Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nadszedł czas gołębi, jastrzębie odlatują...

01-11-2023 20:17 | Autor: Tadeusz Porębski
Ledwo zakończyłem świętowanie z okazji wygranej w wyborach ugrupowań opozycyjnych, a już zdenerwowało mnie zachowanie pani Aleksandry Gajewskiej podczas niedzielnej debaty w studiu TVN 24. Anielskiej urody posłanka na Sejm, była radna Warszawy z ramienia Platformy Obywatelskiej, ma 34 lata i zdobywała popularność kobiet oraz feministek przychodząc na sesje Rady Warszawy z nowo narodzonym synem Aleksandrem. Znacznie podbiła własną popularność, nie uczestnicząc w pierwszym posiedzeniu Sejmu, na którym posłowie tradycyjnie składają ślubowanie. Według enigmatycznego oświadczenia pani Gajewskiej, sprawy osobiste były dla niej ważniejsze od obecności w Sejmie i złożenia poselskiego ślubowania.

Interlokutorem posłanki Gajewskiej podczas debaty w TVN 24 był m. in. Piotr Kaleta, poseł PiS o długim stażu parlamentarnym (nie mylić z Sebastianem Kaletą, wiceministrem od Ziobry). Tacy mają bardzo ciężko w studiu tej stacji telewizyjnej, podobnie jak posłowie opozycyjni w studiu TVP na Woronicza. Piotr Kaleta okazał się człowiekiem stonowanym, ważącym słowa i merytorycznym, co w szeregach PiS jest rzadkością. Zaprawdę, gdybym nie wiedział kto jest kim w debacie, przypisałbym pana Kaletę do uznawanej za elitarną PO.

Pycha, pseudoelitarność i odwrócenie się od mas przyczyniły się do sromotnej klęski PO w wyborach w 2015 roku i utraty władzy w państwie na 8 lat. Miałem nadzieję, że nauczka z 2015 r. znacznie zwiększy pokłady pokory w szeregach tej partii. Nie wiem jak inni posłowie Platformy, ale wydaje mi się, że wydarzenia sprzed ośmiu lat nie dały pani Gajewskiej wiele do myślenia. Głównym nurtem rozmowy w TVN 24 była opieszałość prezydenta RP w powierzeniu Donaldowi Tuskowi misji tworzenia nowego rządu. Kiedy poseł PiS zaznaczył, że przecież opozycja nie zdołała oficjalnie stworzyć koalicji i współpraca trzech ugrupowań istnieje wyłącznie w planach, pani Gajewska w sposób wyjątkowo zjadliwy pouczyła kolegę z sejmowych ław, że wkrótce zrzednie mu mina, kiedy „utworzymy własny rząd”. Pan Kaleta słusznie wywodził, że to PiS jest zwycięzcą wyborów, a zwyczajowo to właśnie zwycięzca otrzymuje bonus w postaci powierzenia mu misji tworzenia rządu. Jego argumenty trafiały w próżnię i zamiast wdać się w merytoryczną debatę, pani Gajewska dała się ponieść emocjom.

W kwestii powierzania przez prezydenta misji tworzenia nowego rządu nie widzę dwóch prawd, a tylko jedną. PiS wygrało wybory z każdym z konkurencyjnych ugrupowań, a Trzecią Drogę i Nową Lewicę wprost zmiażdżyło, wywalczając sobie tym samym ów bonus zwycięzcy. I gdybym – nie daj Bóg – był prezydentem RP, nie wahałbym się nawet jednego dnia, by powierzyć misję tworzenia rządu właśnie PiS. A to, czy będzie ono w stanie stworzyć sejmową większość, niezbędną do uzyskania votum zaufania byłoby odrębną kwestią. Nie otrzymaliście votum zaufania w terminie przewidzianym konstytucją? To ja państwu dziękuję i powierzam misję panu Tuskowi.

Gdyby PO, Trzecia Droga oraz Nowa Lewica poszły do wyborów jako koalicja, zapewne wygrałyby wybory i prezydent RP nie miałby wyjścia, ale trzech przywódców jakoś brzydziło się koalicją, chcieli iść do wyborów osobno, więc o co im teraz chodzi? Każde z trzech ugrupowań przegrało z PiS i należałoby godnie przyjąć porażkę na klatę, poczekać cierpliwie i z godnością na rozwój sytuacji, by we właściwym momencie otrzymać od prezydenta misję utworzenia rządu i zabrać się do roboty. Domaganie się szybkiego dostępu do władzy, postępująca agresja wobec prezydenta, zjadliwość i biadolenie na całą Polskę, jaka to krzywda spotyka dzisiejszych bojowników o wolność i demokrację, jest postawą najgorszą z najgorszych i może świadczyć o braku dyplomatycznego instynktu. A gdzie koabitacja? Wszak przez ponad rok prezydent może tak utrudnić żywot nowej władzy (weto za wetem), że zapłacze ona nad własnym losem.

Dzisiejszy felieton powodowany jest obawą. Czekałem osiem długich lat na powiew normalności w życiu codziennym, w sądownictwie, szkolnictwie i w obyczajowości. Wolności nikt mi nie ograniczał, kto twierdzi, że było inaczej – kłamie. No i taki powiew zawitał nad Wisłę po wyborach, ale szybko we mnie zgasł, bo jeszcze nie opadły dymy po wygranej batalii, jeszcze daleko do przejęcia władzy w państwie i rozpoczęcia programu naprawczego, a ja już dostrzegam u wielu zwycięzców oznaki pychy i triumfalizmu. To droga prosto do przepaści. PO musi pokazać narodowi zupełnie inną twarz niż ta z lat 2009-2015, z czasów afer Drzewieckiego, Chlebowskiego czy afery reprywatyzacyjnej w Warszawie, gdy – jak przyznała ówczesna prezydent miasta – w ratuszu miejskim grasowała zorganizowana grupa przestępcza.

Kierownictwo PO powinno wypalić w partii rozżarzonym żelazem pychę, agresję w stosunku do dzisiejszych konkurentów oraz publiczne prezentowanie nieomylności i poczucia triumfalizmu. To jest bardzo źle przyjmowane przez elektorat. Przypominam, że istniała już w Polsce partia polityczna, wydawałoby się – nie do ruszenia, nazywano ją „partią moralnych autorytetów”. Unia Wolności miała przetrwać i rządzić Polską przez tysiąclecie, niczym III Rzesza Niemcami. Przetrwała zaledwie dekadę i znikła z politycznej sceny, dzisiaj niewielu ją pamięta. Dlatego maniera prezentowana przez panią Aleksandrę Gajewską jest nie do przyjęcia, bo przypomina stare czasy, które kojarzą się z wyborczą klęską demokracji. Ktoś z samej góry partii powinien wymóc na posłance zmianę retoryki podczas publicznych debat i wystąpień. Nadszedł bowiem czas gołębi, czas jastrzębi zdecydowanie przestał się ludowi podobać.

Może uda się uwolnić Telewizję Polską od pisowskich propagandystów i będzie można powrócić w roli telewidza na jej łono? Marzę o tym. Co zrobić, by Publiczna na zawsze przekształciła się rzeczywistą publiczną – niezależną i odporną na usiłujące ją posiąść kolejne polityczne hordy? Należy nam się niezależna, obiektywna telewizja publiczna, ponieważ wszyscy solidarnie płacimy na nią z podatków. Nie wiem, czy jest na to sposób, ale wiem z kolei, że w Wielkiej Brytanii (BBC), Niemczech (ARD, ZDF), Francji (France Television) i wielu innych państwach starego Zachodu mają taką telewizję – czyli można. Może więc zastosować zachodnie rozwiązania, zamiast ciągle rzeźbić w gównie?

Rozliczenie poprzedniej ekipy jest niezbędne, ale nie powinno być obarczone pierwiastkiem zemsty. Ten piękny kraj nie zasługuje na to, by nadal być pośmiewiskiem całej Europy, skansenem homofobów, gdzie blisko połowa mieszkańców uważa, iż geje i lesbijki obnoszą się ze swą orientacją seksualną, co trzeci, że obrażają uczucia religijne, a co piąty, że chcą krzywdzić dzieci. Nie można tolerować sytuacji, że kancelaria premiera dysponuje budżetem 278 mln zł, a na onkologię rząd przeznacza jedynie 250 mln. Musimy nauczyć się budować kompromisy, a nowy rząd musi wprowadzić nową jakość w polityce – wolną od agresji. Jeżeli ludzie i elektorat PiS będą chcieli być naszymi współpartnerami w demokracji i w postępie, bo świat pędzi naprzód i nie możemy wiecznie być „czerwoną latarnią” na Starym Kontynencie, to szybko się pojednamy. Jeśli nie, to może należy utworzyć im autonomiczny obszar na wschód od Wisły, na kształt stanu Utah, jednego z najbardziej homogenicznych religijnie stanów USA. I niech tam sobie żyją, nie wadząc większości.

Wróć