Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Mrygoń gra w ciuciubabkę

16-03-2016 20:51 | Autor: Tadeusz Porębski
Pan Jerzy Mrygoń, zastępca dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami w Urzędzie m. st. Warszawa, przysłał mi na początku marca dwa pisma. Prawdopodobnie uczynił to z obrzydzeniem, bo dotychczas tak on, jak i jego najwyższa przełożona prezydent Warszawy, w ogóle nie odpowiadali ani na pisma, ani na prasową krytykę.

A gra toczy się o przyszłość lokatorów 9 lokali mieszkalnych w budynku przy ul. Narbutta 60 na Mokotowie, które mają zostać sprzedane spadkobiercom byłych właścicieli. Wszystko to na mocy decyzji wicedyrektora Mrygonia z maja 2014 r. o ustanowieniu na rzecz spadkobierców prawa wieczystego użytkowania gruntu zabudowanego w 1955 r. pięciokondygnacyjnym budynkiem z 14 mieszkaniami. Cztery z nich zostały przez lokatorów wykupione, 10 należy do miasta (1 pustostan) i mają zostać przehandlowane. Co w takim przypadku stanie się z lokatorami, nietrudno przewidzieć – po radykalnej podwyżce opłat czynszowych nałożonych przez nowego właściciela rychło znajdą się na bruku. To standard w Warszawie. 

Zająłem się tą sprawą jesienią 2014 r., ponieważ cuchnie na kilometr. BGN wydało decyzję o zwrocie gruntu pod budynkiem Narbutta 60 na podstawie wypisu (nawet nie oryginału) aktu notarialnego spisanego w styczniu 1947 r. poza kancelarią notarialną, w suterenie zrujnowanego budynku na Mokotowie. Sporządził go osobnik podający się za zastępcę notariusza i posługujący się jego pieczęcią okrągłą, co powinno natychmiast wzbudzić czujność urzędników BGN, bo jest to rzecz niespotykana w notariacie, ale jakoś nie wzbudziło. Wypis różni się od oryginału znajdującego się w Archiwum Akt Dawnych w Milanówku. W decyzji BGN znajduje się zapis niezgodny ze stanem faktycznym, że "akt notarialny został zeznany w kancelarii notarialnej". A przecież został zeznany poza kancelarią, co jest widoczne w jego preambule.

Kolejnym elementem tej pełnej niewiadomych sprawy jest wyjątkowa dbałość mokotowskich urzędników o stan techniczny budynku przy Narbutta 60. Mając od 1999 r. wiedzę, że nieruchomość objęta jest roszczeniem, wpompowali w jego modernizację ponad 250 tys. złotych, choć polityka władz stolicy dopuszcza w takich budynkach przeprowadzanie jedynie bieżących napraw, a remontów wyłącznie w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia mieszkańców. Dom został gruntownie wyremontowany za pieniądze podatników, zadbano nawet o to, by miał nową elewację. Nieodparcie nasuwa się domniemanie, że ktoś w urzędzie chce za nasze pieniądze zrobić dobrze spadkobiercom byłych właścicieli nieruchomości.

Kolejnym dowodem na poparcie takiej tezy jest operat szacunkowy przygotowany na zlecenie urzędu dzielnicy Mokotów w 2013 r. Według tego, za przeproszeniem, dokumentu, nowi właściciele kamienicy mieliby zapłacić budżetowi dzielnicy za 10 mieszkań o łącznej powierzchni 466 mkw. aż... 1.885.090 zł, co oznacza, że metr kwadratowy w jednej z najlepszych lokalizacji Warszawy, w wyremontowanym kameralnym budynku tuż przy stacji metra i Skwerze im. Antoniego Słonimskiego, wyceniono przeciętnie na ok. 4 tys. zł. Lokale mają następujące powierzchnie w metrach kwadratowych: 51.6, 49, 33.1, 49.5, 36.5, 50.5, 49.3, 50.8, 51.4 oraz 38.4. Z punktu widzenia kamienicznika jest to sam miód – 10 mieszkań o średnim metrażu w jednym z najbardziej atrakcyjnych miejsc stolicy państwa.

Mokotowski urząd przyjął operat, uznał więc tym samym wycenę za prawidłową. Urząd jest niczym chorągiewka, bo kiedy nakłada na swoich mieszkańców ciągłe podwyżki z tytułu opłat za użytkowanie wieczyste gruntów, operaty szacunkowe osiągają orbitę okołoziemską. Zakwestionowaliśmy lipny operat dotyczący Narbutta 60, fakt pompowania publicznych pieniędzy w nieruchomość objętą roszczeniem, jak również samą decyzję Mrygonia z maja 2014 r. ze względu na zawarte w niej dane niezgodne ze stanem faktycznym oraz wadę prawną. Naszym sukcesem jest to, że do chwili obecnej decyzja ta nie została zrealizowana. Natomiast liczne doniesienia do prokuratury, zarzucające mokotowskim urzędnikom niegospodarność, polegającą na pompowaniu publicznych środków w budynek objęty roszczeniem, nie spotkały się niestety z zainteresowaniem przedstawicieli mokotowskich organów ścigania. Nie postawiono także zarzutu urzędnikowi z Mokotowa, który w dokumencie urzędowym dotyczącym Narbutta 60 poświadczył nieprawdę. Warto dodać, że do grudnia ubiegłego roku w postępowaniach dotyczących urzędników z Mokotowa uczestniczyła prokurator Katarzyna Rinas, małżonka urzędującego wiceburmistrza tej dzielnicy Krzysztofa Rinasa.

Ta kuriozalna sytuacja wzbudziła duże zainteresowanie posła na Sejm RP z ramienia PiS Pawła Lisieckiego, z którym miałem przyjemność spotkać się w siedzibie partii. W spotkaniu uczestniczyło również troje mieszkańców budynku przy Narbutta 60, ponieważ dotyczyło ono spraw związanych z decyzją o przekazaniu tej nieruchomości spadkobiercom byłych właścicieli. Rozmowa trwała prawie dwie godziny i była bardzo owocna. Poseł Lisiecki okazał się człowiekiem konkretnym, kompetentnym w tego typu sprawach i wyjątkowo otwartym na obywatela. Przyznam, że było to dla mnie spore zaskoczenie, albowiem moje dotychczasowe kontakty z posłami to było czcze gadanie i ukradkowe spoglądanie na zegarek. Można się spodziewać, że poseł PiS wniesie interpelację do ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego z prośbą o wnikliwe przyjrzenie się sprawie Narbutta 60.

Wypada mi jeszcze odnieść się do dwóch pism przysłanych ostatnio do redakcji przez wicedyrektora Mrygonia. Pierwsze informuje mnie o przekazaniu burmistrzowi dzielnicy Mokotów oraz stołecznemu biuru kontroli i audytu mojego wniosku w sprawie niezasadnego remontu budynku mieszkalnego przy ul. Narbutta 60. W piśmie tym wicedyrektor donosi mi także, iż jego decyzja z maja 2014 r. o ustanowieniu prawa wieczystego użytkowania gruntu pod tym budynkiem na rzecz spadkobierców byłych właścicieli nie została do chwili obecnej zrealizowana. W drugim piśmie gra ze mną po prostu na zwłokę, prosząc m. in. "o wskazanie interesu prawnego lub obowiązku, z którego wywodzę przymiot strony niniejszego postępowania" (mój wniosek o wstrzymanie wykonania decyzji z maja 2014 r. i skierowanie jej do ponownego rozpatrzenia).

Odpowiadam publicznie: Przezacny Panie Wicedyrektorze Jerzy Mrygoniu! Mój interes prawny to działanie na rzecz obrony interesu społecznego i przestrzegania zasad praworządności w państwie. Skierowałem do pana zwierzchniczki Hanny Gronkiewicz - Waltz już 3 pisma (ostatnie w dniu 16.02.2016 r.) domagające się wstrzymania realizacji oraz uchylenia pańskiej decyzji i podałem na tę okoliczną wystarczającą liczbę dowodów, więc nie żądaj pan ode mnie przeprowadzenia kolejnego postępowania dowodowego w sprawie. Nie przerzucaj pan na mnie własnych obowiązków wynikających z art. art. 75-88 kpa. Moim zadaniem jest informowanie społeczeństwa i władzy o stwierdzonych nieprawidłowościach, zadaniem urzędu zaś możliwie szybkie i rzetelne odniesienie się do nich, a nie gra z dziennikarzem w ciuciubabkę. Zresztą, mogę przedstawić panu następny dowód na to, że pańska decyzja z maja 2014 r. obarczona jest wadą: nie przywołał pan w niej podstawy prawnej, na mocy której zamierza pan zbyć spadkobiercom byłych właścicieli 10 lokali komunalnych w budynku Narbutta 60.

Wróć