Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Mózgów pranie nie ustanie?

19-12-2018 21:46 | Autor: Tadeusz Porębski
Jestem nieustannie dręczony przez reklamy. Zresztą, jak większość ludzi na naszej planecie. W odniesieniu do zatruwających nasze mózgi telewizyjnych spotów reklamowych udręka to jak najbardziej właściwe słowo. Wszechstronnie wykształceni na powstających niczym grzyby po deszczu kierunkach spece od PR, używając coraz to nowych, nie zawsze dozwolonych technik manipulacji, starają się coraz głębiej gmerać w naszych głowach.

Niestety z powodzeniem. Obserwuję ze zgrozą jak z roku na rok obniża się świadomość naszego społeczeństwa. Zanika czytelnictwo, młodzież posiada wiedzę głównie internetową, a telewizyjne fałszujące rzeczywistość seriale i sitcomy biją rekordy oglądalności. Kiedy TVP triumfalnie poinformowała, że program "Rolnik szuka żony” zanotował rekordowy wynik i miał o 700 tys. widzów więcej niż "Taniec z Gwiazdami", opadły mi ręce. Spragniona sensacji, zdrad, rozwodów, chorób, wypadków, a przede wszystkim intryg wielomilionowa tłuszcza zasiada o oznaczonej godzinie przed telewizorem, chłonąc podaną im lekkostrawną papkę.

Średnia oglądalność przygód rodziny Boskich w serialu "rodzinka.pl" wyniosła 1,4 mln osób, co dało TVP 2 trzecie miejsce na rynku i zyski z reklam na poziomie 12,2 mln złotych. Szefom Publicznej zyski przysłoniły misję. W corocznych raportach KRRiTV z działalności mediów publicznych łatwo można dostrzec różnice między zapisami w tym dokumencie a rzeczywistością. Jako oglądacz telewizji z tytułu uprawianego zawodu (gdybym był np. pasterzem, robotnikiem lub piekarzem, wyrzuciłbym odbiornik przez okno) twierdzę z całą stanowczością, że TVP nie realizuje żadnej szczególnej misji, poza oczywiście misją komercyjną. Programy typowo misyjne nierzadko emitowane są po północy lub w okolicach godziny 13 w dni powszednie. TVP realizuje więc swoją misję tylko w teorii, zaliczając do misji programy typu "Gwiazdy tańczą na lodzie" i "Jaka to melodia", czyli klasyczne programy rozrywkowe, do tego, spójrzmy prawdzie w oczy, niskich lotów.

Obejrzałem kiedyś fragment jednego odcinka sagi rodziny Boskich, bo a nuż uczą tam czegoś naszą wspaniałą młodzież (zachowań, pięknej polszczyzny, szacunku do rodziców i osób starszych, etyki, etc.), a ja stawiam się w roli ramola krytykującego wszystko i wszystkich. To, co zobaczyłem, wstrząsnęło mną do głębi. Młodzi komunikują się półsłówkami, przypomina to mowę jaskiniowców, w domu bajzel, patrzę, a tu buty sportowe stoją.. na stole. Rzecz jasna markowe, czyli mamy do czynienia z chamskim i nachalnym lokowaniem produktu, co dawniej nazywano po prostu kryptoreklamą. Jeśli ten zagrany na poziomie kukiełkowego teatrzyku gniot ma choć w jednym procencie cokolwiek wspólnego z misją Publicznej, to ja jestem gwiazdą baletu.

Ale nawet debilne seriale i sitcomy to telewizyjne arcydzieła w porównaniu z "rozrywką", którą w porze największej oglądalności serwuje Polakom kilka stacji telewizyjnych. Chodzi o tzw. wieczory kabaretowe. Lud ogląda je i kona ze śmiechu, choć mnie od kretyńskich, często z długą brodą dowcipów zaczyna szczypać w pewnej części ciała. Dziennikarka tygodnika "Polityka" Aneta Kozioł twierdzi w artykule "Kabarety jak berety", że tylko zloty kabaretów, obok gal disco polo i występów uzdrawiaczy, są w stanie wypełnić kilkutysięczne widownie zbudowanych lub odnowionych za unijne środki hal i amfiteatrów w całej Polsce. Transmisje kabaretonów mają ponaddwumilionową oglądalność, choć realizują model festynowo-weselny. Publicystka przemyca między wierszami własną tezę, że kabarety są odzwierciedleniem polskiego społeczeństwa, które jest prostackie, a najlepiej czuje się w festynowej scenerii.

Zatoczyliśmy koło i powracamy do meritum. Ocean manipulujących nami reklam oraz telewizyjnej bylejakości zrobiły swoje. Pozwalamy specom od PR, wyszkolonym cwaniaczkom - manipulatorom, prowadzić się niczym owce na rzeź. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, więc szturm do wnętrza naszych głów wzmógł się tysiąckrotnie – wszechobecne spoty promujące wszystko, od majtek i pampersów, poprzez pachnące pomady, na żarciu kończąc. By nas omamić i nakłonić do zakupu konkretnej rzeczy często używa się niedozwolonych narzędzi. Jakich? Na przykład przekazu podprogowego. Percepcja podprogowa to oddziaływanie na mózg informacji bez świadomości ich spostrzegania. Dotyczy to bodźców wzrokowych lub słuchowych, które trwają zbyt krótko, aby mogły zostać świadomie zarejestrowane (w przypadku percepcji wzrokowej oznacza to bodźce trwające krócej niż 0,04 sekundy), ale są rejestrowane w pamięci nieświadomie.

Najlepszym przykładem takiej manipulacji jest słynny spot Beaty Szydło "Dzieci to nie koszt, ale inwestycja", który promował projekt PiS dotyczący przyznawania 500 zł na dziecko. Kilkakrotne obejrzenie tego arcydzieła PR daje właściwie pewność, że został tam zastosowany przekaz podprogowy. Bardzo szybkie zdjęcia i krótkie ujęcia twarzy Donalda Tuska na tle jakiegoś biednego dziecka. Zdjęcia występują na tzw. "przenikach". Pierwszą część materiału zmontowano z krótkich fragmentów wypowiedzi Ewy Kopacz i Tuska. Na ich tle pojawia się napis "900 tys. dzieci w skrajnym ubóstwie". Wkrótce okazało się, że pokazane w spocie "biedne dzieci" nie są polskie. Inną techniką manipulacji było pokazanie premier Ewy Kopacz w barwach czarno-białych, co miało dowodzić, że Polska to głód, smród, nędza i ubóstwo. Za moment widzimy rozwiązanie problemu – świat w pięknych barwach i pani Beata Szydło w otoczeniu uszczęśliwionych dzieci. Nie dajcie się zatem nabierać na spoty reklamowe, obywatele, bo większość z nich ma za cel rozmiękczenie waszych mózgów.

A teraz z zupełnie innej beczki. We wtorek 18 grudnia świętował swoje 75. urodziny pan Keith Richards, współzałożyciel kultowej kapeli rockowej The Rolling Stones, jeden z najwybitniejszych gitarzystów wszech czasów. Składając hołd rockowej ikonie, zadajemy sobie (może niezbyt stosowne w tych okolicznościach) pytanie, jak to się stało, że facet, który przez całe dorosłe życie nie stronił od narkotyków, papierosów i alkoholowych libacji, mógł w zdrowiu dożyć tak sędziwego wieku? Podkreślam: w zdrowiu, bo pan Richards nadal występuje na scenie popijając od czasu do czasu "z gwinta" whisky, którą ma niezbyt subtelnie ukrytą przed publiką przeważnie za bębnami Charlie'go Wattsa. Na to pytanie próbowały odpowiedzieć najtęższe głowy dziennikarskie, socjologiczne i medyczne, ale nie dały rady. Przede wszystkim próbowano dociec jakim cudem pan Richards przeżył lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku, kiedy w środowisku muzyków rockowych narkotyki spożywało się praktycznie na śniadanie, obiad i kolację, a często także na podwieczorek.

To właśnie wtedy sami uśpili się między innymi Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison z The Doors, Brian Jones, koleżka pana Richardsa z The Rolling Stones i setki innych, bardziej lub mniej uzdolnionych muzyków. A on trwał na scenie niczym opoka ze spiżu, której nic się nie ima, mimo że został wówczas umieszczony na czubku osławionej Listy 27, która praktycznie co miesiąc poszerzała się o kolejne nazwiska gwiazd sceny i ekranu. "Przez 10 lat byłem na czele listy pierwszych do grobu i bardzo rozczarowało mnie, gdy spadłem z jedynki" – ubolewał rockman ze spiżu w wywiadzie udzielonym dziennikarzowi czasopisma Melody Maker. Twierdzi, że od 2006 r., kiedy to podczas urlopu spędzanego na należącej do archipelagu Fidżi wyspie Wakaya spadł z palmy i ledwo przeżył, nie bierze już kokainy. Natomiast chwali się dziennikarzom, że nadal z upodobaniem pali marihuanę. Po jaką cholerę wdrapywał się na palmę, nie wiadomo. Czyżby atawizm?

Pan Keith Richards jest wielokrotnym milionerem i osobą publiczną, a mimo to nie poddał się obowiązującej w show biznesie modzie i nie zdecydował się operację plastyczną twarzy, choć jego koszmarne oblicze z powodzeniem mogłoby zostać użyte na cukiernicy, by odstraszać dzieci od nadużywania cukru. Może dlatego reżyser Rob Marshall zaangażował go do trzeciej części amerykańskiej serii przygodowej "Piraci z Karaibów" zatytułowanej "Na nieznanych wodach". Pan Richards zagrał rolę kapitana Teague`a, ojca tytułowego bohatera Jacka Sparrow. Jako aktor sprawił się pysznie, o wyglądzie zewnętrznym postaci kapitana Teague`a nie ma co pisać, ją trzeba obejrzeć. Simon Schama, brytyjski profesor historii i historii sztuki na Columbia University w Nowym Jorku, podjął się swego czasu dokonania oceny fizjonomii wybitnego muzyka: "Twarz Keitha Richardsa mówi więcej o XX stuleciu niż jakiekolwiek dokumenty".

Wesołych Świąt!

Wróć