Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Najlepiej, gdy wiele hałasu o nic

20-01-2016 21:12 | Autor: Maciej Petruczenko
W politycznej rodzinie tak zwykle bywa, że gdy chce ona stworzyć orkiestrę, to dochodzi do konfliktu już na etapie strojenia instrumentów, ponieważ każdy wuj ma swój strój. Tak mniej więcej zaprezentowała się Europie rodzina polska, poddana niespodziewanie unijnemu osądowi w Strasburgu. Generalnie biorąc, chodziło o to, czy nasza obecna władza łamie prawo, czy nie. Pomimo gorącej debaty z udziałem pani premier Beaty Szydło nic jednak w tej materii nie wyjaśniono, bo każdy z dyskutantów – zamiast skoncentrować się na określonym temacie – gadał, co mu tylko ślina na język przyniosła.

Madame Szydło skupiła się natomiast na przypomnieniu naszych historycznych krzywd i wojennych zasług, jednocześnie wywodząc, że w zasadzie piękna nasza Polska cała, piękna, żyzna i wspaniała – z tym tylko, że po transformacji 1989 nie wszystkim się dostało po równo, nie każde dziecko ma możliwość spożycia choć raz dziennie czegoś gorącego, emerytom nie starcza na leki, a Śląsk popada w coraz większą rozpacz – pewnie dlatego, że kopalnie węgla są już passé, choć o tym akurat pani premier nie rzekła ani słowa.

W sumie odegrano w Strasburgu całkiem niezły kabaret, którego najzabawniejszym numerem był występ naszego największego politycznego ekscentryka – Janusza Korwina-Mikkego. Ten wieczny buntownik wyjaśnił bowiem osłupiałej sforze europejskich ciemniaków, że demokracja jest do d...py i jeśli chce się ją utrzymywać i pilnować przestrzegania jej zasad, to trzeba się liczyć z samymi szkodami – niezależnie od tego, czy to pies, czy to bies, czy to PiS na bis. Przed debatą spodziewano się przede wszystkim, że niecodzienną okazję dowalenia PiS-owi wykorzystają europosłowie z drużyny PO, ale ci wybrali tym razem taktykę milczenia owiec, więc ich zwolennicy po prostu zbaranieli. Media propisowskie odtrąbiły w tej sytuacji wielkie zwycięstwo ulubionej partii w ogóle, a pani premier w szczególności. Tymczasem w komentarzu „Frankfurter Allgemeine Zeitung” czytamy, że już samo wezwanie Polski na unijny dywanik sprawiło, iż kosząca równo z trawą PiS wyraźnie złagodziła kurs i jest gotowa iść z opozycją na kompromis. Prawda leży zatem – jak zwykle – pośrodku. A jedynym konkretem w tej całej zawierusze było zdegustowanie europosła PO Tadeusza Zwiefki, który uznał, że w tak ważnym dla kraju, historycznym momencie szefowa rządu popełniła nietakt, zapraszając na spotkanie przy pączkach. Jeśli w polityce rządu temu dawnemu lektorowi telewizyjnych wiadomości przeszkadzają tylko pączki, to chyba z Polską rzeczywiście nie jest tak źle...

A jeśli chodzi o Beatę Szydło, to na gorącym terenie unijnym stawała mężnie niczym kiedyś Joanna d’Arc, która czując się nawiedzona przez Boga poprowadziła wojska francuskie do szeregu zwycięstw, tyle że ją w końcu po sfingowanym procesie kościelnym spalono na stosie. Mam nadzieję, iż obecną naszą premier czeka – w przeciwieństwie do Joanny – happy end i nie będzie tak, jak to się stało w wypadku jej poprzedniczki Ewy Kopacz, że się wszyscy od niej w partii odwrócą.

W rewolucyjnym zamęcie, wywołanym przez PiS, pojawił się nowy, moim zdaniem sensowny pomysł, żeby uruchomić w TVP anglojęzyczny kanał informacyjny, co znacznie ułatwiłoby komunikowanie się ze światem. No cóż, może otwierać anglojęzyczne rozgłośnie arabska Al Jazeera, może i TVP przemawiać do obcych językiem światowym, a tłumaczone na język Szekspira ewentualne wywiady z panią poseł Krystyną Pawłowicz mogą stać się hitem mediów społecznościowych na całej kuli ziemskiej. W dodatku widok tej apetycznie pałaszującej dary boże w Sejmie posłanki zrównoważy narzekania pani premier, że to i owo dziecko w Polsce nie dojada. Co najważniejsze zaś, nowy kanał będzie mógł też interwiuować przewodniczącego Rady Europy Donalda Tuska, który już kilkanaście miesięcy temu wziął się ostro za naukę angielskiego i dzisiaj były premier Kazimierz Marcinkiewicz – ze swoim „yes, yes, yes” może mu co najwyżej buty czyścić.

Ale w tych wszystkich zawirowaniach nie powinniśmy zapominać, że w najbliższym otoczeniu może czekać nas rewolucja, jeśli PiS zrealizuje swój projekt zlikwidowania województwa mazowieckiego, by stworzyć nowe województwo – warszawskie, odizolowane już od stolicy. Oficjalnie chodzi o wsparcie Mazowsza, które jest tylko ubogim krewnym Warszawy, ale zdaniem polityków PO celem głównym jest obalenie obecnej prezydent stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz, do czego mogłoby dojść już w czerwcu, jeśli już tak szybko dokonano by reformy administracyjnej i przeprowadzono nowe wybory. Przy takim obrocie spraw HGW nie dotrwałaby do końca kadencji – czyli do 2018 roku.

Czy po takim przekształceniu układu administracyjnego Mazowsze wydoiłoby rzeczywiście więcej kasy z Unii Europejskiej, trudno przewidzieć. Tym bardziej, że kranik z unijną forsą wkrótce zostanie zamknięty. Oby tylko zaciekła walka o polityczne pozycje nie wyrządziła szkody i miastu stołecznemu Warszawa i ziemi mazowieckiej, której stolicą ma ponoć zostać ponownie Płock. Warszawa natomiast działałaby ewentualnie na prawach województwa, ale to jeszcze nie jest pewne. Można mieć za to pewność, że nawet po objęciu władzy w mieście PiS nie weźmie się za uregulowanie pilnego problemu reprywatyzacji, chociaż jest to gorący kartofel i tzw. dzika reprywatyzacja prowadzi do tego, że tracą grunt pod nogami ważne instytucje i następuje dezorganizacja przestrzeni publicznej. Potrzebna jest kompromisowa ustawa, na którą nie zdecydowała się rządząca do niedawna PO, a i PiS chyba nie ma na nią ochoty.

Wróć