Obelg, od których krew się burzy, było dużo więcej. Nie cytuję, bo oglądając to rozpasanie, mam chęć wziąć do ręki miotacz płomieni. W jednej z ostatnich „Gadek Tadka” sygnalizowałem, że mam głęboko w dupie tzw. poprawność polityczną, wciskaną nam na siłę przez oszalałych lewaków i część liberałów. Słowo Murzyn nie jest w moim odczuciu czymś obraźliwym, a jedynie neutralnym określeniem funkcjonującym od wieków. Nie mam zamiaru używać w swoich felietonach słów „gościni”, „ministra”, czy „psycholożka”, pozostanę przy gość, pani minister i pani psycholog, bo brzmią elegancko i dumnie. A komu to się nie podoba, nie musi mnie czytać. To wolny kraj.
Mam troje idoli, jak idzie o dziennikarstwo – Boba Woodwarda i Carla Bernsteina z „Washington Post”, którzy wykryli i ujawnili aferę „Watergate”, oraz niezwykle odważną Orianę Fallaci. Zbliża się osiemnasta rocznica śmierci tej wybitnej włoskiej pisarki i dziennikarki, więc należy się jej kilka słów w okolicznościowym felietonie autorstwa jednego z jej wyznawców. Postać Oriany do dzisiaj budzi mieszane uczucia, jednak przez większość cywilizowanego świata uznawana jest za jedną z najwybitniejszych dziennikarek XX wieku. Fallaci od zawsze wypowiadała się krytycznie wobec islamu i uznawała terroryzm islamski za największe zagrożenie XXI wieku. Brutalny, największy w dziejach ludzkości zamach terrorystyczny, jakim był atak we wrześniu 2001 r. na USA, stał się dla Oriany inspiracją do napisania pierwszej książki „Wściekłość i duma”, poświęconej kwestiom współczesnego islamu. Napisała w niej m. in.: „Są chwile w życiu, gdy milczenie staje się grzechem, a mówienie nakazem. Obywatelskim obowiązkiem, moralnym wyzwaniem, imperatywem kategorycznym, przed którym nie ma ucieczki”. Ostrzegała, że Europa jest zbyt tolerancyjna dla muzułmanów, a rok przed śmiercią nazwała wprost Stary Kontynent – „Euroarabią”. Ostrzeżenia dla współczesnej Europy kontynuowała w kolejnych książkach „Siła rozumu” oraz „Wywiad z sobą samą. Apokalipsa”. Bez ogródek kreśliła apokaliptyczną wizję Europy, jaka dzieje się na naszych oczach.
Oczywiście, tzw. poprawni politycznie, jak również tocząca się po równi pochyłej zgniła lewica, zarzucali jej rasizm i wytaczali procesy sądowe, a jej książki porównywano z „Mein Kampf” Hitlera. M. in. prezes Związku Muzułmanów we Włoszech postawił ją przed sądem w Bergamo za obrazę islamu i jego wyznawców w książce „Siła rozumu”. To ekstremista znany we Włoszech z określenia Chrystusa po ukrzyżowaniu jako „zwłoki, których widok jest szkodliwy dla muzułmańskich dzieci chodzących do szkoły”.
Fallaci miała oskarżenia islamistów głęboko gdzieś. Na stałe mieszkała w Nowym Jorku, wykładając na najlepszych, cieszących się światowym prestiżem uczelniach USA, jak Yale, Harvard czy Uniwersytet Columbia. Ceniła papieża Benedykta XVI i otwarcie chwaliła jego pracę „Jeżeli Europa nienawidzi samej siebie”. Natomiast Jana Pawła II krytykowała za chęć dialogu z islamem. Zmarła 15 września 2006 r. na raka płuc w rodzinnej Florencji. Oriana otrzymała liczne nagrody krajowe i międzynarodowe za swoją pracę dziennikarską, w których jasno i wprost wyrażała swoją opinię o zagrożeniach, jakie niesie ze sobą islam. Uznawała tę religię za z natury agresywną, niebezpieczną i reakcyjną. Odrzucała wszelkie tezy o istnieniu umiarkowanego islamu, uznając dialog Zachodu ze społecznościami muzułmańskimi za pozbawiony sensu. Z otwartą przyłbicą poddawała ostrej krytyce środowiska imigranckie w Europie, uznając je za nieasymilowalne.
Osiemnaście lat po śmierci Oriany jej tezy potwierdzają się i wracają niczym bumerang jako wrażliwy temat dyskusji o przyszłości Europy. Kiedy oglądałem wspomniany wyżej filmik z kopenhaskiej ulicy, zadałem sobie pytanie: „A może budzi się w tobie rasista, człowieku?”.
Tzw. poprawni politycznie twierdzą uporczywie (nie patrząc szerokim horyzontem), że każda kultura jest równie dobra i wartościowa. A ja się z tym w ogóle nie zgadzam. Jako mol książkowy wiem, że kultura islamu to siła niszcząca. Islam i jego odłamy likwidują nie tylko fizycznie (m. in. zamachy, jak na World Trade Center, dżihad, szahidzi – samobójcy, nożownicy), ale niszczą także ludzkie dusze. Jakaż to, k…a, kultura, która dozwala czynić kobiety żałosnymi niewolnicami, odzyskującymi człowieczeństwo dopiero po ucieczce na Zachód, po uwolnieniu się od tyranii ojców, mężów i braci? Kobiety w islamie nawet nie są w stanie pojąć, co to są człowieczeństwo, godność i wolność. Jako człowiekowi wychowanemu na Heglu, mającemu wolność w genach, absolutnie nie po drodze mi z taką kulturą i po prostu nie życzę sobie jej wokół siebie.
Po zmianie moich liberalnych poglądów w odniesieniu do masowego napływu imigrantów na Stary Kontynent, zmienił się automatycznie mój pogląd na wojnę w Strefie Gazy. W czerwcu 2007 r. cała władza w Strefie trafiła w ręce Hamasu, polityczno-militarnej islamskiej, fundamentalistycznej organizacji palestyńskiej o charakterze terrorystycznym. Amnesty International informowała o zamykaniu kolejnych gazet i nękaniu dziennikarzy oraz torturowaniu i mordowaniu przez Hamas przeciwników politycznych.
Rankiem 7 października ubiegłego roku uzbrojeni terroryści z Hamasu wdarli się na terytorium Izraela, mordując około 1200 osób i porywając do Strefy Gazy blisko 250 zakładników. Ponad stu z nich jest nadal przetrzymywanych w niewoli. Tysiąc kilkaset ofiar to jeden z najkrwawszych zamachów terrorystycznych w krótkiej historii XXI wieku. W roli głównej po raz kolejny islamscy terroryści. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że krwawą wojnę w Strefie Gazy rozpętał palestyński Hamas, a nie Izrael. Obrońcy uciśnionych biadolą, że był to akt samoobrony przed postępującą ekspansją Izraela na tym terytorium, ale co to za samoobrona, która kosztuje życie ponad tysiąca niewinnych osób, w tym kobiet, starców i dzieci? To nie jest samoobrona, to jest akt agresji – krwawy i zdradziecki, za który trzeba będzie ponieść odpowiedzialność. Dziw bierze, jak dalece filmik z ulicznej pyskówki na ulicy Kopenhagi może zmienić tok myślenia i postrzeganie świata… Z dnia dzień stałem się stronnikiem Izraela w wojnie z Hamasem i kibicem każdego, kto w obronie europejskiej kultury, naszego stylu życia, wolności oraz cywilizacji toczy boje z okrutną dziczą.
Niekontrolowany napływ do Europy ludzi z innych kręgów kulturowych musi zostać zahamowany. Nasz kontynent to nie przytułek dla biedaków żądnych lepszego życia, czy wysypisko asocjalnych, którzy pałają nienawiścią do „niewiernych” i za pomocą noży, maczet, bądź ładunków wybuchowych sieją wśród Europejczyków terror i strach. Azyl tak, ale wyłącznie dla osób, którym grozi w ojczyźnie utrata wolności, bądź utrata życia.
Do polityków UE zaczyna wreszcie docierać, że gniew ludu może być straszny i utrata stanowisk oraz władzy jest bardzo blisko. Sukcesy wyborcze AfD w Niemczech i Marine Le Pen we Francji powinny być dla nich ostatnim sygnałem ostrzegawczym. Po ataku terrorystycznym w Solingen koalicja rządowa Niemiec znacznie zaostrza przepisy azylowe, m. in. poprzez łatwiejsze deportacje i obcięcie zasiłków. Ponadto każdy, kto otrzymał azyl w Niemczech i zdecyduje się na odwiedzenie ojczystego kraju, musi spodziewać się utraty statusu azylanta i deportacji. Brytyjski parlament przyjął ustawę umożliwiającą deportacje nielegalnych uchodźców do Rwandy. Jeszcze dalej poszli Węgrzy: „Jeśli Bruksela chce, żebyśmy ich wpuścili, to wpuścimy ich, wsadzimy do autobusu i wysadzimy przed biurem Ursuli von der Leyen” – powiedział Tamás Menczer, rzecznik rządzącej krajem partii Fidesz. Bunt rozlewa się po Europie, więc zwiększa się nadzieja na postawienie szlabanu nielegalnej emigracji. Tak czy siak, dalsze tolerowanie przez Brukselę istniejącego stanu rzeczy może zakończyć się wkrótce politycznym trzęsieniem ziemi i zmianami władzy w wielu państwach.