Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Najlepsza sportsmenka Warszawy jako persona non grata

17-02-2016 21:29 | Autor: Maciej Petruczenko
No i stało się, co stać się musiało i na co zanosiło się już od dawna. Najlepsza sportsmenka Warszawy, druga w Plebiscycie „Przeglądu Sportowego na 10 Najlepszych Sportowców Polski – Anita Włodarczyk – zdecydowała już, że rozstaje się ze stolicą. Opuszcza torpedowany przez władze miasta RKS Skra, żeby zmienić klimat na nadmorski,przenosząc się wraz z trenerem Krzysztofem Kaliszewskim do Trójmiasta, gdzie ma wzmocnić AZS AWFiS Gdańsk (praszczaj lubimyj gorod, uchodim zawtra w morie).

Mistrzyni i rekordzistka świata w rzucie młotem straciła cierpliwość. W stosunku do Skry – tak jak do wielu innych klubów – stołeczny ratusz robił po prostu dobrą minę do złej gry. Przede wszystkim zaś nie pozwolił, żeby Skra zbudowała nowy stadion lekkoatletyczny własnymi siłami, utrudniając to choćby poprzez uznanie ruiny przy Wawelskiej za... zabytek.

W drodze procesu sądowego, który zakończył się aż przed Sądem Najwyższym, miasto odebrało Skrze prawo użytkowania wieczystego terenów przy Wawelskiej, gdzie zresztą ze swojej winy straszliwie zaniedbało istniejące tam obiekty sportowe, w tym zespół basenów. Oczywiście, odpowiedzialnością za dewastację Skry trzeba obarczać już nawet nie kilka, ale kilkanaście kolejnych ekip ratuszowych, z których każda rozgrywała swoje partykularne interesy. W efekcie legendarny stadion lekkoatletyczny, który w 1969 jako pierwszy tego typu obiekt w obozie „demoludów” otrzymał tartanową nawierzchnię, znalazł się w stanie dewastacji i niewiele pomogło, że kierujący ostatnio klubem Krzysztof Kaliszewski zdołał położyć tam nowy tartan.

W ubiegłym tygodniu przyleciał do Polski prezydent europejskiej federacji lekkoatletycznej (European Athletics) Norweg Svein-Arne Hansen i spotkał się między innymi z wiceprezydentem Warszawy Jarosławem Jóźwiakiem, zwracając mu uwagę, że w całej Europie stolice tylko trzech państw nie mają przyzwoitego stadionu lekkoatletycznego, nadającego się do rozgrywania poważnych zawodów. To stolica Albanii – Tirana, stolica Mołdawii – Kiszyniów, no i nasze kochane miasto, w którym interesy deweloperów przeważają nad interesami mieszkańców, nie ma sensownego planu urbanistycznego, a co krok, to wyrok, jaki należałby się za gwałcenie miejskiej przestrzeni.

Na Placu Piłsudskiego wsadzono pomiędzy starą, historyczną zabudowę szklany biurowiec Metropolitan, zasłaniając nim budynek Teatru Wielkiego. Na dawnym Służewcu Przemysłowym pobito rekord urbanistycznej głupoty poprzez nagromadzenie biurowców przy wąskich ulicach z fatalnym dojazdem i parkingowymi problemami. Po bandycku zabudowuje się Skarpę Mokotowską, a jeszcze jednym wariackim krokiem będzie zaplanowane już zastawienie rejonu Pałacu Kultury i Nauki następnymi wysokościowcami. Tymczasem areny sportu wyczynowego są likwidowane jedna po drugiej. Bodaj jako pierwszy poszedł pod nóż stadion Sarmaty, a ostatnią ofiarą jest sportowy kompleks Gwardii przy Racławickiej, z którego wyrzucono na zbity pysk aż tysiąc zawodników i zawodniczek uprawiających różne dyscypliny. Miasto chciało nawet zabrać skromny stadion piłkarski Varsovii, na którym wyrósł talent Roberta Lewandowskiego. Skra będzie zapewne następną ofiarą bezwzględnej rzezi sportu. Doprowadziła ona między innymi do upadku największego stołecznego klubu – Legii Warszawa, z której ostała się w godziwych warunkach jedynie sekcja piłkarska, działająca dziś jako prywatna spółka. Władze miasta zafundowały jej nowy stadion przy Łazienkowskiej – jakby nie można było zaproponować użytkowania będącego własnością państwa Stadionu Narodowego, znakomicie położonego pod względem komunikacyjnym i zbudowanego jako specjalistyczny obiekt piłkarski. W efekcie na Narodowym piłka jest – jak na ironię – jedynie sporadycznym gościem i coś mi się wydaje, że nawet Robert Lewandowski pojawia się na nim rzadziej niż charyzmatyczny kaznodzieja – ojciec John Bashobora z Ugandy. Zdesperowani szefowie spółki zarządzającej owym skarbem Narodowym, kombinują już jak koń pod górę, szukając pieniędzy na utrzymanie kolosa i przymierzają się do urządzania na tej arenie zawodów... windsurfingu albo skoków narciarskich.

W przeciwieństwie do Warszawy – wiele innych miast potrafi stworzyć znakomite warunki do uprawiania sportu wyczynowego. Tak jest na przykład w Toruniu, gdzie zbudowano piękne nowoczesne obiekty między innymi dla potrzeb lekkoatletyki, w tym tartanowy stadion i wspaniałą halę, w której Ewa Swoboda ustanowiła ostatnio rekord świata juniorek w biegu na 60 metrów. Tymczasem w Warszawie wspomniany Svein-Arne Hansen usłyszał, że do budowy nowego stadionu Skry przystąpi się za... pięć lat. Jaką wartość ma taka obietnica, składana przez władzę, która najprawdopodobniej już za kilka miesięcy może być uprzątnięta?

Na Anitę Włodarczyk czekają w Trójmieście z otwartymi ramionami, oferując jej wprost bajkowe warunki treningu w Centralnym Ośrodku Sportu w Cetniewie, gdzie latem ubiegłego roku ustanowiła fantastyczny rekord 81,08 m. W Warszawie jej wysiłki nagrodzono niekorzystnym dla Skry wyrokiem sądowym, nasyłając komorników, którzy zajęli nawet sztandar klubowy. Cetniewo natomiast do tego stopnia doceniło dokonania Anity, że na boisku, gdzie ta świetna młociarka trenuje, zainstalowano piękną płytę, upamiętniającą rekord świata.

Szczerze mówiąc, straciłem już cierpliwość, krytykując posunięcia władz Warszawy w zakresie sportu wyczynowego. A przecież najnowszy kwiatek to wstrzymanie (tyle że decyzją nowego ministra sportu) zagwarantowanej już inwestycji, jaką miało być położenie dachu nad torem łyżwiarskim Stegny. Akurat stadion lekkoatletyczny, umożliwiający trenowanie podstawowej dyscypliny sportu olimpijskiego, wydaje mi się obiektem bardziej potrzebnym w stolicy od zadaszonego toru łyżwiarskiego. Tym bardziej, że za pieniądze, jakie miały pójść na tor, można by wybudować dwa stadiony. Ale co ja się będę mądrzyć, skoro i tak w rozmowie o inwestycjach sportowych każdy urzędnik w mieście otwarcie mi powie: umiesz liczyć, nie licz na mnie.

Wróć