Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Mistrzowie świata w zacieraniu śladów zbrodni

16-02-2022 22:14 | Autor: Tadeusz Porębski
Mówi się potocznie o trzech historycznych austriackich kłamstwach – że Mozart był Austriakiem, Hitler był Niemcem, a w czasie II wojny światowej Austria była okupowana przez niemiecką III Rzeszę. Przekłamywania historii nad Dunajem jest dużo więcej. Do dziś Austria uporczywie i wbrew historycznym faktom podpiera się tzw. doktryną pierwszej ofiary, która pojawiła się w 1943 r. w deklaracji moskiewskiej. Alianci uznali wówczas, że Austria była pierwszą ofiarą agresji hitlerowskiej.

Po wojnie austriaccy politycy świadomie i bezkrytycznie nawiązywali do moskiewskiej doktryny. Była to przemyślana strategia polityczna i mit ten pozwolił skonsolidować austriackie społeczeństwo. Wybrano drogę zapomnienia i myślenie, że Austria nie miała z nazizmem nic wspólnego: „Nie mówmy o II wojnie światowej za głośno, a najlepiej nie mówmy w ogóle”. Prawda jest jednak zupełnie inna, a widać ją jak w soczewce choćby na zdjęciach z marca 1938 r. A zdjęcia mówią więcej niż tysiąc słów. Przeważająca większość Austriaków powitała Anschluss z zachwytem. Na cześć Adolfa Hitlera wiwatowało na Heldenplatz w Wiedniu ponad 200 tys. osób, a jego przejazd z Linzu do stolicy Austrii trwał ponad 4 godziny – wzdłuż trasy przejazdu kolumny samochodów zgromadziły się nieprzebrane tłumy, by w euforii witać wodza.

Tak więc doktryna, jakoby Austria była pierwszą ofiarą Hitlera podczas II wojny światowej, jest brednią, którą należy wyśmiać. Ten zamożny kraj do dzisiaj nie rozliczył się z nazistowską przeszłością. Warto wiedzieć, że teren byłego placu apelowego w austriackim obozie koncentracyjnym Gusen został wpisany do austriackiego rejestru zabytków dopiero w 2016 r. Po wojnie obszar ten błyskawicznie sprywatyzowano, a ślady po obozie koncentracyjnym niemal całkowicie zatarto. Jednak prawda o austriackim nazizmie ma także drugie dno, o wiele bardziej ponure i krwawe. To udział obywateli tego kraju w nakręcaniu antysemityzmu i bezpośredni udział w realizacji ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, co zapoczątkowało Holocaust. Czy można pominąć fakt, że Adolf Hitler, pomysłodawca zagłady narodu żydowskiego, był de facto Austriakiem z urodzenia? Dzisiaj Austriacy uważają go za Niemca, co jest półprawdą. Gdzie wódz połknął bakcyla antysemityzmu? Właśnie w Austrii, konkretnie we Wiedniu, gdzie spędził młodość.

Antysemityzm Austriaka Hitlera

W „Mein Kampf” pisał: „Judaizm wiele stracił w moich oczach, kiedy w Wiedniu poznałem przejawy jego działalności w prasie, literaturze i dramatopisarstwie. Ta zaraza, która została wszczepiona naszemu narodowi, była gorsza niż czarna śmierć”. Nienawiść do Żydów, wyniesiona z czasów wiedeńskich, przekształciła się w obsesję. W styczniu i wiosną 1939 r. wódz darł się na posiedzeniach Reichstagu: „Krwiopijcy o haczykowatych nosach, posłańcy nicości i ukrywający się w cieniu kuglarze, którzy z ekonomii uczynili hazard, muszą zniknąć z powierzchni ziemi… Przez wiele stuleci Niemcy wykazywały się dobrocią, przyjmując do siebie te elementy, mimo że Żydzi nie mieli nic oprócz zakaźnych idei politycznych i chorób. To, czym dysponują dzisiaj, w ogromnym stopniu zdobyli kosztem narodu niemieckiego, za pomocą najbardziej haniebnych manipulacji... W czasie mej walki o władzę, naród żydowski zareagował śmiechem na moje proroctwa, iż pewnego dnia stanę na czele państwa i rozwiążę między innymi problem żydowski. Sądzę, że od tamtego dnia ów odrażający śmiech Żydów uwiązł im w gardle. Dziś pragnę znów być prorokiem: jeśli międzynarodowa finansjera żydowska jeszcze raz pogrąży narody w wojnie, skończy się to zagładą rasy żydowskiej w Europie!”.

Wystąpienia Hitlera świadczą o tym, że obciążał żydostwo za wywołanie I wojny światowej i światowego kryzysu w 1929 r., według jego wizji Żydzi byli największym złem tego świata. Zatem to Wiedeń, stolica Austrii, jest miejscem narodzin Adolfa Hitlera – wizjonera przeświadczonego o nadanej mu przez Opatrzność misji zgładzenia Żydów i uczynienia z narodów germańskich, do których oczywiście zaliczał Austriaków, narodu panów i nadludzi (Übermenschów). Anschluss nie był więc wyłącznie kwestią polityczną i militarną, ale przede wszystkim rasową. Wódz doskonale wiedział, że bracia Germanie z Austrii będą chętnie służyć mu pomocą w realizacji dziejowej misji. I nie pomylił się. Otrzymał od Austriaków gigantyczne wsparcie, m. in. od takich fanatyków – wykonawców jak Franz Stangl, komendant obozów zagłady w Treblince i Sobiborze, Siegfried Seidl, komendant obozu koncentracyjnego w Terezinie, czy Martin Weiss, komendant obozów koncentracyjnych Majdanek i Dachau.

Adolf Eichmann i inni zbrodniarze

Hitler – w ramach tzw. ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej – zaplanował wymordowanie wszystkich europejskich Żydów w liczbie 11 milionów. Do zrealizowania tak gigantycznego przedsięwzięcia potrzebował fanatycznych nazistów. Znaleźli się m. in. w Austrii. Adolf Eichmann, architekt Holocaustu, główny koordynator i wykonawca planu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, był Austriakiem. Jego zastępca Alois Brunner to rodowity wiedeńczyk. Franz Stangl – Austriak, jeden z głównych wykonawców Holocaustu, za jego komendantury w Treblince i Sobiborze zgładzono w tych obozach ponad 800 tys. Żydów. Jego poprzednik na tym stanowisku Irmfried Eberl – austriacki lekarz, jeden z głównych wykonawców zbrodniczej akcji T4, popełnił samobójstwo w amerykańskim areszcie. Podobnie skończył Odilo Globocnik, przełożony Franza Stangla – austriacki nazista, jeden z głównych organizatorów i wykonawców Zagłady Żydów w Polsce.

Jeśli do tego „zacnego” grona dodamy Amona Götha, austriackiego komendanta obozu koncentracyjnego w Płaszowie oraz likwidatora gett żydowskich w Krakowie i Tarnowie (jeden z bohaterów oscarowego filmu „Lista Schindlera”) Ariberta Heima – austriackiego lekarza, działającego w obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen, nazywanego przez więźniów „Doktorem Śmierć” ze względu na wyjątkowy sadyzm; Ernsta Kaltenbrunnera – wiedeńskiego adwokata, od 1943 r. szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA); Franza Kutscherę – austriackiego dowódcę SS i Policji na District Warschau, zwanego „Katem Warszawy”; Franza Reichleitnera – Austriaka, ostatniego komendanta obozu zagłady w Sobiborze, czy Otto Wächtera – prawnika z Wiednia, gubernatora dystryktów krakowskiego i Dystryktu Galicja, odpowiedzialnego za eksterminację ludności żydowskiej na terenie podległych sobie dystryktów – narodzi się pytanie: czemu środowiska żydowskie na Zachodzie pozwoliły Austriakom zamieść pod dywan zbrodnie przeciwko swoim rodakom dokonane przez obywateli tego państwa.

Zamiast głosić wszem i wobec, po wsze czasy, prawdę historyczną, skoncentrowali się na atakowaniu Polaków za rzekomy antysemityzm i spalenie przez pijaną tłuszczę kilkuset Żydów w Jedwabnem?

Zbrodnia zawsze będzie zbrodnią, bez względu na liczbę ofiar. Ale czy w ogóle można porównać bandycki wyczyn około 40 pijanych polskich chłopów z przemyślanym, metodycznym i pełnym premedytacji działaniem austriackich zbrodniarzy, którzy znacznie pomogli Hitlerowi w zgładzeniu ponad 5 milionów Żydów? Licząc tylko ofiary uśmiercone dzięki zbrodniczej inicjatywie Stangla, Götha, Reichleitnera, Eberla i Heima można mówić o ponad milionie zgładzonych Żydów. A Eichmann i jego zastępca Brunner to przecież Holocaust w czystej postaci. Mimo to żydowskie środowiska oraz koła syjonistyczne na Zachodzie nawet nie zająkną się dzisiaj o udziale Austriaków w Zagładzie. To irytuje, szczególnie oskarżanych o antysemityzm Polaków, ale także rodzi pytanie: skąd ta nagła demencja u pamiętliwych przecież Żydów?

Wiadomo, że po wojnie Niemcy kupili sobie żydowskie wybaczenie za swoje marki. W styczniu 1952 r. w izraelskim parlamencie (Knesecie) trwała burzliwa dyskusja o reparacjach, które Niemcy miały wypłacić Izraelowi. Ówczesny kanclerz Konrad Adenauer zgodził się na opcję premiera Ben Guriona – „za każdy dzień pobytu w obozie pięć niemieckich marek". Niemieckie urzędy skrupulatnie sprawdzały każde roszczenie i zaczęły wypłacanie setek milionów marek odszkodowań. Co kilka lat poszkodowanym wpada do kieszeni coś „ekstra”. W 2013 r. niemiecki tygodnik „Der Spiegel” poinformował o wypłacie dodatkowych 800 mln euro. Według tej cieszącej się prestiżem gazety, Niemcy wypłacają renty nawet tym Żydom, którzy nie byli uwięzieni w niemieckich obozach zamkniętych, ale mieli na przykład zakaz przemieszczania się. Ma to być rekompensata za ograniczenie Żydom ich praw obywatelskich podczas wojny. Biorąc powyższe fakty pod uwagę, można zrozumieć, że Żydzi już nie nazywają hitlerowskich zbrodni popełnionych podczas II wojny światowej niemieckimi, lecz nazistowskimi. Niemcy wykupili sobie za miliardy marek dyspensę, więc mogą – używając kolokwializmu – ściemniać. Ale co z Austriakami?

Tak czy owak, Niemcy próbowali rozliczyć się ze swoją nazistowską przeszłością. Nie do końca się udało, ale podczas wizyt w Polsce kolejnych kanclerzy padały z ich ust słowa pokory i ubolewania, a 7 grudnia 1970 r. w Warszawie kanclerz Willy Brandt ukląkł przed pomnikiem upamiętniającym ofiary warszawskiego getta. Ten gest przeszedł do historii. Natomiast Austriacy, których udział w Holocauście był nieproporcjonalnie duży, nie tylko publicznie nie wyrazili żadnej skruchy, to jeszcze usiłowali zatrzeć ślady swojego udziału w zbrodniach. Nie ma żadnego wytłumaczenia na to, że w obozach koncentracyjnych, obozach zagłady i na innych eksponowanych miejscach hitlerowskiego aparatu terroru znajdowało się więcej Austriaków, niż wskazywać by mogła ich liczba w stosunku do ludności III Rzeszy.

Czy winni tylko Niemcy?

W Austrii nadal panuje tendencja spychania całej winy na Niemców, zapominając przy tym, że Austriacy sami się do tych Niemców zaliczyli – w większości przypadków dobrowolnie i bez przymusu. Żydzi jakby tego nie zauważali, choć austriackie ręce są wprost unurzane w żydowskiej krwi. To chyba największa zagadka czasów powojennych.

Proces denazyfikacji w Austrii przebiegał surowo, ale tylko w początkowej fazie. Istniały trybunały ludowe, zapadały wyroki śmierci, których nie wykonywano – podobnie jak w Niemczech. Szybko jednak wybrano inną drogę, decydując się na… pojednanie z nazistami. Powód? Stricte polityczny. Rozpoczęła się bowiem przedwyborcza rywalizacja między poszczególnymi partiami o głosy nazistów, których w Austrii było bez liku. Rywalizowano także o ich wpływy, ponieważ naziści to była inteligencja. Wszyscy partyjni liderzy zdali sobie sprawę, że naziści są niezbędni, by móc wygrywać wybory. I proces denazyfikacji został brutalnie przerwany, nagle przestano wydawać wyroki skazujące nazistów. Tak postępowały wszystkie partie, z wyjątkiem komunistów. W rezultacie w Austrii rozmyło się gdzieś poczucie winy, tak mocno zakorzenione w Niemczech. Oficjalnie Austria długo reprezentowała pogląd, że „to nas nie obchodzi”, i że „jest to problem tylko samych Niemców”. Po wojnie Niemcy nie dyskutowali, czy są ofiarą Hitlera i rozliczyli się z przeszłością. Sumienie Austrii nadal obciążają Eichmann, Stangl, Kaltenbrunner, Globocnik oraz tysiące innych hitlerowskich zbrodniarzy z austriackim rodowodem.

Zagadka liberalnego, wręcz przyjaznego podejścia światowego żydostwa do Austriaków szybko nie zostanie wyjaśniona, o ile w ogóle kiedykolwiek to nastąpi. Dlatego każdy atak środowisk żydowskich na Polskę, Polaków i rzekomy polski antysemityzm powinien spotykać się z krótką ripostą: „A co z Austriakami? Co ze zbrodniami na Żydach popełnionymi z pełną premedytacją przez Eichmanna, Stangla, Kaltenbrunnera, czy Globocnika? Możemy z wami rozmawiać, polemizować, uzgadniać kwestie Jedwabnego oraz naszej odpowiedzialności za tę zbrodnię, ale dopiero wtedy, kiedy merytorycznie odniesiecie się do austriackich zbrodniarzy, austriackiego nazizmu, antysemityzmu i publicznie napiętnujecie postępowanie Austriaków podczas II wojny światowej”.

Jak wskazuje raport Forum Przeciwko Antysemityzmowi, w 2017 r. doszło w Austrii do znacznego wzrostu liczby ataków na tle antysemickim. Było ich 503 – od nienawistnych wpisów w mediach społecznościowych, przez pogróżki przez telefon lub wysyłane pocztą, po fizyczne napaści. To znaczący wzrost liczby ataków na tle antysemickim wobec 255 ataków w 2014 roku. Przypisuje się je sympatykom FPOe, nacjonalistycznej partii wywodzącej się z neofaszystowskiego ugrupowania Związku Niezależnych, utworzonego w 1949 r. przez byłych nazistów. W 2017 r. FPOe została trzecią siłą polityczną w kraju i weszła do koalicji rządzącej z Austriacką Partią Ludową (ÖVP) byłego kanclerza Sebastiana Kurza.

Fot. wikipedia

Wróć