Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

My, psubraty, spod unijnej szmaty...

29-04-2020 21:57 | Autor: Maciej Petruczenko
Warszawa ma to do siebie, że sprawy ogólnokrajowe mieszają się u nas ze sprawami stołecznymi. Już sam fakt, że człowiek noszący nieoficjalne miano Naczelnika Polski urzęduje w biurze na Nowogrodzkiej, ma wbrew pozorom niemałe znaczenie. Chociażby dla mnie, którym przez parę dziesiątków lat pracował pod tym samym adresem co on. Żeby już nie powiedzieć wprost, że Naczelnik najzwyczajniej w świecie mnie podsiadł. Rozgościł się bowiem w pomieszczeniach, które zostały zbudowane w dużej mierze za pieniądze mojej redakcji-matki, czyli „Przeglądu Sportowego”.

Zatem na obecne biuro prezesa Polski sam niechcący zapracowałem „tymi ręcami” – jeśli wolno mi użyć dawnego języka „klasy robotniczo-chłopskiej”, której odpowiednikiem w dzisiejszej rzeczywistości ma być mityczny „suweren”. W jego imieniu wprowadzone zostały w naszym – do niedawna targanym bandytyzmem kraju – Prawo i Sprawiedliwość, co wydaje się dziś odpowiednikiem „ustroju sprawiedliwości społecznej”, w latach 1944-1945 przyniesionego Polsce akurat na sowieckich bagnetach.

W trakcie studiów na Uniwersytecie Warszawskim obecny prezes Polski – podobnie jak ja nieco wcześniej – zetknął się z wykładającym teorię państwa i prawa prof. Stanisławem Ehrlichem, bratem dużo sławniejszego przed wojną wicemistrza świata w ping-pongu – Alojzego Ehrlicha. Pierwszemu z nich, po jego wykładzie w Auditorium Maximum, miałem okazję zadać ważne pytanie na temat cech państwa faszystowskiego. Zapytałem wówczas późniejszego promotora pracy doktorskiej naszego dzisiejszego Naczelnika – dlaczego, dziwnym trafem, cechy owego państwa są na pierwszy rzut oka zgodne z cechami, jakie nosi państwo socjalistyczne. Prof. Ehrlich nie objawił bynajmniej zaskoczenia, tylko wyjaśnił całej sali owo podobieństwo jednym krótkim zdaniem „Choć oba typy państw są podobne w formie, to jednak nasze państwo (miał na myśli PRL) różni się od faszystowskiego zasadniczo, będąc socjalistyczne w treści”. Nasza studencka brać ryknęła na to śmiechem.

Tamtą odpowiedź ówczesnego luminarza nauk prawniczych pamiętam do dzisiaj. I coś mi się wydaje, że również teraz coś z omawianych naówczas cech mamy w państwie polskim, poczynając od kultu jednostki, a kończąc na „gorszym sorcie” społeczeństwa, jakże chętnie umieszczanym przed laty przez pewnego dyktatora – w obozach koncentracyjnych. Na dodatek zaś zaczynam się trochę obawiać, czy to nasze państwo nie robi się naprawdę narodowo-socjalistyczne, skoro coraz bardziej próbuje kopać się z Unią Europejską, a jej flagę promowana przez Naczelnika profesorka prawa nazywa pogardliwie „unijną szmatą”. W ślad za Naczelnikiem również premier RP niemal w każdym przemówieniu podkreśla przewagę narodu i państwa polskiego nad innymi państwami i narodami (wyższość rasy sarmackiej?) – chyba już w każdej dziedzinie życia. Nawet w walce z koronawirusem bijemy – zdaniem premiera – inne narody europejskie na głowę. Jeszcze chwila, a i polskie krasnoludki będą... największe na świecie.

Wszystkie te rozważania kieruję zarówno do tych moich sąsiadów i współobywateli, którym odpowiada obecny wymiar Prawa i Sprawiedliwości w Polsce, jak i do tych, którzy dużo lepiej czuli się w poprzednim, bandyckim okresie tyrańskiej władzy, która jednak nie była na tyle bezczelna, żeby sobie orzeczeniami Sądu Najwyższego d...pę podcierać, a wybory prezydenta RP powierzać partyjnemu namiestnikowi zamiast Państwowej Komisji Wyborczej.

Według oficjalnych, na pewno niepełnych danych – koronawirus spowodował już w Polsce ponad 12 000 zakażeń i blisko 600 zgonów. Jak na ironię jednak, w ramach walki z ogarniającą i nasz kraj pandemią, Naczelnik proponuje teraz akcję wyborów korespondencyjnych, w której ową zarazę mieliby dodatkowo roznosić listonosze. Być może, jest to swoista próba prześcignięcia Stanów Zjednoczonych, w których we wtorek 28 kwietnia liczba śmiertelnych ofiar koronawirusa okazała się już większa od liczby amerykańskich ofiar wojny wietnamskiej (58 233 – 58 230). Faktem jest, że w statystyce zarażonych Polska nie jest na topie, prowadzi bowiem Hiszpania (48 przypadków na 10 000 ludności), a za nią są Belgia, Szwajcaria, Włochy i USA. Tyle że nasza statystyka jest podobno niemiarodajna z uwagi na daleko mniejszą niż w innych krajach liczbę testów.

Z mnożących się dziś w mediach społecznościowych aktualnych dowcipów, trafił do mnie szczególnie jeden: „Błędy lekarzy leżą już na cmentarzu, a błędy nauczycieli siedzą w Sejmie”. Ową prawdę potwierdził niejako minister edukacji narodowej, który wysublimowaną polszczyzną miał obwieścić młodzieży, iż zostało jej „p ó ł t o r ej miesiąca c z a s u do egzaminów”. Jaka edukacja, taki minister – chciałoby się od razu powiedzieć, tym bardziej, że chodzi o wiedzę absolutnie elementarną.

Facebookowi złośliwcy odpowiednio skomentowali też wyjaśnienie ministra aktywów państwowych, że zaczął on organizowanie wyborów korespondencyjnych, zakładając, że odpowiednia podstawa prawna zostanie ostatecznie uchwalona. Dowcipnisie sugerują tedy, by już teraz posłać tego emisariusza rządu za kraty, bo można zakładać, iż w końcu i tak będzie siedział.

Na razie jednak – w sytuacji, gdy imprezy sportowe zostały zamrożone, krajowa publiczność może chociaż entuzjazmować się pojedynkiem politycznych bokserów wagi ciężkiej. Oto challengerem Jarosława K. okazuje się nagle Jarosław G., który do niedawna reprezentował tę samą stajnię pięściarzy, mających dużo mocniejszy cios z prawej. I oto mistrz ciosów poniżej pasa mierzy się z mistrzem uników, który – jak twierdzą eksperci – jest w stanie wygrać przez KO z nieoczekiwanie tracącym siły przeciwnikiem. Czynione są rekordowe zakłady, jakkolwiek wtajemniczeni poszeptują już teraz, że walka może zostać kupiona...

Wróć