Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Na kogo będę głosować?

22-05-2019 21:05 | Autor: Tadeusz Porębski
Od ponad 25 lat przed każdymi wyborami nęka mnie uciążliwy ból głowy. Na kogo głosować? W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych postawiłem na SLD, ponieważ serce mam po lewej stronie. To był jeden z największych błędów, jakie popełniłem kiedykolwiek przy urnie.

Sojusz nigdy nie był i nadal nie jest ideową lewicą. To, moim zdaniem, bezideowy polityczny potworek. Prześmiewca i znakomity felietonista Urban, znany kiedyś pod pseudonimami Jerzy Kibic i Jan Rem, znalazł na SLD niebywale trafne określenie – kawiorowa lewica. Nie ma żadnego sensu komentowanie rządów partii kawiorowych ludzików, bo efekt jest powszechnie znany. Sojusz stał się polityczną kanapą, która z obawy przed zgonem przypięła się ostatnio do liberałów, stając się tym samym zaprzańcem lewicowych idei. A w polityce nie ma nic gorszego niż partia bezideowa i bezideowi ludzie.

Weźmy pod lupę panią Barbarę Nowacką, zagorzałą feministkę, która, odkąd moja pamięć sięga, deklarowała się jako człowiek lewicy. I faktycznie, zaczęła polityczną karierę od członkostwa w lewicowej Unii Pracy. Potem zakładała Młodych Socjalistów, by następnie wejść do rady krajowej partii Unia Lewicy III RP. W kolejności były: Europa Plus, centrolewicowy Twój Ruch Palikota, Zjednoczona Lewica i centrolewicowa Inicjatywa Polska. Co stało się, że Nowacka nagle zapałała miłością do Platformy Obywatelskiej, partii chrześcijańsko – konserwatywno – liberalnej, którą wcześniej mocno krytykowała? Być może powodem przypływu nagłej miłości do PO są wybory do Parlamentu Europejskiego? Któż to wie? Ja wiem tyle, że pani Basia kandydowała bez powodzenia do PE w 2014 r. z listy Europa Plus, jak również do Sejmu w 2015 r. z listy Zjednoczona Lewica. Widać, że bardzo chce dostać się do parlamentu, ale jakoś jej nie wychodzi. Tym razem postawiła na szalę własną tożsamość polityczną, licząc na to, że w roli przybudówki partyjnego wielkoluda zdobędzie wreszcie upragniony mandat. Jestem uprzejmy z natury, więc życzę powodzenia, ale ja na takie osoby nie głosuję.

Ujawniając publicznie swoje lewicowe poglądy narażam się na etykietkę lewaka. Tak poseł PiS Zbigniew Gryglas oraz wielu jego partyjnych "ziomali" nazywa każdego, kto deklaruje się jako lewica. Ci ludzie w ogóle nie odróżniają odłamów lewej strony sceny politycznej, choć sami należą do partii o mocno lewicowym programie, mieniącej się jednakowoż... prawicą. Nie mają bladego pojęcia kim z definicji są lewacy. Wyjaśniam więc, by raz na zawsze odseparować socjaldemokratę, jakim się czuję, od lewaka czy komucha. Przy okazji uprzejmie donoszę, że nigdy nie byłem członkiem żadnej partii politycznej ani w czasach komuny, ani po 1989 roku.

Słowo "lewacy" weszło do przestrzeni publicznej za pośrednictwem mediów na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Byli to członkowie, bądź zwolennicy skrajnie lewicowego terroryzmu rewolucyjnego. Reprezentantami ich idei były ugrupowania terrorystyczne, takie jak na przykład Czerwone Brygady i Prima Linea (Włochy), Baader – Meinhof (RFN), Tupamaros (Urugwaj) czy Świetlisty Szlak (Peru) – atakujące wszelkimi dostępnymi środkami demokratycznie wybraną władzę. Obecnie w Polsce nastała moda, że mianem lewaka określa się każdego, kto nie jest narodowcem oraz sympatykiem partii Prawo i Sprawiedliwość. To obelga i potwarz dla każdego socjaldemokraty deklarującego centrolewicowe poglądy.

Wróćmy do pytania – na kogo w niedzielę zagłosować. Podzieleni Polacy mają wybór pomiędzy rządzącym krajem Prawem i Sprawiedliwością a opozycyjną Koalicją Europejską, założoną pod egidą dominującej Platformy Obywatelskiej przez PSL i polityczne kanapy jak Nowoczesna, SLD oraz Zieloni. Akces do KE zgłosiły także polityczne drobnoustroje o nieznanych dotąd nazwach, jak na przykład Teraz, Unia Europejskich Demokratów, Wolność i Równość czy Inicjatywa Feministyczna. Alternatywą dla wyborców są Wiosna Roberta Biedronia lub Kukiz`15, które według sondaży wprowadzą swoich reprezentantów do PE. Po raz kolejny nie będzie jednak głosowania "za", tylko "przeciw". I to jest przerażające. Widząc gigantyczne podziały w społeczeństwie, jak również patologiczne wprost zacietrzewienie tak zwanych elit politycznych, które ze słowem "elita" nie mają nic wspólnego, przestałem liczyć na to, że doczekam kiedyś głosowania wyłącznie "za" i "na". Nie ma na to szans dopóty, dopóki ze sceny nie zejdą zgrane karty i nie przejmie jej w posiadanie całkiem nowe pokolenie. A na to trzeba sporo czasu, bo zgrane karty i stare dziady wcale nie zamierzają odchodzić na polityczną emeryturę. Stają się bowiem wówczas nikim. A może wzorem USA wprowadzić do konstytucji zapis wykluczający udział starców w rządzeniu państwem?

Odkąd w 1989 r. zmarła śmiercią naturalną "jedyna słuszna siła polityczna", czyli Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, polski wyborca może faktycznie wybierać i przebierać w kandydatach. Do 1989 r. panowała zasada jak w Raju: Bóg stworzył Adamowi Ewę i kazał mu wybierać żonę. Korzystam z demokracji i przebieram, ale nie w partiach, tylko w ludziach. Obserwuję ich postawy, inicjatywy, zachowanie w przestrzeni publicznej, bądź w parlamencie, stosunek do rywali politycznych, a przede wszystkim wywiązywanie się z przedwyborczych obietnic. Najmniejszy wybór mam w szeregach Koalicji Europejskiej. Zbyt wielu tam zakapiorów posługujących się mocno zużytą i nieskuteczną już retoryką, czyli totalną krytyką PiS. Taki styl pozyskiwania wyborców bardzo mi się nie podoba. Po przemyśleniach wychodzi na to, że w moim okręgu na listach KE jest tylko jedna osoba, na którą mógłbym z czystym sumieniem oddać swój głos. To związany z Ursynowem Andrzej Halicki, porządny i mocno stonowany facet kochający zwierzęta, a to jest etykieta dobrego człowieka.

Co do PiS, to potwierdzam niniejszym to, co wielokrotnie wcześniej pisałem. Ja, lewicowiec, nie przyłączę się do kilkumilionowego chóru potępiającego w czambuł tę partię oraz jej lidera. Widzę masę błędów, widzę wzrastającą pychę pisowców stojących przy wodzu, widzę na wielu obszarach nieudaczników, ale nie mogę nie zauważać, że PiS to jedyna partia po 1989 r., która w dużej części wypełnia wyborcze obietnice. Opozycja straszy, że rozdawnictwo pieniędzy może zakończyć się bankructwem państwa. Jak idzie o kwestie gospodarcze, nie wierzę żadnemu medium w Polsce, a tym bardziej rządzącym i opozycji. Obserwuję reakcje agencji ratingowych, bo to najlepszy gospodarczy barometr. W październiku 2018 r. agencja S&P podwyższyła rating Polski z BBB+ do A– (z perspektywą stabilną). Druga z "wielkiej trójki", czyli Fitch, utrzymała swoją ocenę wiarygodności Polski. Wiarygodność kredytową Polski najwyżej ocenia Moody's, bo na poziomie aż A++.

OECD to kolejny podmiot, który docenił naszą politykę gospodarczą, podnosząc ostatnio prognozy wzrostu polskiego PKB na rok 2019 do 4,2 procent oraz na rok 2020 do 3,5 procent, przyznając tym samym krajowi rządzonemu przez PiS pozycję globalnego lidera wśród wszystkich 36 państw skupionych w tej organizacji. A OECD to nie jakaś tam pracownia badań, gdzie wynik można kupić za pieniądze. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju to cieszący się powszechnym zaufaniem międzynarodowy podmiot o profilu ekonomicznym, skupiający w swoich szeregach 36 wysoko rozwiniętych i demokratycznych państw. Tak więc katastroficzne wizje o rzekomym bankructwie państwa, to jak na razie zwykłe strachy na Lachy.

Wracając jednak do wyborów. Spośród dziesięciorga kandydatów wystawionych przez PiS kreskę ode mnie mógłby dostać młody Sebastian Kaleta, który mocno zasłużył się warszawiakom, w tym i mnie, pełniąc funkcję wiceprzewodniczącego sejmowej komisji reprywatyzacyjnej. Jak wiadomo, alternatywa zawsze jest tylko jedna. W nadchodzących wyborach tą jedyną alternatywą, w kontrze do kandydatów z list wielkich ugrupowań politycznych, jest dla mnie Stanisław Tyszka, rodowity warszawiak i urzędujący wicemarszałek Sejmu z rekomendacji Kukiz`15. To polityk kompromisu, dlatego bardzo go cenię. Przez cztery lata nie widziałem, by przewodnicząc obradom parlamentu dał ponieść się emocjom, kogokolwiek obraził lub uraził, wdawał w pyskówki, bądź podniósł głos. Jeśli do tego dodać wszechstronne wykształcenie oraz nienaganną opinię, pan Tyszka staje się alternatywą bardzo poważną.

Na kogo oddam swój głos, nie wiem, a nawet gdybym wiedział i tak nie ujawnię. Jedno jest pewne: kreskę dostanie ode mnie jeden z trzech wymienionych w tym felietonie polityków. Ostateczną decyzję powezmę w niedzielę rano. Do wyborców mam tylko jedną prośbę: pójdźcie w niedzielę do urn i zagłosujcie, bo frekwencja wyborcza w dużej mierze świadczy o naszej świadomości politycznej, jak również o stanie demokracji w naszym kraju. To my, a nie partyjni wodzowie ustawiający swoich najwierniejszych pretorianów na czubkach list, mamy konstytucyjny przywilej decydowania, kto będzie reprezentował Polskę w Brukseli. Wykorzystajmy go.

Wróć