Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Mur milczenia stanie się głośny...

02-12-2015 21:40 | Autor: Tadeusz Porębski
Skargi redakcji tygodnika Passa na umorzenie dochodzenia w sprawie poświadczenia przez Waldemara Geryszewskiego, głównego specjalistę w urzędzie dzielnicy Mokotów, nieprawdy w dokumencie urzędowym spełzają na niczym. Prokuratury mokotowska i okręgowa nie odpowiadają na nasze monity.

We wrześniu ubiegłego roku w „Passie” ukazały się pierwsze publikacje z żądaniem wstrzymania przez prezydent Hannę Gronkiewicz - Waltz wykonania decyzji BGN nr 197/GK/DW/2014 z dnia 26.05. 2014 r. o zwrocie (przyznaniu prawa własności czasowej) spadkobiercom byłego właściciela nieruchomości przy ul. Narbutta 60. Decyzja zawiera bowiem dane, które są sprzeczne ze stanem faktycznym, co powinno czynić ją nieważną z mocy prawa. Akt notarialny sprzedaży - kupna tej nieruchomości został sporządzony w 1947 r. w nader niejasnych okolicznościach. Jednym z elementów tej cuchnącej na odległość korupcją i kryminałem sprawy jest urzędowy dokument wystawiony w 2006 r. przez Waldemara Geryszewskiego, głównego specjalistę w BGN (Delegatura w Dzielnicy Mokotów), w którym w ewidentny sposób poświadcza on nieprawdę. Urzędnik Geryszewski stwierdza mianowicie w urzędowym dokumencie, że "budynek przy ul. Narbutta 60 powstał przed 1945 r.", kiedy w rzeczywistości oddano go do użytkowania w maju 1955 r. Czy Geryszewski pomylił się, czy też działał świadomie na korzyść spadkobierców byłych właścicieli?

To, czy budynek powstał przed wojną czy po wojnie, ma kluczowe znaczenie. Jeśli organ wydający decyzję "zwrotową" przyjąłby datę przed 1945 r., to wtedy poza gruntem spadkobiercy byłego właściciela otrzymaliby gratis także budynek. W sytuacji, kiedy przyjęto by, że ten znakomicie zlokalizowany dom został wybudowany w 1955 r., a więc po wojnie, spadkobiercy musieliby wykupić od miasta 10 mieszkań komunalnych, a to są kwoty idące w miliony złotych. Ponieważ w grę wchodzi mienie komunalne wielkiej wartości i istnieje uzasadnione podejrzenie wystawienia "lewego" dokumentu, czyli poświadczenia nieprawdy (art. 271 kk), uznaliśmy w redakcji, że sprawę powinna zbadać prokuratura. Złożyliśmy stosowne zawiadomienie, załączając dowód w postaci "lewego" dokumentu.

Prokurator rejonowa z Mokotowa zleciła wszczęcie dochodzenia i dokonanie wstępnych czynności wydziałowi dochodzeniowemu KRP II przy ul. Malczewskiego. Sprawą zajęła się sierżant sztabowa Elwira Chodkiewicz. Autor niniejszej publikacji został przesłuchany na okoliczność w charakterze świadka i czekał na rozwój sytuacji. W dniu 29.07. br. pani sierżant wydała postanowienie o umorzeniu dochodzenia "wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu zabronionego". Szokujące jest nie samo umorzenie, co uzasadnienie. Ewidentnie "lewy" dokument urzędowy nie jest w naszym państwie prawa dowodem "dostatecznie uzasadniającym PODEJRZENIE popełnienia czynu zabronionego"? To jaki jeszcze dowód należy przedstawić, aby wzbudził w organach ścigania podejrzenie, że ktoś dopuścił się fałszerstwa?

Jako osoba składająca zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa poprosiłem o możliwość przejrzenia akt sprawy, aby móc złożyć w prokuraturze zażalenie na postanowienie wydane przez sierżant Elwirę Chodkiewicz. Odmówiono mi, argumentując, że nie jestem stroną w sprawie i nie posiadam legitymacji prawnej zarówno do wniesienia zażalenia, jak i przejrzenia akt dochodzenia. W piśmie z dnia 10 sierpnia poinformowałem prokuraturę na Mokotowie, że nie zgadzam się z taką interpretacją art. 306 kpk, ponieważ w dniu 23 lipca br. weszła w życie ustawa z dnia 22 kwietnia 2013 r. o zmianie ustawy – Kodeks postępowania karnego (Dz. U. z 2013 r., poz. 480) - modyfikująca w sposób zasadniczy treść art. 306 kpk w kierunku rozszerzenia uprawnień odwoławczych na niepokrzywdzonych. Do §1 tego artykułu dodano mianowicie pkt. 3 uprawniający do wniesienia zażalenia na odmowę o wszczęciu śledztwa przez osobę wymienioną w art. 305§4 kpk., czyli tę, która złożyła zawiadomienie o przestępstwie.

Od tego dnia zapadła cisza, która mimo upływu ponad trzech miesięcy trwa nadal. Mokotowska prokuratura w ogóle nie odpowiedziała na moje pismo z sierpnia, uznając tym samym dziennikarza stojącego na straży publicznego majątku za natręta.  W dniu 29 września wniosłem więc zażalenie do prokuratury okręgowej w Warszawie. Zbliża się koniec listopada, a stanowisko "okręgówki", sprawującej nadzór instancyjny i służbowy nad postępowaniami przygotowawczymi prowadzonymi przez prokuratorów prokuratur rejonowych, nadal nie jest znane.

Wydaje się, że obie prokuratury przyjęły najbardziej prymitywny sposób obrony, jaki tylko można było wymyślić – uporczywe milczenie i uchylanie się od udzielenia dziennikarzowi odpowiedzi. Jest to postępowanie skandaliczne, potwierdzające zarzuty formułowane od dłuższego czasu przez rządzących obecnie państwem polityków Zjednoczonej Prawicy, że w polskiej prokuraturze źle się dzieje.

Co jest prawdziwym powodem, że prokuratura rejonowa na Mokotowie tak desperacko broni dostępu do akt sprawy obywatelowi będącemu źródłem informacji o nieprawidłowościach, które były przedmiotem umorzonego dochodzenia? Niestety, wobec zmowy milczenia możemy wyłącznie spekulować. Prokuratura chce zapewne ukryć to, że dochodzenie w sprawie poświadczenia przez Geryszewskiego nieprawdy w dokumencie urzędowym prowadzono w sposób niechlujny, a samo umorzenie było przedwczesne. Prowadząca dochodzenie policjantka nie zadała sobie trudu, aby uzyskać dodatkowe dowody na to, że poświadczenie nieprawdy przez mokotowskiego urzędnika nie było dziełem przypadku. A tego rodzaju dowody można zdobyć bez wielkiego wysiłku.

Mamy w redakcji dokument z 1975 r., w którym mgr Józef Uryga, kierownik Wydziału Terenów w urzędzie miasta przy pl. Dzierżyńskiego 3/5, stwierdza, iż "budynek położony przy ul. Narbutta 60 stanowi własność państwa i został wybudowany po 1945 r.". Kolejnym dowodem na to, że Waldemar Geryszewski kręci jest jego pismo z 10.09.1996 r. skierowane do Ministerstwa Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa, w którym kwestię daty wybudowania domu przy ul. Narbutta 60 przedstawia w sposób wyjątkowo mętny: "W Urzędzie Dzielnicy Mokotów nie odnaleziono dokumentów, na podstawie których można ustalić czy budynek przy ul. Narbutta był odbudowywany po roku 1945". Należy zwrócić uwagę na sprytną ekwilibrystykę słowną Geryszewskiego, czyli pominięcie w dokumencie numeru domu (60) oraz użycie słowa "odbudowywany", co ma sugerować, że budynek ten przed wojną istniał, a jest to przecież nieprawda.

Skoro w 1996 r. Waldemar Geryszewski poinformował ministerstwo, iż w mokotowskim urzędzie nie znaleziono dokumentów, na podstawie których można ustalić czy ów budynek był po roku 1945 r. odbudowywany, to na jakiej podstawie 10 lat później poświadczył expressis verbis w innym urzędowym dokumencie (GK-D-IV-3.5-722/6372/18/90/213/06/WG), że "budynek wybudowany został przed 1945 r."? Zarówno prowadząca postępowanie policjantka, jak i prokurator, który nadzorował dochodzenie i zadekretował jego umorzenie, nie zbadali tego wątku. Zapewne dali wiarę gołosłownym zapewnieniom Geryszewskiego, że wszystkiemu winna jest zwykła urzędnicza pomyłka. My w „Passie” nie jesteśmy aż tak łatwowierni i żądamy ponownego, bardziej dokładnego zbadania tej sprawy. Ponieważ prokuratury mokotowska i okręgowa traktują nas niczym natrętów i nie odpowiadają na nasze pisma, a krytyczne publikacje ukazujące się na naszych łamach pomijają milczeniem, zwróciliśmy się do prokuratury apelacyjnej w Warszawie z wnioskiem o wznowienie postępowania w tej sprawie i przekazanie go do realizacji jednej z prokuratur ościennych. Nasz wniosek zostanie wysłany do wiadomości Prokuratora Generalnego.

Sprawę powinna zresztą badać inna prokuratura, bowiem postępowanie prokuratury mokotowskiej jest dwuznaczne i bardzo niepokojące (pospieszne umorzenie dochodzenia mimo widocznego braku zaangażowania w prowadzone postępowanie policjantki z KRP Warszawa II, odmowa wglądu do akt osobie informującej o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, nieodpowiadanie na kierowane do tej prokuratury pisma i nieodnoszenie się do prasowej krytyki), a to może być świadectwem, że możliwości śledcze prokuratorskiego urzędu kierowanego przez panią Małgorzatę Szeroczyńską po prostu wyczerpały się. Tak zwanym rzutem na taśmę zadaliśmy prokurator rejonowej na Mokotowie pytanie w trybie ustawy Prawo Prasowe: "Kto personalnie z Prokuratury Rejonowej Warszawa Mokotów nadzorował prowadzone i szybko umorzone przez sierżant sztabową Elwirę Chodkiewicz z KRP Warszawa II dochodzenie (6Ds.902/15/I) w sprawie "fałszywki" sprokurowanej na terenie urzędu dzielnicy Mokotów?". I znowu cierpliwie czekamy na odpowiedź. Ciekawe, czy instytucja stojąca nominalnie na straży ładu prawnego będzie nadal rżnąć głupa...

Wróć