Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Na pełnych żaglach prosto na skały

27-01-2016 21:20 | Autor: Andrzej Celiński
Jestem pośród tych aktywnych obywateli, którym wiecznie mało: wolności, sprawiedliwości, demokracji, dobrego państwa, serdecznych więzi, pracy dla wszystkich, którzy jej chcą – odpowiadającej jakoś ich ambicjom i możliwościom, mądrze i sprawiedliwie zorganizowanej powszechnej opieki zdrowotnej, kojącej przestrzeni publicznej, dbałości o środowisko i zrównoważony rozwój, serdecznej pamięci przodków (zwłaszcza tych, którzy płacili wysokie koszty dzisiejszej naszej wolności), przyjaznej rodzinom opieki nad dziećmi, mieszkań dla młodych, pieniędzy dla wszystkich.

Uważam też, iż wszystkie polskie rządy mogły zrobić więcej, mądrzej, uczciwiej, piękniej i lepiej to, co zrobiły. Każdy miał jakieś wstydliwsze zdarzenia. Każdy o kimś albo o czymś zapomniał. Każdy czegoś, co mógł – zaniedbał. Jestem zatem krytyczny wobec mojej Ojczyzny ponad miarę zapewne.

Często niepotrzebnie. Czasem nawet złośliwie. Mógłbym teraz, wątpiącym może w szczerość tego „każdy”, w odniesieniu do każdego z czternastu premierów w pełni wolnej Polski, wypomnieć to i owo. „Swoim” najpierw, bo to, co złe pośród swoich bardziej boli, lepiej się pamięta. Nie robię tego, bo dość rozpamiętywania dawanych porażek. Polityka nie ma czasu przeszłego. Nawet teraźniejszego nie ma. Polityka ma wyłącznie czas przyszły.

Mogę też o każdym minionym rządzie powiedzieć coś dobrego. O rządzie PiS/LPR/Samoobrona też. Nie wspominając rządu Olszewskiego, czy Kaczyńskiego.

Każdy bowiem, nawet ten najbardziej mi odległy, to był rząd mojego kraju, wybrany przez obywateli w wolnych i powszechnych wyborach. Ten ostatni, który dzisiaj rządzi Polską, rząd, którego premierem jest pani Szydło – też. Powołała go partia, która wygrała wybory. Wyborcy najliczniej na nią głosowali. Ci, którzy zrezygnowali ze swojego prawa wybierania, mieli widać powody, by nie głosować. Ci, którzy nie wybrali innej, alternatywnej wobec PiS partii, też widać mieli po temu powody. Demokracja.

Myślę jednak, że w tym roku dzieje się coś, co pamiętać będą pokolenia. Nie idzie o zwykłe błędy władzy, o nadużycia, o nieuczciwość, czy uzurpację, które to przewinienia zdarzały się wszystkim rządom. Idzie o to, że na w pełni rozwiniętych żaglach, prując fale płyniemy wprost ku nieszczęściu. Kapitan, siedząc w kajucie, wykreśla po kolei wszystkie urządzenia tego naszego młodego demokracją państwa, które mają charakter spowalniaczy, w przypadku jakiegoś nieszczęścia.

Trybunał Konstytucyjny to jest pierwsze takie urządzenie. Miele powoli, z rozwagą, wedle swojego rozumu i prawa, lecz niezależnie, w wielkim stopniu, od władzy. Jego busole to konstytucja i wiedza. A także, w domniemaniu, życiowe doświadczenie i mądrość zasiadających w nim sędziów. Raczej, jak dotychczas, unikał oczywistego politycznego zaangażowania swoich członków. „Raczej”, bo nie zawsze, były trzy przypadki nominacji parlamentarzystów (LPR i UW), jeden osoby też bardzo przez lata zaangażowanej politycznie (UW). Po pierwsze jednak, to wyjątkowe sytuacje, po drugie zaś, choć to ocenne – orzekaniu owych sędziów nikt nie mógł przykleić łatki kolorem bliskiej wcześniejszej aktywności. A już specjalnie prawica nie ma ku temu pretekstu. Ideowo Trybunał jest konserwatywny. Co przecież chyba nie dziwi.

Kolejny problem po Trybunale to Służba Cywilna. Mówi się, że Trybunału rząd PiS nie zlikwidował. Nie, jedynie go rozbroił. Ze Służbą Cywilną jest gorzej. Też formalnie nadal istnieje. Tylko że faktycznie została wyrzucona w powietrze. Jeśli od dziś wysokim urzędnikiem może zostać każdy, nawet aktywny partyjnie osobnik bez jakiegokolwiek urzędniczego doświadczenia i jeśli też każdy taki urzędnik może być decyzją polityka zwolniony to znaczy, że nie ma już Służby Cywilnej. Jest jak w PRL. Nazywało się to nomenklaturą. Kiedyś mieliśmy „czerwoną”. No to teraz mamy czarną nomenklaturę.

Trzecim i czwartym urządzeniem pełniącym w państwie rolę swoistego bezpiecznika przed nadużyciami władzy wykonawczej są sądy powszechne i prokuratura. Prawo nadzwyczajnej kasacji wyroku dedykowane władzy wykonawczej (prezydent) i szereg regulacji podważających w praktyce niezależność sędziowską to potężny skok ku bezprawiu. Prokuratura bywa, w różnych państwach, była i w Polsce już wolnej i demokratycznej, podporządkowana ministrowi. Tu mamy jednak przypadek szczególny. Pamięć. Pamięć osoby i jej postępowania. Które zogniskowały się ze szczególnym okrucieństwem w przypadku Barbary Blidy. Naradę u ówczesnego premiera, przed próbą aresztowania byłej minister, jak to aresztowanie w szczegółach ma przebiegać – warto pamiętać choćby w kontekście innej sprawy, tzw. sprawy Orlenu – jeśli chce się zrozumieć czym jest wprawne stosowanie różnych miar w partii Prawo i Sprawiedliwość. A dochodzi jeszcze szerokie otwarcie wrót dla inwigilacji, obejmującej także Internet.

Połączmy to wszystko w całość. Polityk PiS powie, że niewinny nie musi się bać. Być może, choć pewny nie jestem. Co z pomówionymi? Wszystkie sprawy dotyczące Barbary Blidy i jej rzekomego udziału w korupcji generałów górnictwa zostały zakończone umorzeniem z powodu braku przestępstwa. Blidzie nikt jednak życia nie wróci. Pozostało tylko to zdanie wypowiedziane nad Jej grobem przez Kazimierza Kutza: „Zabili ją ludzie o kamiennych sercach”. Nie wiem, czy można mieć wątpliwości, jeśli ktoś kto jest ministrem sprawiedliwości, a więc bardzo wysokim urzędnikiem państwa, może bezkarnie wobec telewizyjnych kamer powiedzieć: „Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”. A przecież wspomniany pan nikogo nie zabił.

Wbrew pozorom, celem obecnych zmian ustawowych nie jest walka z przestępczością, którą będzie się prowadzić niejako przy okazji. Mając natomiast wszystkich na podsłuchu, wiedząc kto z kim i kiedy się kontaktuje i w pełni uzależniając od tajnej policji politycznej, jaką znów staje się CBA (znamienne jest tu celowe osłabienie kontrolnej funkcji sejmowej komisji do spraw służb specjalnych) – kogo i po co się śledzi, Kaczyński dostaje do rąk pełną władzę nad polską sferą publiczną. To ludzie przez niego wskazani będą decydowali kogo śledzić. W przypadku osób ze świecznika niewątpliwie on, konsultowany tak, jak to było w przypadku Barbary Blidy, będzie decydował przeciw komu postępowanie rozwijać, a wobec kogo zwijać. To koniec demokracji. Ona pędzi na pełnych żaglach ku skałom.

Nie ma w tym błędu, albo przypadku. Jarosław Kaczyński wie, że to, co wyniosło go ku władzy, czyli nadzieje ludzi na lepsze życie, na pieniądze o klasę większe niż mieli, jest nierealne. Bo rozmontowując również inne bezpieczniki państwa, zwłaszcza ekonomiczne, można spodziewać się tylko klęski. W warunkach demokracji sterowanej przez tajną policję polityczną, przy ograniczeniu możliwości tradycyjnych mediów, jedyną sferą wolności pozostanie Internet (też poddany inwigilacji). Internet może brukować drogę buntowi, do zbudowania dobrej alternatywy politycznej jednak nie wystarczy. Do tego potrzebne jest normalnie funkcjonujące państwo. Prawne i demokratyczne.

Wróć