Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Na punkty czy przez nokaut?

01-07-2020 21:36 | Autor: Maciej Petruczenko
Wygrają Kabaty czy Nowogrodzka? Takie pytanie mogą sobie zadawać warszawiacy po pierwszej turze wyborów na prezydenta kraju, w których ursynowianin Rafał Trzaskowski pozostał na placu boju już tylko z usiłującym obronić swoją posadę Andrzejem Dudą, którego pięć lat temu namaścił urzędujący przy Nowogrodzkiej nadprezes Polski. Trudno bowiem zapomnieć o hołdzie, jaki złożył Duda Jarosławowi Kaczyńskiemu po zwycięstwie nad Bronisławem Komorowskim w poprzednich wyborach prezydenckich. „Andrzej ma olbrzymi szacunek do prezesa Jarosława Kaczyńskiego. To on właśnie jest politycznym ojcem mojego syna. Oni są jednością” – powiedziała w 2015 w wywiadzie dla „Super Expressu” matka obecnego prezydenta RP, prof. Janina Milewska-Duda.

Podczas uroczystości nominowania Beaty Szydło na prezesa Rady Ministrów Andrzej Duda oddał Kaczyńskiemu nieomal cześć boską, oświadczając: „Panie premierze, jest pan wielkim politykiem, strategiem, ale i człowiekiem. Trzeba być wielkim człowiekiem i patriotą, żeby mimo oczywistych ambicji oddać pałeczkę władzy w ręce ludzi, z którymi pan do tej pory blisko współpracował”. Oczywiście, tytułowanie adresata tych słów premierem miało w tamtym momencie charakter honorowy, odnosiło się bowiem do pełnienia tej funkcji przez Kaczyńskiego w latach poprzednich. Internauci ocenili, że aż tak wiernopoddańcze deklaracje to już nadmiar wazeliny. Niemniej, już wtedy można było mieć pewność, iż na każde tupnięcie Jarosława Mądrego – w Pałacu Prezydenckim dudy pójdą w miech. I przez pięć lat właśnie tak było. A media zapewne jak najsłuszniej zauważały, iż niezależnie od tego, kto jest aktualnie premierem czy prezydentem, Polską i tak rządzi „z tylnego siedzenia” Jarosław K., którego już coraz bardziej irytuje konieczność działania w trybie konstytucyjnym, trybie ustawowym lub trybie regulaminowym i woli on – jak to już raz sam określił w Sejmie – występować „bez żadnego trybu”.

Jeśli to porównać z jazdą na rowerze, to nietrudno dojść do wniosku, iż bez żadnego trybu Polska daleko nie zajedzie, choćby lider kolarskiej stajni próbował co chwila włączać przerzutkę. Do tej pory całkiem dobrze się jechało na trybie uchodźczym, trybie 500 plus, trybie gender i trybie LGBT, a już największe przyspieszenie osiągało się, gdy lidera wspomagał z tyłu dbający o skarbonkę czołówki wyścigu Marian Banaś, zwany Człowiekiem Bez VAT. Teraz sytuacja nieco się pokomplikowała, ponieważ samotna ucieczka Banasia rozwścieczyła jego ekipę, na razie ścigającą go bezskutecznie i usiłującą nadrobić stracony – nie tylko do niego – dystans na kilkakrotnych podjazdach pod Jasną Górę.

Tymczasem jednak czekamy na drugą rundę pasjonującej walki obrońcy tytułu prezydenckiego z challengerem. Po pierwszej rundzie obrońca objął prowadzenie na punkty 43:31. Zdaniem ekspertów wszelako, po drugiej rundzie stosunek ten może się odwrócić na korzyść challengera, o ile ten w pełni wykorzysta swój lewy prosty i będzie potrafił unikać prawych sierpowych rywala, a zwłaszcza ciosów poniżej pasa. Zręczne side stepy i kontra z lewej mogą dać challengerowi przewagę, a kto wie, czy nie postara się on również o dwa-trzy nokdauny, bo o znokautowaniu tak silnego przeciwnika raczej nie ma co marzyć.

W przeciwieństwie do Dudy, króla prowincjonalnych ringów, lubiącego walczyć w rytmie disco polo, atakujący jego pozycję i potrafiący dać jazzu Trzaskowski ma spore doświadczenie jako uczestnik turniejów europejskich, który w młodych latach przekonał się też, co to znaczy boksować się z Ameryką. Dudzie sekunduje modlący się o jego zwycięstwo Tomasz Adamek, w narożniku Trzaskowskiego ma zaś ochotę stanąć jako jeden z sekundantów przy drugiej rundzie nieźle podszkolony przez Jerzego Kuleja Daniel Olbrychski, który ośmielił się kiedyś przywalić samemu Andrzejowi Jaroszewiczowi w pamiętnej walce o Maryla Trophy. Mamy więc wokół ringu interesującą mieszankę sław, jakkolwiek niektórzy obawiają się, że Olbrychskiego, występującego tym razem w roli sekundanta, może znowu najść chętka na wypowiedzenie pamiętnych słów: – Kończ waść, wstydu oszczędź...

Na szczęście o wstydzie z którejkolwiek strony jak dotychczas nie może być mowy. Obaj rywale zbierają dobre recenzje, szczególnie od momentu, gdy całkowicie pogrążyli uważanego za Czarnego Konia obecnego turnieju niezrzeszonego zawodnika Szymona Hołownię. Wyeliminowany z turnieju Hołownia trzyma teraz kciuki za Trzaskowskiego, któremu wszakże bardzo przydałoby się również kibicownie ze strony ekip innych outsiderów – Władysława Kosiniaka-Kamysza i Roberta Biedronia.

Za Dudą przemawia to, iż zdobył on mistrzostwo aż trzynastu województw, podczas gdy Trzaskowski tylko trzech. Wytrawni eksperci są jednak zdania, że gdy weźmie się pod uwagę również osiągnięcia Hołowni, to rekord Dudy zmienia się diametralnie, ponieważ w tym układzie zachowuje on mistrzostwo tylko w sześciu, wyłącznie wschodnich i południowych województwach, bo w pozostałych królują rywale. I ta statystyka tym bardziej dodaje pikanterii walce o tytuł mistrza Polski. Całkiem nieoczekiwanie walka ta budzi duże zainteresowanie w pięściarskich kręgach decyzyjnych Ameryki i Europy. Te pierwsze kręgi, jak wiadomo, nawykły do tego, żeby walki były kupione, ale w tym wypadku cena musiałaby być bardzo słona, a chodziłoby już nie o miliardy złotych, lecz miliardy dolarów. Wierzmy jednak, że wokół pojedynku Duda – Trzaskowski nic nie zostało z góry ukartowane i że będziemy mieli w drugiej rundzie wyłącznie fair play. No i że nie dojdzie do takiego wypaczenia wyników, do jakiego doszło w podobnych starciach na Węgrzech, w Rosji albo na Białorusi.

Wróć