Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nie chcemy takiej telenoweli

07-07-2021 21:26 | Autor: Mirosław Miroński
Telenowele to coś, co niezmiennie cieszy się zainteresowaniem Polaków. Zresztą, są popularne nie tylko u nas. To fenomen w skali całego świata, nie jesteśmy pod tym względem wyjątkiem. Tasiemcowe seriale już od wielu dekad przyciągają przed ekrany telewizorów rzesze miłośników tego rodzaju rozrywki. Są określane mianem złodziei czasu. Wypełniają czas ich fanom, a producentom zapewniają niemałe zyski. Oczywiście nie wszystkie, tylko te, których oglądalność jest największa.

Historia telenoweli w naszym kraju ma już kilkadziesiąt lat. W dużym stopniu wpłynął na to brazylijski serial „Niewolnica Isaura” (A Escrava Isaura) z lat 2004-2005. Telenowela ta jest adaptacją dziewiętnastowiecznej powieści o tym samym tytule brazylijskiego pisarza Bernarda Guimarãesa. Ten prawnik z wykształcenia stał się poczytnym pisarzem epoki romantyzmu. Do popularności Bernarda Guimarãesa przyczyniły się zapewne podejmowane przez niego treści abolicjonistyczne, które w jego czasach znajdowały wielu zwolenników. Abolicjonizm doprowadził w efekcie do zniesienia niewolnictwa w jego najbardziej jaskrawej formie.

Tak czy inaczej, w Polsce telenowela nakręcona na podstawie książki Bernarda Guimarãesa rozpalała do czerwoności emocje widzów. W czasie emisji poszczególnych odcinków wyludniały się ulice Warszawy i wszystkich miejscowości w całej Polsce. Umiejętnie (z punktu widzenia marketingowego) dozowano treść pozostawiając widzów w niepewności aż do następnego odcinka. Zwykle były one ucinane w najbardziej dramatycznym momencie. A widzowie zostawali z wypiekami na twarzy i z dręczącymi pytaniami - Co dalej? Co z Isaurą?

Serial „Niewolnica Isaura” cieszył się w Polsce ogromną popularnością. Na podwórkach dziewczynki wcielały się w rolę Isaury. Wszystkie chciały nią być, a jeśli już ta najbardziej pożądana rola przypadła komuś innemu, to chociaż Januárią. Na ekranie wcieliła się w nią Zeni Pereira.

Uwielbiana Isaura, grana w filmie przez Lucélię Santos. była uosobieniem cnót. Piękna, dobra i szlachetna skupiała na sobie uwagę rozentuzjazmowanej publiczności, podczas gdy niegodziwy Leôncio Almeida, w którego rolę wcielił się Rubens de Falco, był niemal powszechnie znienawidzony. Pozytywny, choć dość niemrawy Tobias Vidal, grany przez Roberto Pirillo, był przedmiotem westchnień niejednej przedstawicielki płci pięknej i łamaczem kobiecych serc. O popularności telenoweli „Niewolnica Isaura”, świadczy najlepiej fakt, że dziewczynkom dość licznie nadawano imię Isaura i Januária, choć to drugie ze zrozumiałych względów znacznie rzadziej.

Obok najbardziej znanych telenowel hollywoodzkich, brazylijskich, czy też seriali produkcji indyjskiej, określanych terminem Bollywood, są jeszcze seriale, do których scenariusze pisze samo życie. Takim przykładem jest niekończący się serial z udziałem negatywnego bohatera – koronawirusa SARS-CoV-2. To dramat ciągnący się od ponad roku, do którego zakończenie nie zostało jeszcze napisane. Jak wspomniałem, napisze je życie. Nie wiemy czy będzie to happy end, czy też nie, ale w dużej mierze zależy to od nas. To my, poprzez własne decyzje i zachowania, wpływamy na jego przebieg, a także na jego finał.

Seriale, a tym bardziej te długie, lubią wykorzystywać powtarzane sekwencje, które były użyte już wcześniej. Scenarzyści robią tak z kilku powodów. Pierwszy i najistotniejszy jest taki, że w miarę trwania telenoweli coraz trudniej o nowe pomysły. W dodatku, w szeregu podobnych produkcji trudno jest widza czymkolwiek zaskoczyć. Powielane są więc te same wątki, co prowadzi w naturalny sposób do nudy. Nuda pojawia się w serialach w miarę ich rozwlekania. Widz albo zaciska zęby, żeby dotrwać do końca, albo odpuszcza, mówiąc kolokwialnie i przerzuca się na coś innego, co wydaje się nowsze, jeśli chodzi o fabułę i pomysły. Niektóre seriale zostały położone przez samych producentów, jak:„Gra o trony” (ang. Game of Thrones) – amerykański serial fantasy, zrealizowany przez Davida Benioffa i D.B. Weissa dla HBO. Ta adaptacja cyklu powieści „Pieśń lodu i ognia” amerykańskiego pisarza George’a R.R. Martina w dużej mierze zniechęciła fanów dłużącymi się przerwami pomiędzy poszczególnymi sezonami. Po długich przerwach widzowie zapominali, co działo się wcześniej, a nawet kto jest kim w filmie. Był to przykład, jak można pozbawić świetny skądinąd serial siły świeżości i rozwlec go niczym rozgotowany makaron. Może jedną z przyczyn był fakt, że tę telenowele kręcono w kilku krajach: Hiszpanii, Maroku, Islandii, Chorwacji, Irlandii Północnej, Szkocji i na Malcie. Wersja polska odbywa się równolegle z amerykańską, czyli w nocy z niedzieli na poniedziałek o godzinie 3.00 naszego czasu. Seria siódma i ósma składały się, odpowiednio, z siedmiu i sześciu odcinków[3]. Ostatni (ósmy) sezon zakończył jego emisję u nas. Ostatni odcinek wyemitowano 19 maja 2019.

Nasuwa się pewna analogia z pandemią cowid-19, która również ma zasięg światowy. Różnica pomiędzy telenowelami, oglądanymi dla przyjemności, a serialem z udziałem koronawirusa jest zasadnicza. O ile do tych pierwszych możemy wracać chętnie nawet po latach, o tyle do tego ostatniego z pewnością nie. Chcemy go pożegnać nieodwracalnie i bezpowrotnie. Chcemy, aby zniknął z naszego życia i z wszelkich mediów, które dziś poświęcają mu czas i miejsce.

Wróć