium już powoli zanikającego, mamy jeszcze pełny pluralizm, co niewątpliwie cieszy oko (i rozum). Bo dzięki temu mogę np. przeczytać felieton mojego dawnego idola kabaretowego Jana Pietrzaka, który w tygodniku „Sieci” ujawnia się jako zaprzysięgły propagandysta prorządowy i wypomina politycznym przeciwnikom „kompromitujące parlament pucze wstydu”, a także „kolektory wstydu, trujące Wisłę fekaliami”. Nie wiem tylko, dlaczego bije przy tej okazji w byłego prezydenta Warszawy – śp. Lecha Kaczyńskiego, któremu ścieki spuszczane prosto do Wisły zupełnie nie przeszkadzały, więc nie zaprzątał sobie głowy ewentualnym uruchomieniem oczyszczalni Czajka, uważając to zapewne za problem nazbyt gówniany.

W „Naszym Dzienniku” z kolei mogę poczytać o tym, że Polska ma na powrót nawracać na chrześcijaństwo zachodnią Europę. „Nasz Dziennik” cytuje słowa biskupa Ignacego Deca, który w trakcie zorganizowanego w Kruszynie spotkania modlitewnego „Polska pod Krzyżem” powiedział: „To my musimy ukierunkowywać kulturę krajów zachodnich w stronę wiary, a nie pozwalać, by oni nas zwodzili w złą stronę. Zachód wypędził tradycyjne wartości, a my musimy mu o nich przypomnieć” – pouczył ksiądz biskup. No i teraz wiem, że my, Polacy, staliśmy się narodem wybranym. I tak jak w 1683 i 1920 ratowaliśmy chrześcijańską Europę przed wschodnią zarazą, tak teraz mamy uratować przed zachodnią. Nie mam tylko pewności, czy o tym wiedzą w Paryżu, Londynie i Berlinie – i czy sam Pan Bóg został o naszej roli Religijnego Pogotowia Ratunkowego poinformowany.

Jeśli chodzi o mnie, to luzakiem jestem z natury, ale od dzieciństwa mam szacunek wobec wiary w Boga i szanuję tę wiarę u innych – niezależnie od tego kto dla nich jest Bogiem, bo z tym bywa różnie. Niemniej, obserwując ostatnio zakrawające na kpinę kropienie byle obiektu sanitarnego, samochodu lub motocykla „wodą święconą”, a także gwałtowne rozmnożenie dojących grosz publiczny – nawet w urzędach skarbowych – kapelanów, sam siebie zapytuję: do jakiego stopnia można zajęcie duszpasterza ośmieszać i czy nie lepiej skierować te pieniądze na potrzeby biednych dzieci, schorowanych starców lub kalek? Dalibóg, nie nawiązujmy wprost do afrykańskiego modelu czarownika, bo to już XXI wiek i czas wyjść ze stanu oszołomienia kadzidłem, powracając do kojących dusze ludzkie nauk Chrystusa. Już starożytni na to wpadli, że umiar jest zaletą bogów.

Powracając zaś do problemu mass mediów i osób je wykorzystujących, zastanawiam się, czy wszechmocne władze RP rzeczywiście każą niewygodnym rządowi dziennikarzom stulić pysk, tak jak próbowano to zrobić parę lat temu po ujawnieniu „taśm prawdy” przez redakcję tygodnika „Wprost”. Jeśli teraz miałoby to być np. odgrodzenie od YouTube’a, to trzeba byłoby posyłać posłusznych pachołków, by przetransportowali każdego gagatka na miejsca odosobnienia bez dostępu do Internetu. Są takie sprawdzone lokale, np. w Białołęce, chociaż „dołek” na Ursynowie też staje się modny, o czym mogła się przekonać niedawno pewna krucha kobieta, której – w przeciwieństwie do najbardziej prominentnego dziś „bezpieczniaka” – sąd bynajmniej nie udowodnił przetracenia poważnych funduszy publicznych i ewidentnego złamania prawa.

Obecnie w mediach przeważa tendencja do informowania o klęskach, tragicznych wypadkach, kataklizmach, przestępstwach, nieszczęściach – wystarczy zapoznać się z serwisami warszawskimi. Ten zlew pomyj tworzą niewłaściwi dziennikarze. Gdy zostaną zastąpieni przez właściwych, potok bad news wreszcie się skończy, a dzięki temu będziemy żyli długo i szczęśliwie, pozostając w błogiej nieświadomości. Tylko czy o to nam chodzi?

Wróć