Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Może się nauczmy od Szwedów?

09-09-2020 20:59 | Autor: Tadeusz Porębski
Kilkakrotnie pisałem o moich wątpliwościach, co tak naprawdę kryje się a ogólnoświatową sraczką wywołaną przez wirus grypy Corona. Pisałem m. in., że od zawsze mam zaufanie do Skandynawów, ponieważ jest to lud światły, zdyscyplinowany i kierujący się przede wszystkim pragmatyzmem. W Danii szybciutko opanowano panikę wywołaną przez Covid-19 i życie dawno wróciło do normy. W Szwecji nie posunięto się do izolacji społeczeństwa, obowiązuje jedynie wydany w formie ustnej oficjalny zakaz rządu grupowania się powyżej 50 osób. Na szwedzki rząd posypały się słowa totalnej krytyki o narażanie, lekceważenie i cholera wie jeszcze o co.

Szwedzi niewiele sobie robili z krytyki i jak to oni podeszli do problemu nader pragmatycznie, nie ukrywając brutalnej prawdy, iż gospodarka jest dzisiaj równie ważna jak zdrowie. Szwedzki rząd uznał, że liczba samobójstw po utracie dochodów i w wyniku recesji oraz inflacji może być dużo większa niż liczba zmarłych na Covid-19. Aby nadać rządowej koncepcji spójne ramy skrupulatnie wyliczyli, że koronawirusem może zakazić się 1 procent populacji, czyli nieco ponad 100 tysięcy osób, a do szpitali trafi 17 tysięcy, z czego 5 tysięcy będzie potrzebować intensywnej opieki. Model szwedzki walki z epidemią to tzw. odporność stada na wirusa. Pojęcie to powstało na bazie obserwacji i polega na tym, że obecność w populacji osób uodpornionych przeciwko danej chorobie zmniejsza prawdopodobieństwo zachorowania na tę chorobę również osób nieuodpornionych. Nie mogąc rozprzestrzeniać się pośród osób na niego uodpornionych, patogen nie dociera do osób nieuodpornionych.

Wszystko wskazuje na to, że świat już wkrótce będzie powielał szwedzki model. Okazuje się bowiem, że Szwecja odnotowała ostatnio znikomy przyrost nowych przypadków. Główny epidemiolog kraju poinformował pod koniec sierpnia, że w kraju obserwuje się bardzo pozytywny trend spadkowy rozwoju koronawirusa. Ponoć krzywe opadają i są już bliskie zeru. Wygląda na to, że w pewnym stopniu udało się w tym kraju wyhamować pandemię, choć końcowego sukcesu jeszcze odtrąbić nie można.

Bardzo ciekawe są ostatnie dane dotyczące szwedzkiej gospodarki. Otóż w pierwszym kwartale br. w porównaniu do pierwszego kwartału 2019 r. wzrost szwedzkiego PKB wyniósł 0,5 proc. Później miało być gorzej, ale coraz więcej sygnałów świadczy o tym, że gorzej nie będzie, a wręcz przeciwnie. Ekonomiści prognozują, że PKB Szwecji skurczy się w tym roku tylko o 2,5 proc., mimo że wcześniej prognozowano 7,5 proc. Neil Shearing, główny ekonomista Capital Economics, ocenia, że Szwecja będzie miała dzięki swojemu podejściu do pandemii niezaprzeczalną przewagę nad innymi gospodarkami. W porównaniu na przykład do Wielkiej Brytanii czy Włoch, gdzie spadki gospodarki wyniosą nawet 25 do 30 proc. za pierwsze półrocze 2020 r., rokowania dla szwedzkiej gospodarki zapowiadają się rewelacyjnie. Szwedzki model podpatrywany jest przez coraz więcej krajów świata i ma coraz więcej zwolenników. Profesor Gigi Foster z Uniwersytetu New South Wales (Australia) jest zdania, że Australia powinna pójść śladem Szwecji i przerwać wyniszczające ją blokady.

A teraz opowiem o polskim modelu walki z wirusem Corona, który jest kompletną fikcją. Przytaczam tylko jeden przykład, który znam z autopsji. Jest ich pełno na każdym kroku. W marcu NFZ wysłał mnie na trzytygodniową kurację rehabilitacyjną do 22. Wojskowego Szpitala Uzdrowiskowo – Rehabilitacyjnego w Ciechocinku. Miałem bardzo dobrą opinię o tej placówce – bogata i nowoczesna baza zabiegowa, profesjonalny personel, etc. Aliści moja opinia uległa diametralnej zmianie, kiedy dyrekcji szpitala przyszło zmierzyć się z poważnym zagrożeniem w postaci koronawirusa. W wielu sąsiednich sanatoriach zamontowano przy recepcjach bariery i szyby ograniczające kontakt personelu z kuracjuszami, zamontowano też mnóstwo dozowników z płynami do dezynfekcji, co 3 godziny przecierano poręcze przy schodach i kilka razy dziennie kabiny wind.

U nas przez 9 dni pobytu nie zaobserwowałem, by choć raz przetarto poręcze, bądź zdezynfekowano windy. Na całej długości łącznika pomiędzy budynkiem głównym i bazą zabiegową pod ścianami zalegały kłęby kurzu, tzw. kotów, które są siedliskiem wszelkich zarazków, m.in. groźnych dla zdrowia roztoczy. Aby zabezpieczyć dyrektorskie tyłki, komendantura szpitala wydała zakaz opuszczania przez kuracjuszy obiektu, co niby miało nas chronić, a w rzeczywistości było czymś w rodzaju przysłowiowego kadzidła dla umarłego. W swojej niezmierzonej mądrości dyrekcja uznała, że wychodząc do sklepu po owoce, słodycze, czy wodę, będziemy stwarzać większe zagrożenie zakażeniem, niż ponad 100 osób personelu codziennie przyjeżdżającego do pracy z zewnątrz, odwiedzającego popołudniami sklepy, obcującego z dziećmi i pracującego z nami bez rękawiczek i masek. W życiu nie widziałem większej bzdury.

Wściekłem się nie na żarty. Bezprawnie pozbawiono mnie i innych wolności, a trzeba wiedzieć, że w odróżnieniu od innych sanatoriów w potężnym 22. WSZUR nie ma sklepiku, gdzie można by zakupić najpotrzebniejsze artykuły, a kawiarnia została natychmiast zamknięta. Tak jest zresztą do dzisiaj. By nie pić wody z kranu i nie narażać zdrowia, przerwałem kurację. W lipcu zadzwonili do mnie, pytając, czy nie zachciałbym wykorzystać 11 dni pobytu, z których w marcu zrezygnowałem. Akurat byłem po artroskopii stawu kolanowego, więc zechciałem. Jako kuracjusza skierowanego przez NFZ zmuszono mnie do wykonania testu antywirusowego (wymazu) na tydzień przed przyjazdem. Wynik był negatywny. Przyjeżdżam do Ciechocinka, rejestruję się u opatulonej w strój ochronny pielęgniarki i słyszę, że na pobyt przyjmowani są także pacjenci prywatni, pełnopłatni z zewnątrz. Zastrzygłem uszami i pytam, czy pełnopłatni, podobnie jak my z NFZ, także mają obowiązek okazać się testem wymazowym. Pielęgniarka udała głuchą, co od razu wzbudziło moją czujność. Wrzasnąłem więc głośno, by usłyszała moje pytanie.

Odpowiedź zwaliła mnie z nóg. Pełnopłatnym wystarczy test kasetkowy. Co to oznacza? Ano to, że wśród pełnopłatnych mogły znajdować się osoby zakażone. W przypadku testu kasetkowego bowiem (krew pobierana jest z palca) ujemny wynik nie wyklucza przebiegu infekcji. Dlatego badanie nie jest w stanie dać pełnej odpowiedzi na pytanie, czy pacjent był lub jest zakażony. Dyrekcja 22. WSZUR wymaga od kuracjuszy skierowanych przez NFZ przejścia testu wymazowego, każe się ludziom dusić w maseczkach, a jednocześnie dla zysku przyjmuje osoby z zewnątrz nie posiadające testów, bo test kasetkowy – jak wyżej – to żaden test. Dla paru nędznych złotych naraża się ludzi zdrowych, po testach wymazowych, na kontakt z potencjalnymi nosicielami wirusa Corona. To jest właśnie ta fikcyjna walka z pandemią w naszym kraju. A poddaje się krytyce dancingi organizowane na wolnym powietrzu w ciechocińskiej restauracji „Zdrojowa”. To nie tam, na świeżym powietrzu, czai się największe niebezpieczeństwo, lecz w zamkniętych pomieszczeniach sanatoriów, gdzie dla zysku miesza się kuracjuszy zdrowych z osobami z zewnątrz, które nie przechodzą testów wymazowych.

A propos 22. WSZUR. Ten kiedyś znakomity szpital wyraźnie schodzi na psy. Mija pół roku, a jedyna kawiarnia na terenie obiektu nadal jest zamknięta. Nadal nie ma lokalnego sklepiku z „mydłem i powidłem”. Pandemia wymaga od menedżerów wzmożonej kreatywności, bo sytuacja jest wyjątkowa. Niestety, kreatywność w tym szpitalu od dawna nie mieszka. Dyrektorzy nie wpadli nawet na prosty pomysł, by na parterze budynku zamontować automaty z kawą, napojami i słodyczami. To najprostsze rozwiązanie wydaje się być dla nich wyjątkowo skomplikowane. Okulawieni starzy ludzie zmuszeni są odbywać wycieczki do miasta, by kupić napoje, owoce, czy coś słodkiego. Może pani Aurelia Ostrowska, dyrektorka Departamentu Zdrowia w MON, powinna baczniej przyjrzeć się 22. WSZUR i tamtejszej dyrekcji, wyznawcom słynnego filmu „Wystarczy być”? Może czas na zmiany?

Wróć