Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Mielizny polszczyzny

24-08-2015 10:19 | Autor: Mirosław Miroński
Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że język, którym posługuje się na co dzień, stanowi wielką wartość. Oczywiście, nie chodzi o język, który większość z nas ma w jamie gębowej, a mówiąc bardziej elegancko, w jamie ustnej, będącej początkowym odcinkiem układu pokarmowego. Chodzi o podstawowy element narodowej tożsamości i dobro narodowej kultury.

„Język polski stanowi podstawowy element narodowej tożsamości” – tak zostało zapisane w ustawie o języku polskim. Jak każde dobro również język należy chronić i dbać o jego odpowiedni poziom. Wynika to także z postanowień powyższej ustawy.

O tym, jak ważny jest język, świadczą próby rusyfikacji i germanizacji podejmowane przez zaborców w różnych okresach i heroiczna walka o zachowanie języka polskiego jako podstawy tożsamości narodowej.

Skoro więc nasz język jest tak ważny, dlaczego pozwalamy na jego profanowanie? Dlaczego to, co było ważne dla naszych przodków walczących z zaborcami i okupantami o przetrwanie polskości i ojczystego języka, dla nas przestało mieć znaczenie?

W telewizji, radiu i Internecie spotykamy się z jego kaleczeniem. W coraz bardziej nachalnych reklamach aż roi się od wulgaryzmów, zapożyczeń z innych języków i językowego niechlujstwa.

Nagminne stało się używanie wyrażeń bez znaków diakrytycznych – mówiąc wprost jest to okropna maniera, która opanowała całe rzesze kobiet. Zarówno w miastach, jak i na prowincji. Chodzi o niewymawianie zgłosek „ć”, „ś”, ź. W efekcie słyszymy pietnascie zamiast piętnaście itd. Można zadać sobie pytanie, czy jest to tylko niechlujstwo językowe, czy coś więcej. Co ciekawe, tej manierze nie ulegają mężczyźni in gremio, chociaż – niestety – zdarzają się wyjątki.

Nie mam nic przeciwko wykorzystywaniu zwrotów obcojęzycznych w reklamach. Czasem nie da się tego uniknąć. Coś się we mnie jednak burzy, gdy słyszę w reklamie, że jest środek do wzięcia na wzdęcia. Takich reklam jest wiele. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego reklamodawcy ani odpowiedzialne za to redakcje nie reagują? Czy to świadoma próba „wklepania” określonego tekstu reklamującego jakiś produkt do podświadomości konsumenta. Wątpię. Czy stają za tym jacyś ludzie, którym zależy na pozbawianiu Polaków najważniejszego elementu tożsamości kulturowej i narodowej? Być może. Osobiście reaguję na reklamy prostackie, sztampowe i zrobione bez polotu kliknięciem pilota do telewizora. Nie kupuję też towarów, które są w taki sposób reklamowane.

Zachęcam wszystkich rodaków, by robili tak samo. Jeśli nikt nie dba o nasze interesy, a na pewno zachowanie polskiego języka leży w interesie nas wszystkich, powinniśmy zadbać o to sami. Nic tak nie przekona reklamodawców do dbałości o nasz język, jak utrata zysków.

Język polski, tak jak każdy język, to żywy organizm, który stale się rozwija, wzbogaca, unowocześnia. Są to procesy naturalne stale towarzyszą jego ewolucji, są też odzwierciedleniem zmian cywilizacyjnych. Powinniśmy korzystać z niego i używać go w sposób mądry i z rozwagą, by nie zepsuć tego, co zostawili nam nasi przodkowie. Nie wystarczy mieć ustawę na papierze, ani ustanowić jakiś rok Rokiem Języka Polskiego. Po prostu bądźmy z naszego języka dumni i dbajmy, by zachował swoje piękno i bogactwo dla następnych pokoleń.

Wróć