Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

MORDORcy zdrowego rozsądku szukają ratunku

09-03-2016 22:53 | Autor: Maciej Petruczenko
Mądry ratusz po szkodzie. Najpierw władze Warszawy dopuściły do wprost szaleńczej zabudowy dawnego Służewca Przemysłowego potężnymi biurowcami, tworząc tzw. Mordor, by dopiero po stworzeniu tam komunikacyjnego kotła, zabrać się do tworzenia niezbędnej infrastruktury. Urzędników, którzy latami powoływali się na przepisy zmuszające ich do wydawania pozwoleń na budowę, gnałbym nagich po śniegu i batożył.

W stanie wyższej konieczności nie można bowiem udawać idioty i czekać z założonymi rękami. Gdy dojdzie do wypadku drogowego i trzeba natychmiast udzielić pomocy jego ofiarom, każdy porządny człowiek robi od razu co może, chociaż nie ma kwalifikacji lekarza, ratownika sanitarnego, strażaka czy policjanta. Tymczasem w ciasnym zakątku pomiędzy Wołoską, Konstruktorską, Suwak i Marynarską stworzono biurowy obóz koncentracyjny ze szczególnym miejscem kaźni na skrzyżowaniu ulic Postępu i Domaniewskiej – a wszystko, jak twierdzą wielkorządcy Warszawy – zgodnie z prawem.

Jeśli tak, to od razu przypomnę, że esesmani prowadzący więźniów do komór gazowych w niemieckich obozach koncentracyjnych również tłumaczyli się potem w tak prosty sposób: myśmy działali zgodnie z regulaminem, wykonując tylko rozkazy. Dziwnym trafem niezapomniany prezydent przedwojennej stolicy Stefan Starzyński myślał zupełnie inaczej niż dzisiejsi zarządcy miasta. I on właśnie pomyślał o tworzeniu publicznych zasobów mieszkaniowych, o zarezerwowaniu korytarza pod arterię, która powstała po latach jako Trasa Łazienkowska, o wykupie Lasu Kabackiego, iżby służył celom społecznym, o przyznaniu klubom sportowym gruntów pod budowę stadionów. Taką politykę prowadzili zresztą już jego poprzednicy. Obecni włodarze zdążyli natomiast zniszczyć ogromną część sensownego przedwojennego zagospodarowania, które przecież i tak było tylko pierwszym krokiem do uczynienia z Warszawy nowoczesnego miasta, bo obszar nędzy i zacofania był jeszcze wtedy zastraszający.

Zachłyśnięcie się nowymi możliwościami inwestycyjnymi, jakie pojawiły się w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, doprowadziło do chaotycznej zabudowy, której niespójność architektoniczna wołała od początku o pomstę do nieba. Gdzie by tu jeszcze wsadzić plombę, panowie? – zastanawiali się inwestorzy, a deweloperom pozwalano na bezkarne stosowanie zasady: po nas choćby potop. Czyli: my sobie postawimy mieszkaniowe zbiornikowce, a o kwestie dojazdu i parkowania niech już miasto się martwi. I dlatego między innymi w niewłaściwej kolejności uruchamiano inwestycje w Miasteczku Wilanów, zaś zaplanowany na Kabatach Zielony Ursynów okazał się w końcu przykładem typowo śródmiejskiej zabudowy, w której mamy wyłącznie beton i asfalt oraz wiejską dróżkę do Lasu Kabackiego.

Władze miasta dopiero teraz poszły po rozum do głowy i ogłosiły listę najpilniejszych inwestycji. O dziwo, jako zadanie numer jeden wyznaczono modernizację toru łyżwiarskiego Stegny. To na pewno potrzebny krok, lecz przypomnę, że zdecydowano się nań ostatecznie, gdy pełniący jeszcze funkcję premiera Donald Tusk obiecał naszemu niespodziewanemu mistrzowi olimpijskiemu w łyżwiarstwie szybkim Zbigniewowi Bródce, że tor na Stegnach zostanie wreszcie dla potrzeb wyczynowych panczenistów zadaszony. Mieszkańcy Warszawy nie pisali akurat ponaglających petycji do premiera lub do pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz w sprawie doinwestowania Stegien, bo mają pilniejsze potrzeby. Niemniej pełne zagospodarowanie zimowego kompleksu przy ul. Sikorskiego pod kątem kilku dyscyplin ma jak najbardziej sens, tylko że nie informuje się publiczności, iż już w roku 2006 znany specjalista architektury sportowej prof. Wojciech Zabłocki wygrał konkurs ogłoszony przez WOSiR i stworzył ciekawy projekt rozbudowy toru, biorąc za to pieniądze. Miasto jednak wolało opłacić innego projektanta, wierząc, że da się zaprojektować coś o wiele tańszego w realizacji. Podobno projektant został wybrany już bez konkursu, ale i tak wszystko byłoby cacy, gdyby nie to, że nowy minister sportu nie zgodził się na opłacenie połowy kosztu inwestycji. No i tak można w nieskończoność: dookoła Wojtek, czyli obchodząc profesora Zabłockiego z daleka, żeby przypadkiem nie przypomniał, jak to było z projektem.

A zdaniem profesora, można by zagospodarować tereny toru w trybie partnerstwa publiczno-prywatnego, tworząc na obrzeżach obiektu galerię handlową, która w tamtym miejscu na pewno by się przydała. Przykładem takiego – dobrze już sprawdzonego rozwiązania – jest londyńska hala O2, zbudowana w związku z igrzyskami olimpijskimi 2012. Taką samą receptę warto zastosować przy tak upragnionej przez lekkoatletów budowie nowego stadionu tartanowego Skry. Zabłocki już opracował odpowiedni projekt, tylko że wokół tej inwestycji wciąż mamy albo skakanie sobie do oczu, albo  zmowę milczenia i zamiast konkretnych planów dostajemy li tylko ogólnikowe deklaracje. A pragnąca trenować młodzież – eksmitowana między innymi ze stadionów Legii, Spójni, Warszawianki, Polonii, Sarmaty i Gwardii – cierpliwie czeka...

Warszawa i tak bardzo się zmieniła na korzyść po wybudowaniu dwóch linii metra i przeprowadzeniu pierwszego odcinka paraobwodnicy. Negatywne skutki wybudowania Mordoru mają być złagodzone poprzez przedłużenie ul. Woronicza do Żwirki i Wigury oraz ulicy Suwak, która łączyłaby Woronicza z Cybernetyki, przechodząc po Marynarską. Planuje się też łączność tramwajową Służewca z Dworcem Południowym, gdzie czeka na pasażerów metro Wilanowska. A czy nie warto było kiedyś wykorzystać dawnego pomysłu prof. Lecha Królikowskiego i zbudować odnogi metra na lotnisko, wyznaczając po drodze stację Służewiec? Nie tylko takie pytanie warto by zadać włodarzom stolicy, serwującym nam dzisiaj poprawkową musztardę po inwestycyjnym obiedzie.

Wróć