Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nagłe przebudzenie faryzeuszy

23-11-2016 22:31 | Autor: Tadeusz Porębski
Oglądam telewizyjne programy – debaty o złodziejskiej reprywatyzacji w Warszawie i często nie mogę uwierzyć w to, co widzę i słyszę. Chodzi o stanowisko w tej kwestii artykułowane przez przewijające się na ekranie gadające głowy z Platformy Obywatelskiej.

Ostatnio pan Marcin Święcicki, niegdysiejszy prezydent naszego miasta, który niestety nie zapisze się złotymi zgłoskami w jego historii, wprost wychodził z siebie, dowodząc, jak bardzo potrzebna jest ustawa reprywatyzacyjna i jak to PO dąży do jej szybkiego uchwalenie przez Sejm. "Złożyliśmy własny projekt" – puszył się przed milionami telewidzów poseł Platformy. Krew mnie po prostu zalewa, jak oglądam taką obłudę i ściemę. Oni teraz chcą uchwalenia ustawy, kiedy nie mają większości w Sejmie i kiedy reprywatyzacyjne mleko już się rozlało? A co robili przez osiem długich lat rządzenia państwem? Mieli przecież własny parlament, własny rząd, własnego prezydenta i własnych premierów. Chciałbym publicznie rzucić w twarz obłudnikom z PO to pytanie, ale nie zapraszają mnie do telewizji. I dobrze, bo gdybym się tam zjawił, to pan Święcicki zapewne schowałby się ze wstydu pod stół. Bo w tak bezczelny sposób kpić sobie ze społeczeństwa to po prostu wstyd. Za kogo oni nas mają? Za osoby specjalnej troski, którym można wcisnąć każdy szkolny kit? 

Tymczasem stłamszona niedawno reprywatyzacyjna ośmiornica otrząsnęła się z szoku i przechodzi do natarcia. Marzena K., była wysokiej rangi urzędniczka w ministerstwie sprawiedliwości i prywatnie siostra słynnego mecenasa Roberta N., której stołeczny ratusz wypłacił ponad 41 mln zł odszkodowań reprywatyzacyjnych, wytoczyła miastu stołecznemu Warszawa cztery procesy cywilne. Pani Marzena wypomina stołecznemu ratuszowi sprzedaż kilkudziesięciu lokali będących rzekomo jej własnością i zarzuca bezumowne korzystanie z budynku przy ul. Brackiej 23 oraz o wydanie wadliwej decyzji administracyjnej skutkującej powstaniem szkody w sprawie nieruchomości przy ul. Sieleckiej 36/38. Łączna kwota odszkodowań, o których zasądzenie wnosi dzielna pani Marzena, to 34 mln 811 tys. 596 złotych. Najlepszą formą obrony jest atak – to wyjątkowo trafiony aforyzm. Kto jest jego autorem? Herr Adolf Hitler. W tym aforyzmie chodzi o to, by z tropionej zwierzyny przeistoczyć się w myśliwego i w ten sposób uratować skórę.

Pani Marzena stoi pod czterema zarzutami, które postawiła jej wrocławska prokuratura po zatrzymaniu przez CBA najbogatszej urzędniczki w Polsce. Zarzuty to zatajenie w oświadczeniach majątkowych danych o wypłacie wielomilionowych odszkodowań za nieruchomości warszawskie przejęte na mocy wydanych decyzji reprywatyzacyjnych, zatajenie w oświadczeniach majątkowych prawa do użytkowania wieczystego działki przy pl. Defilad w Warszawie, zatajenie informacji o dochodach osiągniętych ze sprzedaży udziałów w użytkowaniu wieczystym gruntu, jak również dochodów uzyskanych z tytułu umów zawartych z wyższymi uczelniami. 

Muszę powiedzieć, że po powzięciu informacji o sądowej ripoście Marzeny K. mocno się zafrasowałem. Frasunek rychło przeistoczył się w podziw. Bo jak tu nie podziwiać pewności siebie i odwagi kobiety, która wpierw stanęła pod pręgierzem mediów, potem została zatrzymana i wtrącona do lochu przez CBA, usłyszała zarzuty z kodeksu karnego, za które grozi do 5 lat pozbawienia wolności, i wcale się tym nie przejęła, a wręcz przeciwnie – przystąpiła do ostrego kontrataku! To działanie pokazuje z jak poważnym, zdeterminowanym i pewnym siebie przeciwnikiem mają do czynienia trzy zespoły prokuratorów badające pod nadzorem Prokuratury Krajowej "dziką" reprywatyzację w stolicy. Mówi się, że prokuratorzy rozważają, czy zdecydują się włączyć do procesów wytyczonych miastu przez Marzenę K. jako "rzecznicy praworządności". Mówi się też, że wymienione wyżej trzy prokuratorskie zespoły proszą PK o posiłki, bo nie mogą ogarnąć gigantycznego materiału dowodowego. Wcale się nie dziwię. Do zbadania jest bowiem tylko 15 tys. wydanych decyzji reprywatyzacyjnych. Na to potrzeba nie kilku miesięcy, lecz kilku lat.

Jak już pisałem, śledczy mają przed sobą ciężki, być może niemożliwy do zgryzienia orzech. Prym bowiem w warszawskiej "ośmiornicy" wiedli ludzie należący do stołecznej palestry – znakomicie obeznani z kwestiami reprywatyzacyjnymi prawnicy. To zawodowcy, którym trudno będzie cokolwiek udowodnić. Prawdopodobnie w milionowych machlojkach maczali także palce ludzie ze służb specjalnych, a to oznacza, że badający stołeczną reprywatyzację prokuratorzy co pójdą jakimś tropem, to zaraz natkną się na ścianę. To stempel służb – wszystko maksymalnie zagmatwać, stwarzając swoisty labirynt, z którego nie sposób wyjść. Tak było m. in. po zamachu na prezydenta USA Johna Kennedy`ego, a na naszym podwórku po zamachu na gen. Marka Papałę, czy w aferze FOZZ.

Czy reprywatyzacyjną "ośmiornicę" zdoła okiełznać i zaprowadzić przed sąd specjalna komisja, która ma zostać wkrótce powołana przez Sejm? Jeżeli już, to pod  sąd pójdą płotki, natomiast pomysłodawcy złotego biznesu i jego główni macherzy nigdy nie zostaną ustaleni. Oni są niewidzialni – rozsiani w parlamencie i na kluczowych stołkach w państwowej oraz samorządowej administracji. Takie jest moje zdanie. A to, że PiS na aferze reprywatyzacyjnej upiecze tłustą pieczeń jest w stu procentach pewne. Ale to zupełnie inna historia. Jak donosi "Rzepa", rządowi legislatorzy zaakceptowali kształt projektu powołującego do życia speckomisję, która ma badać decyzje reprywatyzacyjne w Warszawie. W swoich założeniach ma ona naprawić krzywdy i niesprawiedliwości związane z "dziką" reprywatyzacją.

Jeden z najważniejszych zapisów projektu przewiduje, że komisja będzie mogła uchylać decyzje reprywatyzacyjne (nawet ostateczne i prawomocne), o ile uzna, że zostały one wydane z naruszeniem prawa. Będzie mogła zobowiązać prezydenta miasta do ponownej analizy dokumentów. Zdaniem części mediów największe kontrowersje może wywołać zapis mówiący o tym, że komisja będzie mogła stwierdzić odpowiedzialność majątkową urzędnika, który wydał decyzję z naruszeniem prawa, wywołując tym szkodę dla majątku miasta bądź skarbu państwa. Nie widzę w tym nic kontrowersyjnego. Wszak od 2011 r. w polskim ustawodawstwie istnieje przepis przewidujący odpowiedzialność majątkową urzędnika za rażące naruszenie prawa, z tym że jest on niezwykle rzadko stosowany. Więc po prostu należy go zacząć stosować, i to bardzo szeroko.  Pocieszające jest to, że legislatorzy projektu chcą wprowadzić zapisy stosowane dotychczas w walce z korupcją, czyli jeśli osoba uczestnicząca w procederze wyłudzenia nieruchomości ujawni ważne dla sprawy informacje i okoliczności, może liczyć na łagodniejsze potraktowanie w przypadku zwrotu korzyści.

Na pierwszy ogień pójdą sprawy, które budziły najwięcej społecznych emocji, m. in. zwrot słynnej, wartej ponad 160 mln zł działki pod dawnym adresem Chmielna 70 oraz kamienicy przy ul. Noakowskiego 16, której częściowym spadkobiercą został mąż prezydent Hanny Gronkiewicz – Waltz.

Wróć